Ela nigdy nie widziała świata, ale czuła jego ciężar w każdym oddechu. Urodziła się niewidoma w rodzinie, która ceniła sobie pozory, przez co często czuła się jak niepasujący element układanki. Jej dwie siostry, Zosia i Hania, były podziwiane za urodę i wdzięk. Goście zachwycali się ich błyszczącymi oczami i manierami, podczas gdy Ela pozostawała w cieniu, niemal niezauważana.
Jedyną osobą, która okazywała jej ciepło, była matka. Gdy jednak zmarła, gdy Ela miała zaledwie pięć lat, dom stał się inny. Ojciec, kiedyś łagodny, stał się zimny i wycofany. Nigdy nie zwracał się do córki po imieniu – mówił o niej nie wprost, jakby samo przyznanie, iż istnieje, było dla niego uciążliwe.
Ela nie jadała posiłków z rodziną. Zamykano ją w małym pokoiku z tyłu domu, gdzie uczyła się poznawać świat przez dotyk i dźwięk. Książki w alfabecie Braille’a stały się jej ucieczką. Godzinami śledziła palcami wypukłe kropki, które opowiadały historie dalekie od jej rzeczywistości. Wyobraźnia była jej najwierniejszym towarzyszem.
W dniu dwudziestych pierwszych urodzin zamiast życzeń ojciec wszedł do jej pokoju ze złożonym materiałem i krótkim zdaniem: „Jutro wychodzisz za mąż”.
Ela zdrętwiała. „Za kogo?” – zapytała cicho.
„Za człowieka, który sypia pod kaplicą we wsi” – odparł ojciec. „Jesteś niewidoma. On jest biedny. Wydaje mi się sprawiedliwe”.
Nie miała wyboru. Następnego ranka, podczas krótkiej, pozbawionej emocji ceremonii, Ela została żoną. Nikt nie opisał jej męża. Ojciec tylko popchnął ją do przodu i rzekł: „Teraz jest twoja”.
Jej nowy mąż, Janek, zaprowadził ją do skromnej furmanki. Długo jechali w ciszy, aż dotarli do małej chatki nad rzeką, z dala od gwaru wsi.
„Niezbyt tu bogato” – powiedział Janek łagodnie, pomagając jej zejść. „Ale jest bezpiecznie, a z tobą zawsze będą obchodzić się dobrze”.
Chatka z drewna i kamienia, choć prosta, wydała się Eli cieplejsza niż jakikolwiek pokój, który znała. Pierwszej nocy Janek zaparzył jej herbatę, dał swój koc i sam spał przy drzwiach. Nigdy nie podniósł na nią głosu ani nie traktował z litością. Po prostu usiadł i zapytał: „Jakie historie lubisz?”
Ela zamrugała. Nikt nigdy jej o to nie pytał.
„Jakie potrawy ci smakują? Jakie dźwięki wywołują twój uśmiech?”
Z dnia na dzień Ela czuła, jak odżywa. Janek codziennie rano oprowadzał ją nad rzeką, opisując wschód słońca z poetycką dokładnością. „Niebo wygląda, jakby się rumieniło” – powiedział kiedyś – „jakby ktoś mu szepnął tajemnicę”.
Opowiadał o śpiewie ptaków, szeleszczących liściach, zapachu kwiatów rosnących w pobliżu. I słuchał. Naprawdę słuchał. W tej małej chacie, wśród prostoty, Ela odkryła coś, czego nigdy nie doświadczyła – radość.
Zaczęła znów się śmiać. Jej serce, kiedyś zamknięte, powoli otwierało się. Janek nucił jej ulubione melodie, opowiadał historie z dalekich krain, a czasem po prostu siedział w ciszy, trzymając jej dłoń.
Pewnego dnia, gdy siedzieli pod starym drzewem, Ela zapytała: „Janek, zawsze byłeś żebrakiem?”
Zamilkł na chwilę. W końcu odparł: „Nie. Ale wybrałem takie życie z powodu”.
Nie dopowiedział więcej, a ona nie nalegała. Zasiał jednak w niej ziarno ciekawości.
Kilka tygodni później Ela wybrała się sama na wiejski targ. Janek cierpliwie nauczył ją drogi. Szła ulicami z pewnością siebie, aż nagle usłyszała głos:
„Niewidoma dziewczyna, wciąż udaje, iż bawi się w dom z tym żebrakiem?”
To była jej siostra, Hania.
Ela wyprostowała się. „Jestem szczęśliwa” – odparła.
Hania prychnęła. „On choćby nie jest żebrakiem. Naprawdę nie wiesz?”
Ela wróciła do domu zdezorientowana. Tego wieczoru, gdy Janek wszedł do chaty, zapytała cicho, ale stanowczo: „Kim naprawdę jesteś?”
Janek uklęknął przed nią i ujął jej dłonie. „Nie chciałem, żebyś dowiedziała się w ten sposób. Ale zasługujesz na prawdę”.
Wziął głęboki oddech. „Jestem synem wojewody”.
Ela zdrętwiała. „Co?”
„Odszedłem z tamtego życia, bo byłem zmęczony byciem postrzeganym tylko przez pryzmat tytułu. Chciałem, żeby ktoś pokochał mnie za to, kim jestem. Gdy usłyszałem o niewidomej dziewczynie, którą odrzucono, wiedziałem, iż muszę cię poznać. Przyszedłem w przebraniu, mając nadzieję, iż zaakceptujesz mnie bez ciężaru bogactwa”.
Ela siedziała w osłupieniu. Jej myśli przelatywały przez każde wspomnienie, każdą dobroć, każdą chwilę, którą spędzili razem.
„A teraz?” – spytała.
„Teraz wracasz ze mną. Do dworku. Jako moja żona”.