Dziś postanowiłam, iż udowodnię, iż dam sobie radę bez niego.
Kiedy mój mąż, Marek, rzucił mi w twarz: „Kasia, ja bez ciebie przeżyję, ale ty beze mnie nie dasz rady”, poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. To nie była tylko zwykła obraza — to był wyzwanie rzucone prosto w moje serce. Naprawdę myśli, iż jestem słaba, iż bez niego moje życie się rozpadnie? