Poczekaj na mnie

newsempire24.com 1 dzień temu

Krzysztof wysiadł z pociągu na peron i wciągnął głęboki oddech. W rodzinnym mieście powietrze jest inne niż gdziekolwiek indziej na świecie. A był w wielu miastach i krajach. Zawsze ciągnęło go tutaj.

Szedł znajomymi ulicami z dzieciństwa, zauważając najmniejsze zmiany. Oto i jego podwórko, otoczone czterema ceglanymi blokami – dwoma długimi z pięcioma klatkami i dwoma krótszymi z dwoma wejściami. Przestronne, podzielone na dwie części: plac zabaw z kolorową zjeżdżalnią, piaskownicą i prostymi drążkami. Kiedyś były tu jeszcze huśtawki i metalowa półkula zwana pajęczyną. Po upadku z niej Krzysztof miał bliznę nad brwią.

Druga część podwórka to ogrodzone boisko z bramkami i koszem do koszykówki. Zimą zalewano je na lodowisko. Wczesny poranek – podwórko puste. Gdyby miał piłkę, na pewno strzeliłby gola, jak dawniej.

Ech, dobre to były czasy. Piotrek wyjechał gdzieś na Śląsk, ożenił się, ma dwójkę dzieci. A Marek już po raz drugi odsiaduje wyrok. No cóż, życie rozrzuciło ich w różne strony.

Z klatki wyszedł mężczyzna z psem, Krzysztof krzyknął, by nie zamykał drzwi. Słaba żarówka ledwo świeciła. Musiał chwilę postać, by oczy przyzwyczaiły się do półmroku. Ile razy próbowali wkręcać mocniejsze żarówki, zawsze ktoś wymieniał je na te słabe. Tak było od zawsze. Szkoda, iż nikt jeszcze nie złamał nogi na tych wąskich, ciemnych schodach.

Krzysztof wszedł na drugie piętro i zatrzymał się przed żelaznymi drzwiami po prawej. Tu kiedyś mieszkała Kinga. Nie Kinka, nie Kingusia – właśnie Kinga. Tak prosiła, by ją nazywać. Jego pierwsza, rozpaczliwie nieodwzajemniona miłość.

Dawniej często naciskał dzwonek i uciekał na swoje trzecie piętro. Tam czekał, aż Kinga otworzy drzwi. Przemknęła mu myśl, by zrobić tak samo, ale nie biega już tak zwinnie po schodach. Poza tym, nie przystoi dorosłemu mężczyźnie tak się wygłupiać. I w sumie nie był pewien, czy ona tu jeszcze mieszka.

Uśmiechnął się lekko i ruszył na trzecie piętro. Oto drzwi jego mieszkania. Zawsze otwierała mama, choćby gdy żył ojciec. Zmarł dwa lata temu. Krzysztof był wtedy w rejsie, nie zdążył na pogrzeb.

Nacisnął dzwonek. niedługo zaskoczył zamek, drzwi się uchyliły. Gdy zobaczyła syna, mama szeroko je otworzyła i rzuciła mu się w objęcia.

— Synku! — Przytulili się na progu. Mama odsunęła się. — Daj się napatrzeć. — I znów przycisnęła go mocno.

Za życia ojca farbowała włosy, starannie je układała. Teraz na przedziale widać szeroki pas siwizny.

— Śniłeś mi się wczoraj. Wiedziałam, iż przyjedziesz. Na długo? Ojej, stoimy w drzwiach… Wchodź już. — Zamknęła je i znowu go objęła.

Minęły pierwsze chwile radosnego powitania. Krzysztof zdjął buty, sięgnął po swoje kapcie stojące na półce. Czekały na niego. Za to ojca klapki mama już schowała.

— To dla ciebie, mamo. — Podał jej siatkę z prezentami.

— Najlepszym prezentem jesteś ty — odparła, chociaż i tak zajrzała do środka. — Zaraz zagotuję wodę. Może coś zjesz? — Zaczęła krzątać się po kuchni, nakrywając do stołu.

— A ja gapa, chleba zapomniałam kupić. Zaraz skoczę… — Zatrzymała się, mrugając bezradnie. — Sklepy jeszcze zamknięte.

— Nic nie szkodzi. Pójdę później. Usiądź — uspokoił ją Krzysztof.

Kuchnia wydała mu się malutka. Kabina na statku była większa. Jak ona tu w ogóle utrzymywała porządek?

— Jak się czujesz? — Pogładził zmęczoną dłoń mamy.

— Po trochu. A ty? Wciąż nie ożeniłeś się? — W jej oczach pojawił się smutek.

— Nie wszystkie kobiety chcą czekać pół roku na marynarza.

Po śniadaniu mama zaczęła gotować jego ulubiony barszcz, a Krzysztof poszedł po chleb na osiedlowy sklep. Schodząc, znów zatrzymał się na chwilę przy drzwiach Kingi.

Dopiero po kilku dniach odważył się nacisnąć dzwonek. Zamek zaskoczył, drzwi się uchyliły. Ujrzał Kingę. Serce uderzyło mocno, jakby chciało wyskoczyć z piersi. Prawie się nie zmieniła, trochę przytyła, ale to jej pasowało.

— Kogo pan szuka? — spytała, przebiegając wzrokiem po jego sylwetce.

— Przepraszam. — Krzysztof cofnął się w stronę schodów.

— Krzysztof? To pan Krzysztof? — zatrzymał go jej głos.

“Poznała mnie!” — serce podskoczyło z radości…

***

— Spudłowałeś! Przez ciebie przegraliśmy! — warknął Piotrek, przeciągając nosem i przechodząc w pisk.

— Co tam, następnym razem wygramy — pospieszył uspokoić go Krzysiek, czując się winny.

— Taak, jasne — rzucił Piotrek, odchodząc. — Nie umiesz grać, to się nie pchaj.

— Ja nie umiem? To ty przepuściłeś Jacka pod bramkę. — Piotrek, czekaj! — Dogonił go i złapał za rękę.

— Odczep się! — Szarpnął się i pchnął kolegę.

— Sam się odczep! — Krzysiek też go pchnął.

Przez chwilę przepychali się, aż w końcu zwarli w walce, przewracając się na trawę.

— Przestańcie w tej chwili! — rozległ się nad nimi ostry dziewczęcy głos.

Chłopcy przestali się bić i gapili się na piękną dziewczynę. Sapiąc, wstali z ziemi. Piotrek otrzepał ubranie i poszedł do domu. A Krzysiek stał, patrząc za dziewczyną. W końcu ruszył za nią. Przed klatką obejrzała się.

— Czego za mną łazisz?

— Ja nie za tobą, tylko do domu idę.

— Wychodzi na to, iż mieszkamy w tej samej klatce? No i wygląd masz — koszulkę poderwałeś.

— Gdzie? — Odsunął brzeg materiału na brzuchu.

— No, chodź, zaszyję ci.

Weszli na drugie piętro, dziewczyna otworzyła drzwi.

— Tu mieszkała staruszka. Jesteś jej wnuczką? — spytał KrzKrzysztof uśmiechnął się, wziął jej dłoń i odpowiedział cicho: “Tym razem nie ucieknę, Kingo,” a w jego oczach błysnęła nadzieja na nowy początek.

Idź do oryginalnego materiału