– Zamieszkaj u koleżanki, do nas przyjechała ciocia z Łodzi na miesiąc – powiedział mąż, wystawiając moją walizkę za drzwi.

newskey24.com 12 godzin temu

Zostaniesz u koleżanki, nasza ciotka ze Sandomierza przyjeżdża na miesiąc mówi Wiktor, wystawiając mój walizkę na progu.
Grażynko! Grażynko, znowu zaparkowałaś auto na moje miejsce! Wczoraj prosiłam, żebyś nie zajmowała! krzyczy Helena.
Klaudia, co to za miejsce? Na podwórku nie ma wyznaczonych miejsc! Gdzie chcę, tam parkuję! odpowiada Klaudia.
Jak nie ma? Mieszkam tu trzydzieści lat! Zawsze to miejsce było zajęte! protestuje Helena.
I co? To nie daje ci prawa do niego! odparł Klaudia.

Grażyna stoi przy wejściu z ciężkimi torbami z zakupami, wsłuchując się w spór sąsiadek o miejsce do parkowania. Chciałaby przejść dalej, ale kobiety blokują cały korytarz, machając rękami i podnosząc głosy.

Przepraszam, mogę przejść? pyta cicho Grażyna.

Sąsiadki niechętnie się rozstępują, wciąż wymieniając się gniewnymi spojrzeniami. Grażyna przeciska się pomiędzy nimi, popychając drzwi ramieniem. Torby tak obciążają ręce, iż palce zaczynają drżeć. Powinna wziąć wózek, ale zawsze o tym zapomina, zanim dotrze do domu.

Wchodzi na czwarte piętro po schodach winda, jak zwykle, nie działa. Staje przed własnymi drzwiami, przenosi torby na jedną rękę, drugą szuka w kieszeni kurtki i wyjmuje klucze. Otwiera drzwi i zatrzymuje się.

W korytarzu leży jej walizka niebieska, podróżna, zamknięta z podniesioną rączką, jakby miała zaraz zostać zabrana.

Witek? woła Grażyna, wchodząc do mieszkania. Jesteś w domu?

Tak, w kuchni! odpowiada mąż.

Grażyna odkłada torby na podłogę, zdejmuje kurtkę i idzie do kuchni. Wiktor siedzi przy stole z filiżanką kawy, przeglądając coś w telefonie.

Cześć mówi, nie podnosząc wzroku.

Cześć. Witek, po co ta walizka w korytarzu?

Wiktor w końcu odrywa się od ekranu, patrzy na żonę.

No wiesz, Grażynko, sprawa. Pamiętasz moją ciotkę Zofię ze Sandomierza?

Grażyna marszczy brwi, przypominając sobie starszą kobietę, którą widziała tylko na kilku rodzinnych spotkaniach.

Tak, chyba tak.

Przyjechała do Warszawy na cały miesiąc. Ma operację, a potem rehabilitację. Zaprosiłem ją, żeby u nas zamieszkała.

Grażyna powoli siada na krześle.

Zaprosiłeś ją do nas? Na miesiąc?

No tak. Co w tym złego? To rodzina.

Witek, mamy kawalerkę. Gdzie ona ma spać?

Wiktor kończy kawę i odkłada filiżankę.

Tu jest problem. Brakuje miejsca. Pomyślałem, iż może ty zamieszkasz gdzieś indziej? Na przykład u przyjaciółki. U Leny?

Grażyna patrzy na męża, nie wierząc uszom.

Co?

No, zamieszkaj u Leny. Ona mieszka sama w dwupokojowym mieszkaniu, ma miejsce. Ciotka Zofia zostanie u nas na miesiąc, potem wyjedzie, a ty wrócisz.

Witek, chcesz, żebym wyprowadziła się z naszego mieszkania?

Nie wyprowadzisz się, tylko tymczasowo zamieszkasz gdzie indziej. To ciotka Zofia! Musi mieć opiekę domową, nie może leżeć w szpitalu.

Kto się nią będzie opiekował?

Ja. I ona sama, w miarę możliwości.

Grażyna wstaje, przechadza się po kuchni, głowa kręci się. Ten absurd mąż wypędza ją z własnego mieszkania dla dalekiej krewnych.

Witek, to moje mieszkanie. Tu mieszkam. Nie zamierzam nigdzie wyjeżdżać.

Wiktor marszczy brwi.

Grażynko, nie bądź uparta. To tylko na chwilę! Miesiąc to nie tak długo.

Miesiąc to długo! Dlaczego mam iść? Niech ciotka Zofia wynajmie mieszkanie albo zostanie w hotelu!

