Wyśmiewali mnie za wiejski styl, choć sami pochodzą z zapadłej wsi…

newsempire24.com 23 godzin temu

Dziś sobie przypomniałem, jak mnie wyśmiewano za moją wieś, choć sami byli z najgłębszej prowincji

Wychowałem się w małej wsi pod Lublinem. Od dziecka przywykłem do ziemi, do pracy, do tego, iż wszystko trzeba zdobyć własnymi rękami. Nie byliśmy bogaci, ale żyliśmy godnie. I właśnie wtedy pokochałem ziemię nie jako obowiązek, ale jako ukojenie dla duszy. Uwielbiam grzebać w grządkach, uprawiać warzywa, owoce, zioła. Czuję, jak mnie to uspokaja, przywraca do równowagi. Dlatego, gdy się ożeniłem, od razu powiedziałem: Potrzebujemy działki. jeżeli jej nie mamy będziemy oszczędzać i kupimy.

Żona początkowo nie popierała tego pomysłu, ale widząc moją pasję, w końcu się zgodziła. Kupiliśmy mały domek z ogródkiem pod Kielcami. I wszystko byłoby dobrze gdyby nie jej rodzice. Od pierwszego dnia patrzyli na mnie z góry. Zwłaszcza teściowa, Barbara Stanisławówna. Każde nasze spotkanie zamieniało się w subtelne upokorzenie.

Znowu z tą marchewką? Jak jakaś wiejska żona mówiła, krzywiąc usta.

Nasza córeczka nie po to się uczyła i dorastała w mieście, żeby teraz babrać się w ziemi!

A ja słuchałem i zaciskałem zęby. Nie dlatego, iż było mi wstyd. Tylko dlatego, iż nie rozumiałem za co ta nienawiść? Przecież nie zmuszam, tylko zapraszam do pomocy. Chcę pokazać, iż to nie katorga to troska, to życie.

Ale wiecie, długo znosiłem. Myślałem no cóż, może ludzie z miasta tego nie rozumieją. Inne wartości, inne priorytety. Aż przypadkiem odkryłem prawdę, od której zrobiło mi się choćby nie przykro, ale śmieszno.

Okazało się, iż rodzice mojej żony pochodzą z prawdziwej wsi. Matka ze wsi pod Rzeszowem, ojciec z głuszy pod Radomiem. Co więcej, ich rodzice do dziś tam mieszkają, w starych domach, trzymają gospodarstwo. A oni po przeprowadzce do miasta wymazali to ze swojej historii. Wymazali tak zawzięcie, jakby bali się, iż ktoś odkryje ich prawdziwe korzenie.

I mimo to, bez cienia wstydu, pozwalali sobie na złośliwości: Popatrz tylko na ten wystrój w waszym mieszkaniu jak u babci na wsi! Te wazoniki, figurki, zdjęcia U nas wszystko nowoczesne: gołe ściany, meble na wymiar, zero szmelcu.

A ja właśnie tego potrzebuję przytulności, ciepła, wspomnień na półkach. Może i niemodne, ale ludzkie.

Długo milczałem. Nie wypominałem. Ale pewnego dnia, gdy po raz kolejny usłyszałem wieśniak, nie wytrzymałem. Siedzieliśmy na werandzie, a ona, jak zwykle, przewróciła oczami na mój kompot z truskawek i placek z agrestem:

Fuu, u ciebie wszystko jak na wsi!

Uśmiechnąłem się i spokojnie odparłem:

Wie pani, jest takie powiedzenie: człowieka można wywieźć ze wsi, ale wsi z człowieka nie. Tyle iż ja nie o sobie. A o pani, Barbaro Stanisławno.

Zamarła. Widziałem, jak drgnęła jej powieka. Spróbowała się uśmiechnąć:

To ty mi teraz tak mówisz?!

I pani, i sobie. Ja swoją wsią się szczycę. A pani się jej wstydzi. Oto cała różnica.

Po tej rozmowie zamilkła. Żadnych docinków, żadnych aluzji. Przestała nazywać mnie wieśniakiem, przestała krzywić się na moje domowe przetwory. Nawet, zdaje się, zaczęła szanować.

I wiecie co? Nie jestem mściwy. Ale do dziś jest mi przykro, iż próbowano mnie upokarzać za to, czym sami kiedyś żyli. Czy korzenie to powód do wstydu? Czy praca to przyczyna pogardy?

Jestem mężczyzną, który kocha ziemię. Nie wstydzę się swojej wsi. Potrafię siać i zbierać, solić i gotować. I nie jestem gorszy od tych, co mieszkają w nowoczesnych mieszkaniach z gołymi ścianami. Bo tam, gdzie nie ma duszy nie ma i ciepła. A u mnie jest. I zawsze będzie.

Idź do oryginalnego materiału