Zamieszkałam z Piotrem, którego poznałam w sanatorium w Krynica-Zdrój. Zanim zdążyłam o tym komuś opowiedzieć, dostałam SMS od córki: Mamo, słyszałam, iż wyprowadziłaś się z domu. To jakiś żart?!. Zamarłałam. Jeszcze wczoraj rozmawiałyśmy o przepisie na szarlotkę, a teraz ton, jakim napisała, był zimny i oskarżycielski.
Odpisałam, iż wszystko w porządku, iż niedługo pogadamy, ale nie dostałam odpowiedzi. I wtedy zrozumiałam dla niej to nie była dobra nowina, a prawdziwy skandal.
Ja siedziałam przy kuchennym stole w mieszkaniu Piotra, pachniało świeżo parzoną kawą i sosną z otwartego balkonu, a on delikatnie trzymał moją dłoń. Spotkaliśmy się trzy miesiące wcześniej, ale to, co się między nami wydarzyło, nie było chwilowe.
Wszystko zaczęło się od jednego pytania przy kolacji w sanatorium: Czy zupa nie jest trochę za słona?. Spojrzałam na niego, uśmiechnęłam się i tak się wszystko rozkręciło. Wspólne spacery, rozmowy do późna, wymienione numery telefonów. Po powrocie do domu myślałam, iż to tylko miły epizod, ale on zadzwonił. I zadzwonił ponownie.
Zaczęliśmy się spotykać. Najpierw w kawiarniach, potem zaprosił mnie na swoją działkę. Poczułam tam to, czego brakowało mi przez lata: ciepło, zainteresowanie, uwagę. Byłam wdową od siedmiu lat, a przez ten czas żyłam w cieniu cudzych spraw dzieci, wnuków, sąsiadek, lekarzy, aptek. Nie swoich emocji. Teraz jednak poczułam, iż ktoś może mnie objąć tak, iż znikają lata, zmarszczki i samotność. Pewnego dnia powiedział: Mam wolny pokój. Wpadnij na kilka dni albo zostań na dłużej.
To było to, co kiedyś czułam jako młoda dziewczyna ciepłe ukłucie w brzuchu, pewność, iż to adekwatne miejsce. Spakowałam się po cichu, nie chciałam robić zamieszania, nie chciałam tłumaczyć się dzieciom. Dla mnie to była decyzja serca, dla nich kaprys. Kiedy córka przestała się odzywać, próbowałam zadzwonić, a ona odrzuciła połączenie.
Syn zapytał chłodno: Mamo, co robisz?. Potem dodał: Ludzie gadają. W twoim wieku nie zachowuje się tak. Próbowałam żartować: W jakim wieku, kochanie? Mam dopiero sześćdziesiąt sześć!. Nie zrozumiał żartu.
Dla nich liczyło się tylko to, iż nie byłam tam, gdzie powinnam w domu, gotowa na telefon, dostępna w każdej chwili, gotowa pomóc, pilnować wnuka, przelać pieniądze. Zaczęli się obrażać, potem przyszły wyrzuty: Zawsze byłaś odpowiedzialna, a teraz zachowujesz się jak nastolatka! Nie możesz po prostu wyjechać! Co ludzie powiedzą?. Powiedziałam, iż nie żyję dla ludzi. Po tej rozmowie sytuacja pogorszyła się jeszcze bardziej. Wnuki przestały dzwonić, nie dostałam zaproszenia na urodziny najmłodszej wnuczki. Serce bolało, ale nie wróciłam.
Teraz, w tym małym domku z pachnącym ogrodem, z Piotrem, który każdego ranka robi mi kawę i mówi: Cześć, piękna, czuję się sobą. Nie babcią, nie staruszką, po prostu sobą.
Pewnego wieczoru spojrzałam na niego i zapytałam: Myślisz, iż dzieci kiedyś zrozumieją?. On wzruszył ramionami: Nie wiem. Ale wiem, iż ty już siebie zrozumiałaś. I to najważniejsze. Płakałam tamtej nocy długo, nie ze smutku, a ze wzruszenia.
Nie wiem, jak potoczy się dalej ta historia. Może wrócą do mnie, może nie. Jedno jest pewne nikt nie ma prawa mówić, iż jest za późno na uczucie, iż miłość jest tylko dla młodych. Bo teraz czuję się młoda, i choć nie zawsze jest łatwo być szczęśliwą, kiedy inni są przeciw, to wciąż jest to szczęście prawdziwe i zasłużone.
A dzieci? One mają własne życie, wnuki dorastają. Może kiedyś spojrzą na mnie nie jako na kogoś, kto zrobił coś niewłaściwego, ale jako na kobietę, która odważyła się być sobą. jeżeli zapytają mnie kiedyś, czy nie żałuję powiem, iż jedyną rzeczą, której żałuję, jest to, iż tak długo czekałam. Bo nigdy nie jest za późno, żeby znów się zakochać.


![Dzień Kultur Europejskich w Starym Ogólniaku. Młodzież zaprezentowała różne kraje [zdjęcia]](https://tkn24.pl/wp-content/uploads/2025/11/Dzien-Kultur-Europejskich-w-Starym-Ogolniaku.-Mlodziez-zaprezentowala-rozne-kraje-11.jpg)










