Maria i Andrzej układali menu na urodziny córki, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Mąż otworzył i zobaczył na progu swojego ojca. – Cześć, synku! – powiedział Wiktor z dużą torbą w ręku. – Tato? – zdziwił się Andrzej. – Cześć, czemu nie zadzwoniłeś? Przyjechałbym po ciebie. A gdzie mama? – A mama została w domu – odpowiedział Wiktor, wchodząc do środka. – Postanowiłem przyjechać do was. – Tato, czy u was z mamą wszystko w porządku? – zapytał zaniepokojony Andrzej, przeczuwając coś złego. – Nooo… – ojciec zaczął się jąkać. – Nie do końca. – Mów, co się stało? Coś musiało się wydarzyć? – wykrzyknął Andrzej, nic nie rozumiejąc

przytulnosc.pl 2 dni temu

– Cześć, synku! – na progu stał ojciec z dużą torbą w ręku.

– Tato? – zdziwił się Andrzej. – Cześć, czemu nie zadzwoniłeś? Przyjechałbym po ciebie. A gdzie mama?

– A mama została w domu – odpowiedział Wiktor, wchodząc do mieszkania. – A ja postanowiłem przyjechać do was. Powiedzmy, żeby pooddychać świeżym powietrzem. Mam dość miasta.

– Tato, czy u was z mamą wszystko w porządku? – zaniepokoił się Andrzej, wyczuwając coś niepokojącego.

– Nooo… – Wiktor zaczął się jąkać – nie do końca. Twoja mama nie daje mi spokoju. Nie mam już siły tego słuchać. Postanowiłem przyjechać do ciebie.

– Rozumiem – kiwnął głową Andrzej. – Znowu odszedłeś od mamy?

– Synu – mówił Wiktor – nie mogę tak, kiedy przez całe dnie mnie krytykuje. Cokolwiek zrobię – wszystko źle! Mogę pomieszkać u ciebie?

– Możesz – powiedział Andrzej – mieszkaj oczywiście. Tylko powiedz mamie, iż jesteś u mnie, bo będzie się martwić.

Wiktor wzruszył ramionami i poszedł do pokoju, dając do zrozumienia, iż nie zamierza dzwonić do żony. Andrzej sam zadzwonił do mamy i poinformował ją, iż ojciec jest u niego. Reakcja mamy była przewidywalna.

– Niech idzie, gdzie chce! – krzyknęła do słuchawki. – Mam już go dość!

Po tym, jak wyraziła swoją opinię o mężu, mama odłożyła słuchawkę. Andrzej odetchnął z ulgą. Kiedyś, gdy jeszcze żyli babcia i dziadek, ojciec często jechał do nich, ale zawsze wracał, bo bardzo tęsknił za synem. Początkowo w rodzinie panowała idylla, ale potem znowu zaczynały się kłótnie. Mama miała dominujący charakter i nie dawała spokoju wszystkim wokół, a „duch wolności” ojca domagał się świeżego powietrza i lekkości życia.

Babci i dziadka już nie było, a w ich domu teraz mieszkał Andrzej z żoną i małą córką. Jeszcze za życia babci przeprowadził się do niej, żeby pomagać w gospodarstwie. Ojciec w tym czasie pracował za granicą i wrócił dopiero, kiedy Andrzej się ożenił. Relacje między rodzicami wtedy się poprawiły i wydawało się, iż przeżywają drugą młodość albo po prostu zmądrzeli. Przez dwa lata wszystko było dobrze, aż znów się pokłócili.

Wiktor bawił się z wnuczką, kiedy Andrzej, zakończywszy rozmowę z matką, wszedł do pokoju. Maria, żona Andrzeja, opowiadała ojcu o „wielkich osiągnięciach” ich małej Marty. Wiktor uśmiechał się, obejmował wnuczkę i wyglądał na szczęśliwego. Uwielbiał Martę, a z Marią zawsze miał dobre relacje.

Miesiąc później, na pierwsze urodziny Marty, przyjechała Jarosława, mama Andrzeja. Nie zapowiedziała swojego przyjazdu, postanowiła zrobić niespodziankę. Kiedy weszła do domu, jej oczom ukazała się scena rodzinnej idylli: Wiktor obierał ziemniaki, Andrzej mył naczynia, a Maria karmiła Martę.

– Dzień dobry, Jarosławo! – powiedziała radośnie Maria, widząc teściową. – Marta, zobacz, przyjechała babcia!

