Kiedy obiad będzie gotowy?
Kiedy go przygotujesz, wtedy będzie. Teściowa zsunęła okulary. Mikołaju, twoja żona chce, żartuje, iż mam wstać przy kuchni? A ona leży? Bogumiła, nie słuchając, wzięła kilka rzeczy i ruszyła w korytarz. Za nią podążyła teściowa. Co to za zamieszanie? Dokąd się wybierasz? Na urlop! Trzymajcie się!
Bogumiła z ulgą położyła ciężkie torby na podłogę.
Jestem w domu!
Z pokoju dobiegło ciche burczenie, po czym pojawił się mężczyzna, który je wydał. Miał około czterdziestu lat, może trochę mniej, może trochę więcej. Miał na sobie sportowy dres i kapcie.
Bogumiło, po co krzyczysz? Nie jesteś w swojej wiosce. Zachowuj się przyzwoicie.
adekwatnie to mógłbyś sam przyjść, wiesz, iż wypłata przyszła, trzeba zrobić zakupy.
Mężczyzna westchnął głośno:
Boże! Co to za zakupy?
Odwróciła się i weszła do pokoju. Bogumiła ciężko westchnęła. Jak ją wszystko przytłacza!
Pracuje na dwóch etatach, żeby dom był w porządku, a jej mąż, przy wsparciu własnej matki, od roku pisze jakąś mityczną książkę. Pierwszą nie doceniono, bo nikt nie rozumie sztuki!
Zdjęła ubrania, zaniosła torby do kuchni. Od jutra ma urlop. Musi umyć cały mieszkanie, wyprać, wyprasować i znowu poukładać wszystkie rzeczy, pod czujnym okiem teściowej. Jak ona jest zmęczona.
Na kuchnię wpadła Stanisława Pawłowna.
Bogumilo, co cię tak przygnębiło? Czy zamierzasz karmić męża? Pracował cały dzień, a teraz ma czekać!
Dużo zarobił?
Bogumila nie wiedziała, skąd jej to wyleciało. Kiedyś z podziwem i zachwytem patrzeć na początkującego pisarza, który obiecywał sobie sławę.
Jedno spojrzenie teściowej wywołało dreszcz, a ona starała się każdemu zadowolić. Potem milczała ze względu na winę, bo gdy była na urlopie macierzyńskim, to właśnie teściowa utrzymywała ich rodzinę.
Stanisława Pawłowna, już gotowa wyjść, odwróciła się gwałtownie:
Co powiedziałaś?
Zapytałam, czy dużo zarobił? Zwykle ludzie przynoszą pieniądze do domu, kiedy pracują.
Jak śmiesz! Mikołaj cały dzień rozmyślał nad fabułą nowego rozdziału! Skąd ci to wiadomo! Nie wiesz, co to znaczy pracować mózgiem!
Kobieta jęknęła i wyszła, a Bogumila nagle pomyślała:
Co ja tu robię? Syn w wiosce u jej rodziców od dawna hałasuje, a to przeszkadza Mikołajowi się skupić i napisać kolejny nieciekawy arcydzieło.
Bogumila zebrała się i znów zaczęła wyciągać jedzenie z lodówki, tym razem kładąc je do dużej torby. Wypłata i urlop już dostała. Przywiezie pyszne produkty i kupi prezent synowi w drodze.
Wyszła na korytarz, położyła torbę i poszła po coś z rzeczy. Mikołaj, nie odrywając wzroku od telewizora, zapytał:
Kiedy obiad będzie gotowy?
No, kiedy go przygotujesz, wtedy będzie.
Teściowa zsunęła okulary.
Mikołaju, twoja żona chce, żebym wstała przy kuchni? A ona leży?
Bogumila, nie słuchając, wzięła kilka rzeczy i zeszła w korytarz. Teściowa podążyła za nią.
Co się dzieje? Dokąd się wybierasz?
Na urlop! Trzymajcie się!
Nie czekała na dalszy ciąg. Chwyciła ciężką torbę i pobiegła w dół schodów, próbując złapać taksówkę. Tak, 60 kilometrów, cóż. Raz się da!
