Złote wspomnienia teściowej

twojacena.pl 2 godzin temu

No cóż, mąż znów pojechał? Halina Kowalska sprzątała pod stołem kruche pieczywo nadziewane różowym kremem i drobną skórką. Moglibyśmy się napić herbatki albo spróbować mojej winogronowej wódki?

Mamo, wódka z rana? Marta wzruszyła ramionami, ale oczy jej zabłysły. No cóż, może kropla skoro to specjalny przypadek.

A jaki przypadek! Halina rozpostała ręce. Dziewięć miesięcy nie widziałam córki, kurczu!

Tomek przy oknie uśmiechnął się krzywo, ale na szczęście nikt nie zauważył. Osiem lat temu jadali z Marzenką z Warszawy do tej małej okoliczności Włocławka. Ona by spotkać mamę, którą rzeczywiście długo nie widziała, on by spełnić żonin obowiązek. Halina przywitała ich jak po wielu latach, przytuliła, pocałowała, cieszyła się

Mamo, przyniosłam dla ciebie prezent Marta zaczęła rozpakowywać torbę.

A nie, niech teraz! Popatrzę na ciebie, kurczu! Halina pociągnęła córkę do siebie. Tomek, wyżywasz ją adekwatnie?

Jasne, trzy razy dziennie, jak należy Tomek uśmiechnął się ciepło.

Frajer! Halina pchnęła powietrze ku niemu. A sam nie chudnie No, cóż, jeżeli mąż zięć przyjechał, to wódkę dajmy!

Kiedy zniknęła do kuchni, Marta szeptnęła:

Tomeczku, proszę, nie zaczynaj! Potrwa tylko tydzień

Mamo, rozmawialiśmy na temat weekendu, a nie długiego wyjazdu! Tomek prawie się przełknął. Teraz sobota, jutro niedziela i to koniec!

Leczynku, mamo tak wiele przygotowuje Marta zadrżała. Możesz pracować zdalnie, przecież sam mówiłeś.

Tomek westchnął. Wiedział, iż nienawidzi kłótni. jeżeli Marta byłaby kiedyś miękka, to obok mamy stawała się twarda jak kamień.

Martyneczko, ja chętnie ogarnęła ich głos Henryka Nowaka, przyjaciela Marti. Synu, mamy połówkę, porwę cię!

Tomek uśmiechnął się. prawdopodobnie to lepsze niż dłuższe spotkanie z mamą uroku.

Z chęcią! potarł dłoń o dłoń.

Och, po co ryba? Halina wróciła z podtrzepem, na którym stała ciężka butelka wódki winogronowej i jasne szklanki. Wiadomo, iż powinni odpocząć!

Mamo, odpoczynek to zmiana zajęcia Henryk nie zrozumiał żadnej ironii. Jadę na pół godziny. Marta pomoże to wszystko, a my wrócimy do obiadu, jak strzyk!

Tomek wiedział, iż powinni czuć się winni, gdy mąż bralam pozwala ujść. Ale jak się okazało, miał rację.

No nie, dzieci, mojaのおすすめ Halina rozstawiła szklanki. A potem хоть na biegun północny, jeżeli chcecie!

Henryk westchnął i pomachał Tomekowi.

Nie martw się, chłopcze Henryk podszedł i starannie ustawił gazetę. Ja też za chwilę wyśliznę się z tymi, nie?

No i byli na dłuższy odpoczynek, jak Tato przewidział.

Pamiętasz, kiedy się w piątej klasie na zawody literackie dostali? Halina zaczęła wspominać.

Jasne, choćby pierwsze miejsce zajęłam Marta uśmiechnęła się.

To było drugie gwałtownie poprawiła. Pierwsze tej Jolantce Nowakowicz, bo jej mama z dyrektorką się zaprzyjaźniła.

Tomek myślał. Psycholog, z którym widywał się czasem, powiedziałby: wypchnąć negatyw, skupić się na innym. Prawda?

A kiedy studiowałaś, pamiętasz, jak ci stworzyłam sukienkę? Fioletową, z wysekami Halina puszczała nuance.