Jarosława skrzywiła się na słowo „babcia” i powiedziała:

– Jarosława. Niech mnie woła po imieniu. Współczesne dzieci mówią do babć i dziadków po imieniu.

– Cześć mamo – przywitał się Andrzej – jak sobie życzysz. Jarosława, niech będzie Jarosława.

Maria speszyła się, a Wiktor powiedział:

– Mnie nie trzeba wołać po imieniu. Ja jestem dziadkiem!

– Nikt cię o zdanie nie pyta – powiedziała ostro Jarosława. – Obieraj ziemniaki, a nie gadaj. Widzę, iż ci tu wesoło. Podoba ci się robienie damskich zajęć?

– Dzisiaj nasza wnuczka ma pierwsze urodziny, nie kłóćmy się – powiedział Wiktor.

– Nie pytałam cię, co mam robić – odpowiedziała złośliwie Jarosława i zwróciła się do wnuczki. – A kto to tu jest taki umorusany w kaszce?

Marta uśmiechała się do babci i mówiła coś w swoim języku. Maria spokojnie dokarmiła córkę i poszła ją położyć spać.

– No, rodzice – powiedział Andrzej, gdy Maria wyszła z pokoju – bądźmy w zgodzie, w końcu mamy dziś święto.

Kiedy Marta zasnęła, Maria wróciła do kuchni i wysłała mężczyzn do ogrodu, by zajęli się mięsem. Posłusznie wzięli garnek z marynowanym mięsem i wyszli. Tymczasem Maria zaczęła krzątać się po kuchni – coś myła, rozkładała. Chciała wykorzystać czas, kiedy córka spała.

– Ale ich sobie wychowałaś – zdziwiła się teściowa. – Próbowałam, ale nigdy mi się to nie udało.

– Nie trzeba ich było wychowywać – odpowiedziała Maria – są wspaniali, sami mi we wszystkim pomagają.

– Nie wiem, mój darmozjad w niczym nie pomaga – odpowiedziała sceptycznie Jarosława. – A jak już coś zrobi, to wszystko psuje.

– Nie zauważyłam – odparła Maria. – Wiktor jest we wszystkim chętny do pomocy, zajmuje się domem, opiekuje się Martą. Jest wspaniałym ojcem i dziadkiem.

– No tak, ja tu wychodzę na tę złą – zirytowała się Jarosława.

– To wasz wybór – odpowiedziała Maria. – Otrzymujesz to, co dajesz. Spójrz na siebie z boku.

– Lepiej się zamknij! – ostro przerwała jej Jarosława. – Jesteś za młoda, żeby mnie uczyć życia!

– Żyjcie jak chcecie, ale w tym domu nie będzie kłótni – odpowiedziała równie ostro Maria.

– Coś ty powiedziała? – zapytała oburzona teściowa.

– Wszystko w porządku. Chodźmy na podwórze, trzeba nakryć do stołu w altanie. Weź obrus i duży talerz – odpowiedziała spokojnie Maria, wzięła talerze i wyszła na zewnątrz.

Jarosława wzięła obrus i talerz, po czym wyszła za Marią. Patrząc, jak Wiktor i Andrzej zajmują się grillem, a Maria nakrywa do stołu, nie mogła zrozumieć, jak udaje im się tak dobrze żyć razem. Śmieją się, wszystko się robi, nikt nie musi nikogo przekonywać do pomocy. Jej nigdy się to nie udawało z mężem, a tutaj on wszystko robi sam.

– Nie chcesz wrócić do domu? – zapytała Wiktora przed wyjazdem.

– Nie – odpowiedział Wiktor. – Tu jest moja wnuczka. Może będzie tęsknić, jak wyjadę. Wiesz, jak ona mnie kocha! A ty przyjeżdżaj do nas częściej, jesteśmy przecież rodziną.

Odjeżdżając, Jarosława czuła smutek i samotność. Widziała, jak bardzo są szczęśliwi. Tak, jak nigdy nie byli szczęśliwi z nią. Maria potrafiła osiągnąć to, czego jej samej nigdy się nie udało.

– Taki mam charakter i nie zamierzam się podporządkowywać cudzym interesom – usprawiedliwiała się Jarosława.

A Wiktor został mieszkać z synem, synową i wnuczką. To oni byli teraz jego sensem życia.

Idź do oryginalnego materiału