Andrzej już leżał w łóżku, gdy Bogumila weszła do domu rodziców. Obudził się, podbiegł do matki i mocno ją przytulił. Kobieta przytuliła go do siebie. Jak tęskniła
Matka przyglądała się Bogumili:
Co się stało? Dlaczego zostawiłaś Mikołaja? Kto będzie się o niego troszczyć?
Mama zawsze traktowała zięcia z rezerwą. Najpierw po weselu przyjeżdżali w weekendy do jej rodziców, ale teściowa, obserwując jak spędza dni, gwałtownie postawiła zięcia na miejscu.
Wystarczyło kilka wizyt, aż Helena Wiktoria budziła zięcia o szóstej rano i wysyłała go pracować na podwórki, na ogród, tak iż chęci wypoczynku w naturze zniknęły.
Dość, mamo! Mam urlop na cały miesiąc!
Mama rozpromieniła się uśmiechem:
No, dziękuj Bogu, iż odpoczniesz i spędzisz czas z synem.
Bogumila położyła się z synem. Nie mogła zasnąć długo, patrząc w księżycowym świetle, jak rośnie jej chłopiec, aż w końcu zasnęła nie zauważając.
Rano obudził ją zapach. Niezwykłe było to, iż w nocy pachniało jedzeniem, jakby jakaś pieczeń się gotowała. Andrzeja już nie było. Bogumila wyciągnęła się. Jakże dobrze Tuż obok pojawił się syn.
Babcia upiekła mnóstwo ciast! Cały garnek!
Po śniadaniu Bogumila zwróciła się do matki:
No, pokaż, co trzeba zrobić?
A ty już odpoczywałaś?
Mam tylko radość, a teraz inna praca.
Chodź na ogród. Kapusta zarosła, ogórki trzeba przepielić, nie mam czasu.
Na trzeciej grządce Bogumila poczuła, iż praca w ogródku sprawia jej przyjemność. Spojrzała na czyste, wyplamowane rzędki i uśmiechnęła się.
Piękno!
Po raz pierwszy widzę, żeby ktoś płótł grządki tak szczęśliwy!
Spojrzała w oczy.
Eugeniuszu! Skąd się wziąłeś?
Kobieta rzuciła się do szyi mężczyzny, który wszedł na ogród ze swojego podwórka.
Weszłam po klucz do ojca, a mówią mi: Bogumila przyjechała. Nie mogłem tak odejść.
Eugeniusz był jej sąsiadem. Kiedy miała dziesięć lat, naturalnie się w nim zakochała. Chodziła za nim wszędzie. Był wtedy prawie doróbkiem, miał piętnaście, ale nie ranił jej.
Dawał jej cukierki, dbał o nią. Później poszedł na służbę. Wrócił, a Bogumila już była dziewczyną. Patrzyła na niego nieśmiało, a on sam się wstydził. Później ożenił się, wyjechał do miasta. Dziesięć lat nie widzieli się.
Bogumila zapytała:
Dlaczego tu jesteś?
Nie uwierzysz. Przyleciałem do mamy. Rozwiodłem się miesiąc temu.
Co? A to nie moja sprawa.
Wieczorem Eugeniusz z matką zawołał wszystkich na gościnę. Smażyli szaszłyki, rozmawiali o wszystkim. I tak Bogumila poczuła, iż nie trzeba nic tłumaczyć. Nie trzeba tłumić siebie, nie trzeba słuchać nieprzyjemności. Generalnie nic nie jest potrzebne, można po prostu żyć.
Po dwóch tygodniach mama usiadła przed nią.
Bogumilo, córko, co myślisz? Czy wracasz?
Och, nie wiem, mamo. Jak żyć? Mam pracę, a domu nie mam.
Może coś wynajmiesz? Albo zostaniesz. Znajdziemy ci pracę. A Eugeniusz Widzisz, jak na Ciebie patrzy?
Mamo, i co on widzi? To tylko echa dzieciństwa.
Nie wiem Eugeniusz jest ładny, gospodarny. W mieście mówi się, iż jego praca jest bardzo ważna.
Bogumila spojrzała zdziwiona na matkę.
Mamo, naprawdę próbujesz mnie poślubić?
Kobieta się zakłopotała.
A w czym w tym zło? Widzę, iż dobrze wam obojgu.
Bogumila roześmiała się. No, mama ma swoje pomysły.
