Małżeństwo bez miłości
Marek ożenił się z Anną, by zemścić się na ukochanej. Chciał udowodnić, iż jej zdrada go nie złamała. Z Kasią byli razem prawie trzy lata. Miłość do niej odbierała mu rozsądek: był gotów rzucić świat u jej stóp, byle tylko się uśmiechała. Marek marzył o ślubie, ale Kasia studziła jego zapał: „Po co się spieszyć? Ja jeszcze nie skończyłam studiów, a twój biznes ledwo zipie. Ani porządnego mieszkania, ani samochodu. Mieszkać z twoją siostrą w jednej kawalerce? Dziękuję, nie chcę dzielić kuchni z Agatą, chociaż jest moją przyjaciółką”.
Jej słowa bolały, ale Marek widział w nich prawdę. Z siostrą wegetowali w rodzinnym mieszkaniu w Poznaniu, a firmę odziedziczoną po rodzicach ciągnął z trudem. Studia porzucił, by ratować interes. Domek letniskowy sprzedali wspólnie z Agatą – biznes był ważniejszy. Przez pół roku bez spadku długi rosły, oboje byli studentami: on na piątym roku, Agata na drugim. Pieniądze ze sprzedaży pokryły zobowiązania, pozwoliły uzupełnić towar w sklepie i zostawić niewielkie oszczędności. Ale Kasia żyła chwilą, nie chcąc czekać. Jej rodzice zapewniali jej beztroskie życie, a Marek, który z dnia na dzień został głową rodziny, patrzył w przyszłość inaczej. Wierzył, iż wszystko się ułoży – będzie i dom, i auto.
Nieszczęście przyszło niespodziewanie. Marek czekał na Kasię przed kinem, jak umówili się przez telefon. Kazała nie przyjeżdżać po nią, co go zdziwiło – Kasia nienawidziła autobusów. Wypatrywał jej, gdy nagle podjechała drogim SUV-em. „Przepraszam, kończymy. Wychodzę za mąż” – rzuciła, wręczając mu jakąś książkę, i zniknęła w aucie. Marek zastygł, nie wierząc własnym oczom. Co mogło się zmienić w ciągu dwóch dni jego wyjazdu służbowego?
Agata, zobaczywszy brata, od razu zrozumiała: „Dowiedziałeś się?” – „Skinął głową” – odparł. „Znalazła sobie bogacza. Ślub dwudziestego ósmego. Prosiła mnie na świadkową, odmówiłam. Wstrętna! Za twoimi plecami knuła intrygi” – Agata rozpłakała się z bezsilności. „Uspokój się” – objął ją Marek. „Niech ma wszystko, a my będziemy mieć lepsze”.
Zamknął się w pokoju na cały dzień. Agata pukała: „Zjedz coś, zrobiłam racuchy”. Wieczorem wyszedł, z błyszczącymi oczami: „Zbieraj się”. – „Co wymyśliłeś?” – „Ożenię się z pierwszą, która się zgodzi”. Agata próbowała go powstrzymać: „Nie wolno tak, psujesz nie tylko swoje życie!”. Ale był nieugięty: „Nie pójdziesz – pójdę sam”.
W miejskim parku było tłoczno. Jedna dziewczyna, usłyszawszy propozycję, wybuchnęła śmiechem, druga się wystraszyła, trzecia, spojrzawszy mu w oczy, powiedziała: „Tak”. – „Jak ci na imię, piękna?” – „Anna” – odparła. Marek pociągnął ją i siostrę do kawiarni, by uczcić „zaręczyny”. Przy stole zaległa niezręczna cisza. Agata milczała, Marek gotował się z zemsty. Postanowił, iż jego ślub odbędzie się tego samego dnia co Kasi.
„Jest jakiś powód, dla którego zaproponowałeś małżeństwo obcej dziewczynie?” – cicho zapytała Anna. „Jeśli to kaprys, odejdę, nie będę miała pretensji”. – „Nie, dałaś słowo. Jutro składamy dokumenty i jedziemy do twoich rodziców” – odparł szorstko, po czym mrugnął: „Mówmy sobie po imieniu!”
Miesiąc przed ślubem spotykali się codziennie, poznając się nawzajem. „Wytłumacz mi dlaczego?” – spytała pewnego dnia Anna. „Każdy ma swoje tajemnice” – wymigał się. „A ty dlaczego się zgodziłaś?” – „Wyobraziłam sobie, iż jestem królewną wydawaną za pierwszego lepszego. W bajkach tak się kończy szczęśliwie. Postanowiłam sprawdzić”.
W rzeczywistości było trudniej. Anna przeżyła miłość, która złamała jej serce, i straciła skromne oszczędności. Nauczyło ją to rozumieć ludzi. Chwalców odprawiała natychmiast. Nie szukała „tego jedynego”, ale pragnęła mądrego, zdecydowanego mężczyzny. W Marku zobaczyła siłę i powagę. Gdyby nie był z siostrą, ale z kumplami, minęłaby go obojętnie.
„Jaka ty królewna? Śnieżka czy Jadwiga?” – zamyślił się Marek. „Pocałuj, a się przekonasz” – zażartowała Anna. Ale pocałunków nie było. Marek sam organizował wesele, Anna tylko wybierała z propozycji. choćby sukienkę kupił sam, powtarzając: „Będziesz najpiękniejsza”.
W urzędzie stanu cywilnego natknęli się na Kasię z narzeczonym. Marek naciągnął uśmiech: „Gratulacje” – cmoknął byłą w policzek. „Bądź szczęśliwa ze swoim oligarchą”. – „Nie rób przedstawienia” – warknęła Kasia. Objęła Annę wzrokiem: postawną, elegancką, z królewską postawą. Kasia poczuła się przegrana. Zazdrość gryzła ją, szczęście wymykało się, jakby postawiła na niewłaściwego konia.
„Wszystko w porządku” – rzucił sztucznie Marek. „Jeszcze możesz się rozmyślić” – szepnęła Anna. „Nie, doprowadzimy to do końca” – odciął się. Ale w sali, patrząc w smutne oczy już żony, zrozumiał, jaką krzywdę jej wyrządził. „Sprawię, iż będziesz szczęśliwa” – obiecał, wierząc w swoje słowa.
Rozpoczęło się codzienne życie. Agata i Anna zaprzyjaźniły się, stając się dla siebie oparciem. Wybuchowa Agata uczyła się opanowania, a Anna, z talentem do ekonomii, uporządkowała finanse. W rok otworzyli drugi sklep, potem ekipy remontowe. Biznes rósł, zysk potroił się. Anna, jak Marysia gospodarna, potrafiła przedstawić pomysły tak, iż Marek uznawał je za swoje. Zdawało się, iż żyj i ciesz się, ale jego dusza tęskniła. Nie było tej pasji, która paliła go z Kasią. Wszystko było stabilne, przewidywalne. „Rutyna – myślał. – Nie kocham jej, i tyle”.
Anna wyprowadziła firmę na wyższy poziom – zaczęli budować domy pod klucz. Pierwszy powstał ich własny. Im lepiej szło, tym częściej Marek wspominał Kasię: „Nie doc„Nie doczekała się, a teraz patrzy, jak odnoszę sukces – może żałuje, iż nie uwierzyła we mnie wtedy”.