**Dziennik osobisty**
Telefon zadzwonił dokładnie o siódmej rano, gdy Jadwiga właśnie wstała i poszła do kuchni nastawiać czajnik. Spojrzała na ekran i skrzywiła się – dzwoniła młodsza siostra, Bogusia.
– Cześć, Boguś, co się stało? Wiesz przecież, iż jeszcze nie jestem w pełni rozbudzona.
– Jadźka, przyjeżdżaj natychmiast do mamy! – głos Bogusi brzmiał zdenerwowany. – Już wszystko załatwiłam, mam dokumenty. Sprzedajemy mieszkanie mamy i umieszczamy ją w dobrym domu opieki.
Jadwiga o mało nie upuściła telefonu.
– Co powiedziałaś? Jaki dom opieki? O czym ty w ogóle mówisz?
– Nie udawaj, iż nie rozumiesz! Mama coraz gorzej radzi sobie sama. Wczoraj zostawiła włączony gaz, a przedwczoraj sąsiadka znalazła ją na klatce schodowej – zapomniała, na którym piętrze mieszka. Tak dalej być nie może!
– Boguś, zaczekaj. Porozmawiajmy spokojnie. Jakie dokumenty załatwiłaś?
– Pełnomocnictwo do sprzedaży mieszkania. Mama sama podpisała. Wytłumaczyłam jej, iż to dla jej dobra.
Jadwiga poczuła, jak krew zaczyna jej wrzeć.
– Oszalałaś? Jak mogłaś coś takiego zrobić bez naszej zgody? Mama ma dwoje dzieci, w końcu!
– A gdzie ty byłaś przez cały ten czas? – warknęła Bogusia. – Przyjeżdżasz do mamy raz w tygodniu na chwilę i myślisz, iż spełniasz córczyn obowiązek? A ja codziennie po pracy do niej zaglądam, robię zakupy, pilnuję, żeby brała leki!
– Pracuję od rana do nocy, dobrze o tym wiesz! I mieszkam nie za rogiem, jak ty!
– Właśnie! Dlatego ja decyduję, co jest dla mamy najlepsze. Przyjeżdżaj, jeżeli chcesz pożegnać się z mieszkaniem. Jutro przychodzi pośrednik.
Bogusia rozłączyła się. Jadwiga stała na środku kuchni z telefonem w ręce, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszała. Jej młodsza siostra, którą do niedawna postrzegała jako rozpieszczoną dziewczynkę, nagle wzięła sprawy w swoje ręce i zdecydowała o losie ich siedemdziesięciopięcioletniej matki.
Jadwiga gwałtownie się ubrała i pojechała do mamy. Po drodze przypominała sobie, jak po śmierci ojca to ona, jako starsza, przejęła większość obowiązków. Pomagała finansowo, zajmowała się sprawami domowymi, woziła mamę do lekarzy. A Bogusia wtedy kończyła studia, żyjąc beztroskim życiem studentki.
Mieszkanie mamy znajdowało się na trzecim piętrze starej kamienicy na Woli. Jadwiga weszła po dobrze znanych schodach i zadzwoniła. Otworzyła mama – Helena Kowalska, drobna kobieta o uważnych piwnych oczach.
– Jadziu, kochanie! – ucieszyła się. – Tak wcześnie przyjechałaś. Coś się stało?
– Mamo, musimy poważnie porozmawiać.
Poszły do kuchni. Mama nastawiła czajnik i wyjęła z szafki kruche ciasteczka.
– Mamo, powiedz mi, co robiłaś wczoraj. Jak wyglądał twój dzień?
Helena zamyśliła się.
– Rano wstałam, zjadłam śniadanie. Potem… przyszła Bogusia. Rozmawiałyśmy o czymś. Przyniosła jakieś papiery.
– Jakie papiery, mamo?
– Nie pamiętam dokładnie. Mówiła, iż to dla mojego dobra. Że muszę podpisać.
– I podpisałaś?
– No tak. Boguś lepiej się na tym zna. Jest przecież księgową.
Jadwiga zacisnęła pięści. Mama faktycznie stała się roztargniona, ale to nie znaczy, iż straciła prawo do decydowania o swoim życiu.
– Mamo, a pamiętasz, o czym jeszcze mówiła Bogusia?
– Coś o domu opieki. Mówiła, iż tam będzie mi lepiej, iż ktoś się mną zaopiekuje. Ale ja nie chcę stąd wyjeżdżać, Jadziu. To przecież mój dom.
W oczach mamy pojawiły się łzy. Jadwiga przytuliła ją.
– Nigdzie nie pojedziesz, mamo. Nie pozwolę.
W tej chwili zadzwonił dzwonek do drzwi. Weszła Bogusia – energiczna, krótko obcięta kobieta po czterdziestce w eleganckim kostiumie.
– A, już jesteś – powiedziała, widząc Jadwigę. – Dobrze. Możemy teraz porozmawiać jak dorośli.
– Jak dorośli? – Jadwiga wstała od stołu. – Ty nazywasz dorosłym zachowaniem oszukiwanie bezbronnej starszej kobiety?
– Nikogo nie oszukałam! Mama sama zgodziła się podpisać pełnomocnictwo.
– Mama nie rozumiała, co podpisuje!
– A mama wciąż tu jest! – wtrąciła się Helena Kowalska. – I proszę, nie krzyczcie w moim mieszkaniu!
Siostry umilkły. Mama rzadko podnosiła głos, ale gdy to robiła, wszyscy słuchali.
– Bogusiu, wytłumacz mi jeszcze raz, co to za papiery podpisywałam wczoraj.
Bogusia usiadła obok mamy i wzięła ją za rękę.
– Mamo, dałam ci do podpisania pełnomocnictwo na sprzedaż mieszkania. Znalazłam też świetny dom opieki. Jest tam czysto, ładnie, jest lekarz, kuchnia przygotowuje dietetyczne posiłki. Będziesz miała własny pokój, a my będziemy cię odwiedzać, kiedy tylko zechcemy.
– Ale ja nie chcę sprzedawać mieszkania – cicho powiedziała mama. – Tu jest całe moje życie. Tu mieszkał wasz tata.
– Mamo, zrozum, to niebezpieczne, żebyś tu została sama. Możesz zostawić włączony gaz, upaść, a nikt się nie zorientuje.
– Mam sąsiadów, mam was.
– Sąsiedzi to obcy ludzie. A my pracujemy. Jadźka mieszka na drugim końcu Warszawy, ja też nie mogę być tu non stop.
Jadwiga nie wytrzymała.
– Boguś, możemy zatrudnić opiekunkę. Albo ja wezmę mamę do siebie.
– Opiekunka kosztuje majątek. A ty masz kawalerkę, gdzie ją ulokujesz?
– Jakoś się da!
– Jakoś? – Bogusia podniosła głos. – Jadźka, przestań udawać wzorową córkę! Chcesz, żeby mama żyła w twojej klitce na wersalce? Albo żebym ja dalej biegała między pracą, domem a codziennymi wizytami tutaj?
– Ja cię nie prosiłam o to bieganie!
– Nie prosiłaś? A kto miał to robić? Myślałaś, iż mama sama o siebie zadba?
Helena Kowalska wstała od stołu.
– Dziewczynki, idźcie jużMama spojrzała na obie córki i powiedziała łagodnie: “Najważniejsze, iż jesteśmy razem i możemy znaleźć rozwiązanie, które będzie dobre dla nas wszystkich”.