Eugeniusz wyjechał na tydzień. Musiał pracować. Bogumila tęskniła tak, iż choćby złościła się na siebie. Jak w przedszkolu, szczere słowo. Mikołaj dzwonił i pisał SMS-y.
Na początku wyzywał ją. Jakże jesteś niewdzięczna, wyciągnąłeś mnie z wsi, a ty tak postępujesz. Potem groził, iż wykreśli ją i syna z mieszkania. Bogumila choćby się roześmiała.
Dziwnym było, iż po tylu latach nie zamierzał jej wypisać, choć miał się wypisać. Potem zadzwoniła teściowa. Mówiła, iż przez niewdzięczną Bogumilę ma ciśnienie i jeżeli nie wróci natychmiast, wszystko co się stanie będzie na sumieniu synowej.
Ostatnie dni ucichły. To było dobre, choć dziwne. Wieczorem przyjechał Eugeniusz, od razu wszedł, przywiózł Andrzeja ogromnym samochodem i ponownie zaprosił ich na gościń. Mama spojrzała na Bogumilę znacząco, a ona sama czuła na euforia z powrotu Eugeniusza, iż chciało się skakać.
Szaszłyki jeszcze szeleściły, gdy przed domem zatrzymał się samochód. Bogumila ze zdziwieniem zobaczyła, jak z niego wyskakuje młoda kobieta i zmierza w stronę Eugeniusza.
Kochany, ile jeszcze się przed sobą chowasz? Wystarczy już grać. Jedźmy do miasta.
Oksano, po co wpadłaś?
Bogumila wszystko zrozumiała. To żona Eugeniusza, była, prawdziwa, nie ma to znaczenia, ale teraz jest zbędna. Kobieta wzięła Andrzeja za rękę i cicho szła w stronę ich domu, nie zdążyli przejść kilku metrów, gdy podjechało taksówkę.
Z taksówki wyszedł Mikołaj z matką.
Spójrzcie na nią! Wędruje po naszym podwórku, a jej mąż? Nic jej nie interesuje.
Po co przyjechaliście?
Bogumila zacisnęła wargi. Dopiero teraz zrozumiała, jak bardzo nieprzyjemni są ci ludzie.
Urlop? gwałtownie do domu! Co to za zamieszanie? Mąż musi pracować, a ona się wygoduje! Nie gotuje, nie sprząta, nie pierze!
A mąż wziął pracę?
Teściowa się rozzłościła, ale wtedy przemówił Mikołaj.
No wiesz, piszę książkę! To nie jak przenosić żelazo w fabryce.
Wiesz, Mikołaju od dawna chciałam ci powiedzieć, iż jesteś zwykłym nieudacznikiem, żyjesz nie jak mąż. Co zrobiłeś dla rodziny? Nic? Nie zapewniłeś pieniędzy? Nie nauczyłeś syna? Nie, siedzisz z matką na moich barkach i nie wrócisz. Wezmę wszystkie rzeczy, które kupiłam w ciągu ostatnich dziesięciu lat!
Bogumila podeszła do swojego domu i zaską zobaczyła Eugeniusza, który się uśmiechał.
Och, wieczór nasz. Dobra, odpowiedziałaś, jak trzeba.
Widzieli, jak do Mikołaja i jego matki podeszła Oksana i długo coś dyskutują, machając rękami.
W wiosce Bogumila nie została. Po tym, jak ona i Andrzej pojechali do miasta, do nowego męża. On nalegał, by zmieniła pracę, bo nie powinna pracować w fabryce. Teraz Bogumila siedziała w biurze, przeglądając papiery. Najpierw wstydziła się, bo pensja była mała, ale Eugeniusz był szczerze zdumiony.
Twoja pensja to twoja pensja. Na szpilki i guziki. A utrzymywać rodzinę ma mąż.
Mikołaj też nie był długo sam. Poślubił Oksanę. Teraz jego matka musiała utrzymywać na swoich barkach dwóch drani. Jednak Bogumila słyszała, iż gwałtownie przekonała syna, iż książka nie przyniesie nic i posłała go do fabryki.
W sumie wszystko, co się dzieje, ma swój sens. W jednym miejscu coś się zepsuło, w innym się pojawiło.