Nie otwieraj drzwi do tajemnic

twojacena.pl 2 godzin temu

Nina Kowalska stała przy oknie, opierając dłoń o zimną szybę, i patrzyła, jak pan Jan, dozorca, zgrabia ostatnie żółte liście. Październik był wyjątkowo deszczowy, a w jej sercu panowała równie szara i wilgotna aura.

„Mamo, znowu stoisz przy oknie?” – do pokoiu weszła Kasia, córka, już niemłoda, pod czterdziestkę. – „Zrobić ci herbaty?”

„Proszę” – odparła Nina, nie odwracając się. – „Kasiu, a co to u nas stuka w schowku? Wczoraj wieczorem słyszałam, dziś rano znowu.”

Kasia zmarszczyła czoło, postawiła czajnik na kuchence.

„Mysz chyba. Albo rury, stary dom. Mamo, nie wymyślaj. Budynek z lat sześćdziesiątych, wszystko tu skrzypi i stuka.”

„Nie, to nie mysz. Myszy inaczej szeleszczą, a tu właśnie stuka. Jakby ktoś od środka.” – Nina odwróciła się do córki. – „Może zajrzymy?”

„Mamo, przecież wczoraj sprawdzałyśmy! Tam stare graty, narzędzia taty, słoiki z przetworami. Nic więcej. Po prostu jesteś nerwowa po szpitalu.”

Nina ciężko westchnęła. Miesiąc temu wylądowała w szpitalu z sercem, a teraz córka kręciła się wokół niej jak kwoka, bojąc się zostawić samą. Wyniosła się z własnego M2, wzięła urlop. A Nina czuła się jak kula u nogi.

„Kasiu, wracaj do domu. Czuję się dobrze. A poza tym, twój Marek za tobą tęskni.”

„Marek przeżyje. Ale jeżeli coś ci się stanie, nie wybaczę sobie.” – Kasia zalała wrzątkiem fusy, podała matce kubek. – „Pij, póki gorące.”

Usiadły przy kuchennym stole, gdy nagle znów rozległo się stukanie. Wyraźne, rytmiczne – raz, dwa, trzy, przerwa, i znowu.

„Słyszysz?” – Nina chwyciła córkę za rękaw. – „Znowu to samo.”

Kasia nachmurzyła się, nasłuchiwała. Stukanie powtórzyło się.

„Chodźmy sprawdzić” – zdecydowała, wstając.

Schowek był za kuchnią – mała, ciemna przestrzeń pełna domowych rupieci. Kasia zapaliła światło, rozejrzała się. Półki z słoikami, stare pudła, warsztatowe narzędzia ojca. Wszystko na swoim miejscu.

„Widzisz? Nikogo tu nie ma” – powiedziała.

„A to co?” – Nina wskazała na odległą półkę, gdzie stała nieznana szkatułka.

Kasia podeszła bliżej. Była staroświecka, z ciemnego drewna, z mosiężnymi okuciami. Na wieku wyryte były jakieś znaki, przypominające pismo.

„Skąd ona się tu wzięła?” – zdziwiła się. – „Nie pamiętam takiej.”

„Ja też nie. Dziwne…” – Nina sięgnęła po szkatułkę, ale córka ją zatrzymała.

„Nie dotykaj. Może sąsiedzi coś podrzucili? Albo administrator? Zapytamy pana Jana, on wie wszystko o tym budynku.”

Wyszły ze schowku, ale Nina co chwila spoglądała za siebie. Coś ją niepokoiło. A stukanie ustało, gdy tylko tam weszły.

Wieczorem Kasia zadzwoniła do męża.

„Marek, jak tam? Zostanę jeszcze kilka dni, mama coś nerwowa. Mówi, iż coś stuka w schowku. Znaleźliśmy tam jakąś dziwną szkatułkę.”

„Może do lekarza? Po zawale czasem ludzie mają omamy” – zasugerował.

„To nie omamy. Ja też słyszałam. I szkatułka jest prawdziwa. Jutro spytam dozorcę.”

„Kasia, a ty jej nie otwierałaś?”

„Nie, mama zabroniła. I strach jakoś. Piękna, ale dziwnie niepokojąca.”

„Dobrze zrobiłyście. Kto wie, co tam…”

Nazajutrz Nina obudziła się od stukotu. Był głośniejszy, natarczywszy. Jakby coś domagało się uwagi. Narzuciła szlafrok, poszła do kuchni. Kasia jeszcze spała w salonie.

Stukoto narastało. Nina przyłożyła ucho do drzwi schowka. Dźwięk dochodził właśnie stamtąd, z głębi, od tej półki.

„Kto tam?” – szepnęła.

Stukanie ustało. Cisza. A potem – jeden, głośny uderzenie.

Nina odskoczyła, serce waliło jak młot. Pobiegła budzić córkę.

„Kasia! Wstawaj, szybko!”

„Co się stało, mamo?” – zerwała się przerażona.

„Tam… w schowku… odpowiedziało mi!”

„Co odpowiedziało?”

„Zapytałam, kto tam, a ono stuknęło raz. Jakby odpowiedziało!”

Kasia przetarła twarz, spojrzała na zegarek. Wpół do siódmej rano.

„Mamo, jesteś pewna?”

„Absolutnie. Kasiu, może wezwiemy kogoś? Hydraulika? Albo… księdza?”

„Księdza?” – zdziwiła się. – „Mamo, przecież nigdy nie byłaś wierząca.”

„A teraz zaczynam. Jest coś na tym świecie, czego nie rozumiemy.”

Po śniadaniu zeszły na dół szukać pana Jana. Stary dozorca zamiatał chodnik, pogwizdując.

„Panie Janie” – zawołała Kasia. – „Możemy na chwilę?”

„Oczywiście, Kasiu. Co się stało?”

„Wie pan, kto mógł podrzucić tę szkatułkę do naszego schowka? Wczoraj ją znalazłyśmy, ale nie wiemy, skąd się wzięła.”

Jan odłożył miotłę, spojrzał uważnie.

„Szkatułkę? Jaką szkatułkę?”

„Starożytną, drewnianą, ze znakami” – opisała Nina.

Twarz dozorcy zmieniła się. Zbladł, oparł się o ścianę.

„Oj, to nie wróży dobrze… Nie wróży. A otwierałyście?”

„Nie” – odparła Kasia. – „Pan coś o niej wie?”

„Wiem. Należała do Marii Nowak, z czternastego. Pamiętacie ją?”

Nina skinęła głową. Maria Nowak zmarła trzy lata temu, stara panna, samotna. Dziwna była, ludzie się jej bali.

„Więc tak” – ciągnął Jan. – „Jak umierała, kazała mi: szkatułki nikomu nie dawać, nie otwierać, zakopać. Mówiła, iż zamknęła w niej coś, co nie powinno ujrzeć światła.”

„I co pan zrobił?” – spytała Kasia.

„A no wziąłem, zaniosłem na cmentarz, zakopałem przy jej grobie. Głęboko, kamieniem przywaliłem. A ona, widzę, wróciła…”

Kobiety wymieniły spojrzenia.

„Panie Janie, to jakaś bzdura” – oburzyła się Kasia. – „Szkatułki same nie chodzą.”

„Nie wiem, jak do wasKiedy Nina odwróciła kluczyk w zamku, usłyszała tylko cichy trzask, a potem… nagle zrozumiała, dlaczego Maria Nowak prosiła, by nigdy tego nie robić.

Idź do oryginalnego materiału