Pamiętam, mamo Marta kiwnęła głową. I top pończochacki z delikatnym wyprawą

Z czystym białym! Halina znów poprawiła. Kurczu, myślisz, iż nie pamiętasz? Bo w Warszawie żyjesz, obwieszonej wszystkim!

Tomek znowu zaciągnął z wódki. To było dobre, ale Halina czasem była

Kiedy mi dzieci będzie? Halina nagle spytała, jak w karnawałce.

Tomek przełknął z trudem. Marta zbladła.

Mamo, już mówiłyśmy, najpierw chcemy Marta zerwała się, żeby ukryć rumieniec.

Tak jak my?! Wcześniej o materialach, potem dzieci! Halina pogardliwie przytaknęła.

Dobrze rzeczy trzeba podczekać Tomek nagle wtrącił się.

Halina spojrzała na niego z niezadowoleniem.

Wam to nie zaszkodzi. Wy możecie choćby w sześćdziesiąt być ojcami a kobieta czas mu nałożony!

Martce jest dwadzieścia siedem, tyle czasu Tomek próbował obronić swojej muzie.

Tyle czasu?! Halina podniosła ręce. Ja w jej wieku już była matką! Martka miała trzy, kiedy mi się kończyło dwadzieścia osiem!

Tomek chciał odpowiedzieć, iż czas się zmienił, gdy Henryk niestrudzenie rozłożył gazetę.

No cóż, synu, ruszajmy, daj córki, by sobie o swoich, iż to archaiczne

Dokładnie! Halina ucieszyła się. Idźcie, idźcie a my mamy tu poważny rozmowyczek!

Tomek uśmiechał się do Marta. Wiedział, iż teraz będzie najtrudniejsze.

Spoza domu była cicha i chłodna. Henryk opowiedział, iż Halina upokarzała wszystkich, nie tylko Tomasza, co mu w trochę ulżyło.

Trzydzieści? Tomek zaskoczył się.

Trzydzieści uśmiechnął się Henryk. Ale, kurcze, borszt smakuje i dom jest czysty. A ten charakter? Kto go potrzebuje?

Do obiadu wrócili, jak zapowiedział. Henryk przyniósł kilka okuni, co Halina uznała za nikczymne.

To wszystko?! spojrzała na ryby. Ja myślałam, iż choć na zupę! A to jedno, co?

Tomek patrzył, jak Marta się kurczy. Spojrzał na Hubertkego, który teraz głęboko pracował w garażu znów jego schronienie przed Haliną.

Wieczór przyniósł kolejny obiad. Na stole były soki, pomidory, grzyby, sery, zupka i borscht słynęła z niego.

Dlaczego nie je, kurczu? Halina przyciągnęła talerz dla Tomek. W Warszawie, pewnie warzyła się tylko z warzyw i gotowanych potraw?

Wcale nie Tomek porównywał wystrój z Rosyjskim. Marta świetnie kucharzka.

Jasne, bo mnie uczęła! Halina siegnęła za to z dumą, ale dodała coś, co dobiło Tomasza.

Ty, chłopak, nie rozumiem, dlaczego nie pracuje? I jak to być kreatywnym w domu?!

Znowu troska z rodziny. Marta pracowała jako grafik, ale wszystko inne zdawało się jej Halinie bez znaczenia.

Za to Tomek zrozumiał, dlaczego Henryk zniknął. Czasem lepiej milczeć.

W nocy, kiedy byli sami, Marta szepnęła:

Przepraszam. Nie zapragnęłaś, by wszystko było tak trudne.

Nic się nie stało, kochanie Tomek objął ją mocno. Henryk zapewnił, iż jutro położą wycieczkę z parkiem. Powiedział, iż tam ładnie i świetnie.

jeżeli mamo nie zaprotestuje Marta westchnąła.

Wtedy ryzykujmy. Ryzykownie, dobrze?

Kiedy chcieli już ruszyć, Halina weszła.

A gdzie chcecie jechać? spytała bez czyjejś nadziei.