Nie ma pieniędzy na hotel! Grażynko, przestań być skąpa! To rodzina!

Nie jestem skąpa! Po prostu nie rozumiem, po co mam poświęcać swój komfort!

Wiktor gwałtownie wstaje, chwyta klucze ze stołu.

Już wszystko załatwiłem. Zofia przyjedzie dziś wieczorem. Spakowałem walizkę, położyłem rzeczy. Jedź do Leny. Dzwoniłem do niej, zgodziła się cię przyjąć.

Dzwoniłeś do Leny?! Bez mojej zgody?!

Tak, nie chcę tracić czasu. Spokojnie, Grażynko, nie ma potrzeby dramatyzować. Zrób się gotowa.

Wychodzi z kuchni. Grażyna stoi, serce bije jak szalone. Przechodzi w korytarz, gdzie Witek już zakłada kurtkę.

Witek, poczekaj. Musimy to omówić.

Nie ma nic do omówienia. Decyzja podjęta. Oto twoja walizka, pieniądze na taksówkę.

Podaje jej kilka banknotów w złotówkach. Grażyna patrzy na pieniądze, walizkę, męża. Czy to naprawdę się dzieje? Czy naprawdę wypędzają ją z własnego domu?

Witek, nie pojadę.

Pojadziesz. Nie komplikuj. To tylko na miesiąc, potem wrócisz.

A jeżeli nie chcę?

Wiktor wzdycha, drapie się po twarzy.

Grażynko, co to za dziecięce zachowanie? Zofia jest chora, starsza. Musimy jej pomóc, a ty się wyzywasz!

Nie wyzywam! Bronię swojego prawa do mieszkania!

Prawo, prawo Ciągle tylko twoje prawa! A co z rodziną?

Grażyna łamie łzy, odwraca się, by mąż nie widział.

Dobrze. Jadę.

Bierze walizkę, otwiera drzwi. Wiktor odprowadza ją do progu.

Dobry wybór. Zadzwonię, jak Zofia wyjedzie.

Grażyna wychodzi na klatkę schodową. Drzwi za nią trzaskają. Stoi z walizką, nie wie, co dalej. Łzy spływają po policzkach, kapią na podłogę.

Wyciąga telefon i dzwoni do przyjaciółki Leny.

Lena, cześć! Witek powiedział, iż przyjadę do ciebie. Czekasz?

Grażynko, oczywiście! Nie ma sprawy! Przyjedź, mam miejsce!

Grażyna zamawia taksówkę, schodzi na podwórze. Samochód przyjeżdża szybko. Wsiada na tylną siedzenie, podaje adres przyjaciółki. Patrzy w okno, przez łzy nic nie dostrzega.

Lena wita ją na progu, obejmuje.

Grażynko, co się stało? Witek mówi, iż ciotka przyjechała, a ty chwilowo u mnie zostaniesz. Ale płaczesz!

Witek mnie wyrzucił. Po prostu wyrzucił z domu.

Jak wyrzucił?

Grażyna opowiada. Lena słucha, kręci głową.

No i co? Witek taki? Bez dyskusji?

Tak. Powiedział, iż decyzja podjęta. I wszystko.

Lena prowadzi ją do pokoju, kładzie na kanapie.

Grażynko, jesteś pewna, iż to tylko o ciotkę?

Co jeszcze?

Nie wiem. Wyrzucić żonę z domu dla ciotki Czy u was wszystko w porządku?

Grażyna myśli. Czy naprawdę wszystko w porządku? Ostatnie miesiące Witek był odrobinę zdystansowany, zimny. Przychodzi późno, ciągle w telefonie, odpowiada krótkim zdaniem.

Nie wiem, Lena. Może tak. Ale coś jest nie tak.

Lena marszczy brwi.

Może ma jakąś kochankę?

Kogoś? Masz na myśli

Tak.

Grażyna potrząsa głową.

Nie, Witek taki nie jest. Jest uczciwy.

Uczciwy mąż nie wyrzuca żony z domu.

Te słowa utkwiły w głowie Grażyny jak drzazga. Kładzie się spać na kanapie, przewraca się całą noc, myśląc o Wiktorze, ciotce Zofii, o tym, co dzieje się w jej mieszkaniu właśnie teraz.

Rano dzwoni do Wiktora.

Witek, jak leci? Ciotka przyjechała?

Tak, przyjechała. Wszystko w porządku. A ty?

Dobrze. Witek, mogę przyjść dziś po jakieś rzeczy?

Wiktor milczy.

