Zrabowały i uciekły: jak teściowa i szwagierka zrujnowały przyszłość moich dzieci

newsempire24.com 1 dzień temu

Okradli i uciekli: jak teściowa i jej córka pozbawiły moje dzieci przyszłości

Zawsze wierzyłam, iż rodzina to podpora. iż bliscy nie zdradzą, nie upokorzą, nie zlekceważą. Ale rzeczywistość okazała się twardsza niż najgorsze obawy. Teściowa i jej córka nie tylko zrujnowały nam życie – ukradły moim dzieciom szansę na szczęśliwą przyszłość. I zrobiły to za pełnym przyzwoleniem mojego własnego męża.

Gdy Tomek jeszcze miał dobrą pracę, regularnie zaopatrywał swoją „ukochaną” mamę i siostrę:
— Synku, zalegamy z kosztami czynszu…
— Tomeczku, nie mamy na jedzenie…
— Brakuje mi na benzynę…
— Chcemy z Kasią zobaczyć teatr, kup bilety…

Biegł do nich jak posłuchany pies, zawsze z pieniędzmi, z troską, z przepraszającym uśmiechem. Na początku milczałam. Potem próbowałam rozmawiać. A w końcu – po prostu się zmęczyłam. Zwłaszcza gdy po raz drugi trafiłam na urlop macierzyński, a jego… zwolniono.

Zamiast choć trochę się ruszyć, znaleźć pracę – choćby gorzej płatną – Tomek całymi dniami leżał na kanapie, narzekał na „niesprawiedliwość” i odmawiał choćby myślenia o dorywczej robocie. Twierdził, iż jego kwalifikacje są zbyt „wysokie” na propozycje, które dostawał.

Musiałam wrócić do pracy wcześniej. Dzieci zostawiłam pod opieką męża. Minął tydzień. Ledwo weszłam w rytm, a tu zaczęły się telefony. Ale już nie do niego – tylko do mnie. Teściowa i jej córka znalazły „nowy adres do wysyłki pieniędzy”.

Nie wytrzymałam. Powiedziałam, iż jeżeli czegoś potrzebują, niech same zapracują. Szyja, na której wygodnie siedziały całe życie, w końcu się zmęczyła. Oczywiście poskarżyły się Tomkowi. A on… zamiast stanąć po mojej stronie, wpuścił je do naszego domu.

Tak, dosłownie. Wracam z pracy, a tu teściowa i jej córka z walizkami. Własne mieszkanie wynajęły – dla „zysku”, jak ujęła się mama. A mieszkać będą u nas. We trójkę. Za moją pensję. Mojego zdania, rzecz jasna, nikt nie spytał.

Wchodzę, jeszcze choćby nie zdjęłam butów, a ta już:
— O, przyszłaś! No i gdzie kolacja?

Tomek zabiera mi płaszcz, mówi:
— Kochanie, tylko się nie denerwuj. Mama i Kasia mają trudną sytuację, zostaną na chwilę. Nie możemy ich przecież porzucić, prawda?

Tak, na chwilę. Wchodzę do kuchni, a tam – koszmar. Dzieci umazane czekoladą, wszędzie brud, puste garnki, stos brudnych naczyń. Rocznemu dziecku dali tabliczkę czekolady i nikt choćby nie pomyślał, żeby wytrzeć mu ręce. Krew we mnie zawrzała.

Pod moją gorącą rękę poszły wszystkie. Rezultat? Teściowa obiera ziemniaki, jej córka zmywa naczynia. Skoro postanowiły żyć ze mną – zapraszam do obowiązków. Nie jestem kucharką ani sprzątaczką. Niech odrabiają za dach nad głową.

Ale czas mijał, a te „goście” nie zamierzały się wyprowadzać. Pieniądze z wynajmu mieszkania przepuszczały w tydzień, a potem zaczynały żebrać u mnie. Wystarczyła odmowa – i już zaczynały się krzyki, kłótnie, pretensje. Spokój w domu zniknął.

Na moje urodziny Kasia choćby nie pofatygowała się życzyć „wszystkiego najlepszego”, a teściowa mruknęła coś pod nosem, tak na odczepnego. Wyjechaliśmy do moich rodziców. Tam czekały na mnie ciepłe słowa, opiekA dziś, mimo wszystkich trudności, stoję na własnych nogach, patrzę na uśmiechnięte buzie córek i wiem, iż prawdziwe bogactwo to nie pieniądze, ale siła, by zaczynać od nowa.

Idź do oryginalnego materiału