Zakochałam się w sąsiedzie, a mój syn odwraca się ode mnie!

newsempire24.com 4 godzin temu

– Co robisz, mamo? Zwariowałaś? – krzyczał mój syn, a policzki miał czerwone jak buraki. – Ty z sąsiadem? Z tym dziwakiem zza płotu?

Stałam w kuchni, wciąż trzymając ściereczkę. Nie spodziewałam się takiej reakcji. Odpowiedziałam, iż spotykam się z panem Staszem, iż od kilku miesięcy rozmawiamy i iż dobrze się przy nim czuję. Że chyba się w nim zakochałam.

– Tato nie był jeszcze trzy lata w grobie! – wykrzyknął Kacper. – Jak możesz?!

Zawróciło mi w żołądku. Chciałam usiąść, ale on już ruszał w stronę drzwi.
– Nie dzwoń do mnie. Nie chcę cię znać rzucił i potrząsnął drzwiami, aż szyby zadrżały.

Potem zapanowała cisza.

Zostałam sama. Nie była to ta znajoma, cicha samotność, do której przyzwyczaiłam się latami. To była pustka po człowieku, którego urodziłam, wychowałam i kochałam ponad życie.

Przecież nie zrobiłam nic złego prawda? Nie szukałam miłości. Przyszła sama nieśmiało, przez płot, przy wspólnych herbatach, przy śmiechu w ogrodzie. A teraz mój własny syn twierdzi, iż nie jestem już jego matką.

Czy naprawdę nie mam prawa do szczęścia?

Nie zamknęłam oczu tej nocy. Leżałam w łóżku, wpatrzona w sufit, a w głowie wciąż rozbrzmiewał głos Kacpra: Nie chcę cię znać. Te słowa zraniły mocniej niż cokolwiek wcześniej. choćby pogrzeb męża nie był tak rozdzierający. Jego śmierć była tragiczną, ale naturalną stratą. To zaś zerwanie więzi z własnym dzieckiem było jak rozdarcie serca.

Rano Staszek napisał: Myślę o tobie. Jestem tu, gdybyś chciała porozmawiać. Nie odpisałam. Miałam wyrzuty sumienia nie wobec niego, ale wobec syna. Czułam się, jakbym popełniła czyn nieodwracalny.

Cały dzień krążyłam po domu jak duch. Zdjęcia rodzinne na komodzie, kubek z napisem najlepsza babcia, rysunki wnuków przyklejone do lodówki wszystko przypominało mi, iż kiedyś byłam częścią stabilnego świata. Byłam mamą, babcią, żoną. Teraz czułam się egoistką.

Wieczorem weszła moja córka, Łucja. Przyniosła ciasto i sok malinowy, jak zawsze. Usiadła przy stole i spojrzała mi w oczy.
– Słyszałam, co się stało.

Skinęłam głową, nie chcąc rozpaść się na kawałki.
– Co o tym myślisz? zapytałam cicho.

Ramiona wzruszyła.
– Szczerze? Nie wiem. Tata był wspaniałym człowiekiem. Trudno wyobrazić sobie cię z kimś innym. Ale nie jesteś już młodą dziewczyną. Masz prawo do czułości, do bliskości powiedziała niepewnie. Tylko zrozum Kacpra. On żyje w wspomnieniach.

– Ja żyję codziennością odpowiedziałam. I jestem w niej bardzo samotna.

Łucja patrzyła długo, po czym delikatnie ujęła moją dłoń.
– Nie wiem, co powiedzieć, mamo. Ale jestem z tobą.

Te słowa były jak opatrunek. Nie zagoiły bólu, ale dodały sił, by wstać następnego ranka i wyjść do ogrodu.

Staszek stał przy furtce, z nieporadnym uśmiechem i termosem herbaty w ręku.
– Czy mogę na chwilę? zapytał.

Skinęłam. Usiadł obok mnie na ławce.
– Przepraszam, iż wszystko tak się rozlało mruknął. Nie chciałem cię obarczać kłopotami.

– To nie twoja wina odparłam. To ja chyba po prostu nie mam prawa do takich uczuć.

Staszek spojrzał na mnie poważnie, jak nigdy wcześniej.
– Nie mów tak. Masz prawo. I ja też. Przez lata robiliśmy wszystko jak należy. Może teraz czas zrobić coś po swojemu?

Poczuję ciepło w gardle. Nie odpowiedziałam, ale nie uciekłam. Zostałam. Pozwoliłam sobie siedzieć w ciszy, która nie raniła, a koiła.

Trzy tygodnie minęły. Kacper nie odezwał się. Nie dzwonił, nie pisał. Wnuki milczały. Jakby ktoś przeciął moją dotychczasową egzystencję grubymi nożyczkami. Ból codziennie przyciskał, ale zaczęłam uczyć się oddychać na nowo.

Z Staszkiem spotykaliśmy się prawie codziennie. Nic nadzwyczajnego herbata, rozmowy na ławce, wspólne zakupy. To jednak wystarczało, by poczuć, iż żyję. Że ktoś widzi mnie nie jako matkę, wdowę ani babcię, ale jako kobietę.

Pewnego popołudnia, wracając z warszawskiego targu warzywnego, zobaczyłam pod domem samochód Kacpra. Zamarłam. Przez chwilę chciałam się cofnąć, schować, udawać, iż mnie nie ma. Stałam prosto i weszłam do środka.

Kacper siedział przy stole, bez dzieci.
– Przyszedłem powiedzieć, iż chyba przesadziłem rzekł, nie patrząc mi w oczy. Ale wciąż nie potrafię tego zaakceptować.

Usiadłam naprzeciw.
– Nie oczekuję, iż zaakceptujesz. Proszę tylko, byś nie odrzucał.

Milczał długo.
– Wiesz, jak bardzo kochałem tatę.

– Wiem. Ja też go kochałam. Odszedł, a ja wciąż tu jestem. Nie chcę umierać w życiu.

W końcu spojrzał na mnie. W oczach było gniew, ból i może odrobina zrozumienia.
– To będzie dla mnie trudne.

– Dla mnie też odpowiedziałam. Nie przestanę cię kochać tylko dlatego, iż nie zgadzasz się ze mną.

Kacper wstał, podszedł i obejrzał mnie krótko. Nic więcej nie powiedział, ale to wystarczyło przynajmniej na początek.

Do dziś nie jestem pewna, czy podjęłam adekwatną decyzję. Jedno jednak wiem: miłość nie przychodzi wtedy, kiedy wszystkim jest wygodnie. Kiedy przychodzi, trzeba ją przyjąć, choćby jeżeli ktoś odwróci się plecami i boli. Bo tylko wtedy dostajemy szansę poczuć, iż naprawdę żyjemy.

Idź do oryginalnego materiału