**Siwizna w brodę. Życiowa historia**
Wojtek, Wojtek? Jak tam w pracy? Wszystko w porządku?
Normalnie. Jak zawsze.
Wojtek, Wojtuś, chodźmy na kolację! Nalepiłam pierożków, takich jak lubisz. Chodź, dobrze?
Nie jestem głodny.
Wojtek, Wojtuś, no jak to? Czekałam na ciebie, bez ciebie nie siadałam.
Słuchaj, Danusiu, no co ty za jedna? Przyczepiłaś się jak rzep do psiego ogona, na Boga! Przykleiłaś się! Zmęczyłaś mnie, nie mam już siły. Czy ty, jak małe dziecko, bez mnie jeść nie potrafisz? W gębie ci się przewróci?
Wojtek, Wojtuś, no nie krzycz, co?
Wojtek, Wojtuś! Phi! Już słuchać obrzydliwie! Tobie samej się nie nudzi, Danusiu? Po co się przede mną tak płaszczysz? Czy ty nic nie rozumiesz? Duszę się z tobą, rozumiesz? Niedługo w ogóle nie będę mógł oddychać. Jesteś dusząca, a twoja troska taka, taka… Mam dość, Danusiu, sił brak. Nie żyję z tobą, męczę się. To twoje Wojtek, Wojtek! Ile razy mam mówić, iż słyszę, nie ma co powtarzać!
Wojtek, Wojtuś. Chodź, wypijmy kieliszek, będzie lżej. Musisz odpocząć, zmęczyłeś się. Danusia winowato spoglądała na męża i szarpała rąbek fartucha.
Ty naprawdę jesteś głupia, czy udajesz? I jeszcze ten fartuch założyłaś! Mam inną, rozumiesz, inną! Kocham ją, tylko nią oddycham! Odchodzę od ciebie, Danusiu.
Odchodzisz? Dobrze przemyślałeś? Nie patrz, iż jestem taka miękka, drogi powrotnej nie ma. Znasz mnie. jeżeli pójdziesz idź, ale wiedz, iż nie przyjmę cię z powrotem. A czy jesteś potrzebny tej innej? Myślisz, iż łatwo mi patrzeć, jak nic się nie dzieje? Myślisz, iż łatwo siedzieć z tobą przy stole i wiedzieć, iż masz inną? Popatrz, Wojtek, zastanów się dobrze, czy twoja miłość jest na tyle silna, by rozwalić rodzinę w jednej chwili?
Nie wrócę, nie licz na to.
Wojtek, nie zdejmując butów, przeszedł do sypialni. Na czystych, domowej roboty dywanikach zostały brudne ślady męskich cholew. Wyciągnął plecak i zaczął pakować swoje nieliczne rzeczy. Obejrzał się po pokoju i, nie patrząc na Danusię, wyszedł do sieni. Gdy szedł z jednego końca wsi na drugi, w głowie kotłowały mu się myśli.
Po co to wszystko? Czy postępuje słusznie, odchodząc od żony? Przecież ponad 20 lat żyli razem, syn dobry, wojskowy. Mieszka wprawdzie daleko, tylko rozmawiamy przez telefon. Nie nawozi się tak daleko. Ciekawe, jak syn zareaguje na rozwód? Ale nie dziecko już, powinien zrozumieć. Wszystko w Wojtku wypaliło się, nie ma już nic, choćby szacunku dla żony. Właśnie przez to jej Wojtek, Wojtek!. Przecież dawno wszystko wie, a milczy, patrzy w oczy. Inna by mu dawno w twarz wskoczyła, podrapała, a ta tylko czasem cicho spogląda z wyrzutem. Za co ją szanować, skoro ona sama nie ma do siebie szacunku? A jeszcze ta jej starzyzna. Zupełnie zwarowała. Normalna kobieta była, a nie, wbiła sobie do głowy, iż potrzebuje kuchni z drewna, koniecznie z samowarem i domowymi dywanikami. Jak głupia, na Boga, po całej wsi te chodniki zbierała, podłogę w kuchni rozwaliła, żeby drewnem wyłożyć.
Nie, Kasia jest zupełnie inna. Już samo imię mówi za siebie. Kobieta ze stalowym charakterem. A przecież jeszcze młoda. Trochę starsza od syna. Mogła być synową, a patrz, żoną się stanie i taka bliska, z nią Wojtek znów poczuł się młody, na nowo nauczył się oddychać. Żadnych pierogów, barszczy i dywaników z samowarami. choćby mówi inaczej niż Danusia. Ta ze swoją starzyzną zupełnie rozum straciła, nie tylko w domu, ale i w głowie. U Kasi wszystko nowoczesne. Kolorowe szafki, modne ubrania. I figura nie to, co u Danusi. Ta zupełnie się zaniedbała, rozlała się, jak barka, tylko chodzi, w gębę mu, Wojtkowi, zagląda, stara się dogodzić. Dobrze zrobił, iż odszedł. Dawno powinien był ten krok zrobić. No nic, teraz wszystko będzie inaczej.
***
Danusia siedziała na środku kuchni, patrzyła na brudne, ohydne plamy na dywanikach i cicho płakała. Bo on niczego nie zrozumiał! Nie zrozumiał, po co ta cała starzyzna, dywaniki, samowar. A ona, głupia, jeszcze się łudziła! I te plamy, jakby po duszy, po sercu tą brudną stopą przeszli!
Obejrzała się wokół, wstała z podłogi i ze złością zaczęła zdejmować brudne dywaniki. Komu to potrzebne? Nic on nie pamięta, nic świętego w nim nie ma! A ta to w ogóle dziwka, on ją pamięta młodą, ona tylko trochę starsza od ich syna, ta Kasia. Wróciła do wsi, modna, młoda, ładna. I od razu jakoś wkręciła się do biura spółdzielni. Od razu znalazło się stanowisko, a jakże, specjalistka, a młodym trzeba drogę otwierać. W dwa lata doszła do starszej księgowej. Prezes spółdzielni się w niej zadurzył, często się widywali. Ale z rodziny nie odszedł, jedna rzecz zabawić się z młodą, a zupełnie inną rodzinę rozwalać. A Wojtek jak cielak skinęła, to i poszedł. Tylko czy on jej potrzebny? Na weterynarza pensji nie roztrwoni. No trudno, swój wybór zrobił, drogi powrotnej nie ma.
***
Przypomniała sobie Tamten Rok, kiedy pobrali się z Wojtkiem. Młodzi, zapalczywi, wszystko im było jedno. Nie ma pieniędzy? Nieważne, mają całą komorę ziemniaków. I co, iż drobne! Wieczorem rozpalą ognisko na podwórku i siedzą, przytuleni do siebie. Ognisko zgaśnie, wrzucą ziemniaki w gorący popiół. Potem jedzą je prosto ze skórką, twarze oboje czarne, a im smacznie i wesoło. Zamieszkali w jednej chałupie, gdzie sama staruszka żyła. Staruszkę dzieci zabrały, a dom był spółdzielczy. I w tym domu Danusia znalazła prawdziwe bogactwo. Dywaniki domowej roboty, nowiusieńkie, leżały na strychu, samowar, meble wszystkie zostały. Danusia dom wymyła, dywaniki w balii na podwórku prała, razem z Wojtkiem jeździli nad rzekę płukać. Z