Grażynko, nie. Ciotka Zofia odpoczywa, nie chcę jej niepokoić.

Ale ja tylko na chwilę…

Nie, nie przychodź. Powiem ci, co potrzebujesz, przywiozę.

Grażyna podaje listę rzeczy, Witek obiecuje przynieść wieczorem. Odkłada słuchawkę i zastanawia się.

Lena, on nie chce, żebym wróciła.

Widzisz, coś jest nie tak. Pojedź sam, sprawdź, co się dzieje.

Ale nie wpuści…

Masz klucze?

Tak.

To jedź, kiedy go nie będzie. Pracuje w dzień, prawda?

Tak.

Więc jedź po południu.

Grażyna waha się, ale ciekawość zwycięża. W porze lunchu, gdy Witek jest w pracy, jedzie do domu. Wchodzi na czwarte piętro, otwiera drzwi własnym kluczem. W mieszkaniu cisza. Przechodzi korytarzem, zagląda do pokoju. Łóżko pościelone, na nocnej szafce leżą leki. Wszystko tak, jak zwykle.

Idzie do kuchni. Na stole leży kartka. Grażyna podnosi ją i czyta:

Witek, jedę na badania do szpitala. Wrócę wieczorem. Nie martw się. Twoja ciotka Zofia.

Więc ciotka naprawdę tu mieszka. Grażyna odetchnęła z ulgą. Lena się myliła, nie ma kochanki. Po prostu ciotka przyjechała, a Witek jej pomaga.

Zamierza już wyjść, gdy dzwoni telefon. To nie jej, a domowy telefon w kuchni. Numer wyświetla: Mama.

Mama Wiktora. Teściowa Grażyny.

Grażyna sięga po słuchawkę.

Halo?

Wiktor? słyszy głos Galińskiej Fiodorówny.

Nie, to ja, Grażyna. Dzień dobry, pani.

Grażyno? Co robisz w domu? Witek powiedział, iż wyjechałaś.

Wyjechałam, tak. Wpadłam po coś odebrać.

Rozumiem. A Zofia? Jak się czuje?

Wydaje się dobrze. Pojechała na badania.

Jakie badania? Witek mówił, iż operację mają jutro!

Grażyna zamarła.

Jutro? Ale Zofia ma mieszkać u nas miesiąc…

Miesiąc? Skąd to wiesz? Witek mówił, iż tydzień maksymalnie. Zabieg, dwa dni w szpitalu, potem wróci do Sandomierza.

Tydzień? Naprawdę?

Tak. Grażyno, nie wiesz?

Grażyna odkłada słuchawkę, serce bije szybciej. Tydzień kontra miesiąc dlaczego Witek kłamał?

Wraca do pokoju, otwiera szafę. Jej rzeczy leżą na miejscu, nic nie poruszono. Otwiera szufladę komody wszystko na swoim miejscu. Rozgląda się. Wszystko wydaje się normalne, ale coś jest nie tak. Siedzi na łóżku, rozmyśla, potem spogląda na nocną szafkę. Leży tam notes. Grażyna go podnosi, otwiera.

Na pierwszej stronie odręcznym pismem Wiktora jest napisane: Plan.

Potem lista:

1. Namówić Grażynę, by wyjechała.
Spotkać się z pośrednikiem.
Pokazać mieszkanie potencjalnym nabywcom.
Sporządzić dokumenty.
Uzyskać pieniądze.
Przeprowadzić się do Świętej.

Grażyna czyta, nie wierzy oczyma. Sprzedać mieszkanie? Przeprowadzić się do Świętej? Kto to jest Święta?

Wyciąga telefon, fotografuje stronę. Odkłada notes i wychodzi z mieszkania, zszokowana, wraca do Leny.

Lena, miałeś rację. Ma kogoś.

Pokazuje zdjęcie notatnika. Lena czyta, przeklina.

Ten drań! Chce sprzedać mieszkanie! Twoje!

Nie moje, jest na jego nazwisko.

Ale kupiliśmy razem!

Kupiłam w ciąży, nie miałam dokumentów. To na Wiktora było.

Co teraz?

Grażyna siada na kanapie, trzyma głowę w dłoniach.

Nie wiem. Zmylił mnie, Lena. Wyrzucił mnie, by sprzedać mieszkanie i zamieszkać z jakąś Świętą.

Musimy go zadzwonić, wyjaśnić.

Nie teraz.W końcu Grażyna wzięła głęboki oddech, położyła notatnik na stole i zdecydowała, iż najpierw zadzwoni do prawnika, by ochronić swoje prawa.

Idź do oryginalnego materiału