Żyjąc w pojedynkę, mimo wciąż zamążpójścia

twojacena.pl 2 godzin temu

Sąsiadka Dobromiła Piotrowna stała na progu, trzymając siatkową torbę, potrząsając głową ze zdumienia.
Broniu, no wytłumacz mi to! Mąż u ciebie jest, czy nie? Wczoraj widziałam Bogusława, wychodził z twojego mieszkania, a dziś rano spotkałam go pod metrem z jakąś blondynką!
Bronisława westchnęła, odłożyła gazetę i zaprosiła sąsiadkę do kuchni. Herbata akurat zaczynała szumieć.
Siadajże, Dobromiło Piotrówno. To nie jest tak proste, jak się wydaje. Tak, Bogusław jest moim mężem. Oficjalnie. Pieczątka w dowodzie siedem lat. Ale mieszkamy osobno. Każde we własnym.
Jak to osobno? Dobromiła Piotrowna opadła na krzesło, wyraźnie gotując się do dłuższej pogawędki. Co to za rodzina? I po co wychodziłaś za mąż?
Bronisława postawiła przed gością filiżankę herbaty, usiadła naprzeciw. Za oknem mżył październikowy deszcz, krople spływały po szybie jak łzy. W taką właśnie pogodę siedem lat temu poszli razem do urzędu stanu cywilnego.
Wychodziłam z miłości. Myślałam, iż będziemy żyć jak normalna rodzina. Dzieci, działka, wspólny kąt. Ale nic z tego! Bronisława gorzko się uśmiechnęła. Po pół roku zdałam sobie sprawę, iż jesteśmy zupełnie inni. On lubi tłumne imprezy, ja ciszę. On rzuca rzeczami, ja porządek. On może chodzić nieumyty, ja bez prysznica ani dnia.
No to się rozwieź! rzuciła ręką Dobromiła Piotrówna. Po co się męczyć?
A tu zaczyna się najciekawsze. Rozwieść się nie możemy. Mamy jedno mieszkanie, wspólnie sprywatyzowane jeszcze przed ślubem. Kupowaliśmy je razem, po połowie płaciliśmy. Bogusław mówi: jeżeli się rozwiedziemy, mieszkanie będzie trzeba sprzedać, pieniądze podzielić. A gdzie my potem pójdziemy? Wynajmować? Przecież nie jesteśmy już młodzi, ja mam czterdzieści trzy, on czterdzieści pięć. Gdzie wziąć takie pieniądze na czynsz?
Dobromiła Piotrówna zamyśliła się. Problem był jej znany.
I coście wymyślili?
Ano, Bogusław mieszka w tamtym, a ja kupiłam sobie malutką kawalerkę na krańcach miasta. Taniutką, ale swoje własne. Spłacam kredyt, ale nikt mi nie przeszkadza. On czasem do mnie wpada, gdy mu się tam nudno. Posiedzimy, pogadamy, jak dobrzy znajomi. Potem wraca do siebie.
I długo tak będzie? Sąsiadka przyglądała się Bronisławie ciekawie. Ta wyglądała na zmęczoną, ale spokojną.
Nie wiem. Na razie pasuje. Oficjalnie mąż i żona, papierów nie trzeba zmieniać, w pracy nie pytają. Faktycznie każde żyje swoim życiem.
Kiedy Dobromiła Piotrówna odeszła, Bronisława długo siedziała przy oknie, dopijając ostudzoną herbatę. Deszcz przybrał na sile, a w jego szumie słyszała głosy przeszłości.
Poznali się z Bogusławem w pracy. Był wtedy kierownikiem działu zaopatrzenia, ona główną księgową. Wysoki, postawny, o dobrych oczach i ujmującym uśmiechu. Bronisława od razu poczuła sympatię.
Bronisławo Kazimierzówno, może dotrzymasz mi towarzystwa w przerwie obiadowej? podszedł do jej biurka w ów pamiętny czwartek. Znam obok dobrą knajpkę.
Zgodziła się. Potem druga randka, trzecia. Bogusław był interesującym rozmówcą, oczytanym. Gadali o książkach, obrazach, podróżach.
Tak mi z tobą lekko wyznał po miesiącu spotkań. Rozumiesz mnie bez słów.
Bronisława też czuła się przy nim swojsko. Po rozwodzie z pierwszym mężem minęło już pięć lat, prawie zwątpiła, iż znajdzie bratnią duszę
A gdy deszcz za oknem ustąpił miejsca gwiazdom, Irena głaszcząc Mruczka po puszystym grzbiecie, w końcu zrozumiała, iż jej wybór – między kratkami małżeńskiego paszportu a ciszą własnego mieszkania – był zawsze tylko jej własny.

Idź do oryginalnego materiału