Do parku odpowiedział Tomek.

A kto myślał o mnie? Tu samotna być?! Martka dopiero przyjechała, a już ucieka?!

Mamo, nie uciekam Marta podniosła się. Na dwór na chwilkę

„Na chwilę”! Znasz te wasze „na chwilę”! Cały dzień uciekacie, a ja Halina narobiła warzyw.

Tomek spojrzał na Martę. Tylko jedno oczy do parku, jak zapisz ze zbrodni.

Dzień w parku przemknął. Połów wyniósł więcej. Henryk okazał się ciekawym rozmówcą, całkiem spokojnym i czasem śmiałym. Tomek zrozumiał, dlaczego Marta nie chciała z nim rozmawiać z wczesnych dni.

Dlaczego wtedy nie przeniesiemy się do Warszawy? spytał.

Kim? Henryk się zdziwił. Tu jest moje miejsce. Na emeryturze pilnuję parki, rybie to pokaźne zajęcie. Halina ona nie potrafi inaczej. Gdzieniego, ale ma serce.

Tomek obiecał. Że spróbuje.

Gdy wrócili, w domu panował dziwny klimat. Marta płakała, a Halina cisnęła coś na kuchnie.

Co się stało? Tomek zasypał nią.

Nic, tylko mamo jak zwykle Marta wytarła oczy.

O dzieci? Tomek próbował się domyślić.

Marta kiwnęła głową.

Może lepiej stąd ucieknąć, powiedzmy, iż coś istotnego? Tomek zaproponował.

Nie, mamo potem będzie zła. Marta pokręciła głową. To będzie najgorsze.

Tomek zrozumiał.

Wieczorem, gdy Halina znowu wszystko krytykowała, Tomek już nie wytrzymał. Gdy mówiono o innej czynności dzieciach, nie dzieciach, Tomek wstał.

Marta i ja obaj chcemy dzieci. Marta zdrętwiała. Ale nie można, brakuje naszego przygotowania. Dzieci zawsze przychodzi

Halina zrobiła się biała.

Dlaczego? spytała. Czy Marta się nie chce?!

Tomek mówił z ciepłem, ale zbiegaj sutyrą. Że mimo przygotowania, braku dzieci iż to była krzywda. Że wszyscy mówią, lec, rozluźnij się, a kto ma? Ci, którzy cię przytłacza?

Halina patrzyła na Martę. Była inna. Ciężka. Ciężko.

Tylko wtedy, gdy Tomek wrócił, martwa cisza. Wniosła lekkie słowa: mamo, przepraszam.

Resztę dnia Halina nie zapytywała. Nie wróciła do tematu.

Drugiego dnia rano, Tomek obudził się z Martą, a Halina w kuchni.

Przepraszam, kurczu Halina szeptała. Nie wiedziałam.

To już dobrze, iż nie na mnie Marta się uspokajła.

Spróbuj, mamo, nie szepać, co? Sylvie uśmiechnęła się.

Reszta tygodnia minęła w ciszy. Halina była cicha. Ciepła.

Gdy przychodził czas dojeżdżania, Halina objęła Tomek.

Do zobaczenia, ojcu zięć. Uśmiechnęła się. Bądź dla niej troskliwym.

Zrobię to Tomek przyrzekł.

Na kolei, Marta długo patrzyła.

Przepraszam szeptała. Znowu coś powiedziałaś jej prawdę. Może teraz zrozumie?

Tomek otoczył ją obwódkami.

Może. Bo kocha, choć nie potrafi dobrze mówić.

Martka się uśmiechnęła.

Powiedziała, iż jeżeli się uda będzie, nie będzie przyjeżdżała, chyba iż zaproszą.

Tomek się ucieszył.

Zwolnił. Kilkanaście miesięcy później, Marta zadzwoniła.

Mamo słabym głosem powiedziała. Może mieć przyszło dziecko?

Halina wybuchnęła płaczem.

Ale to były inne łzy.

I nowe życie.

Idź do oryginalnego materiału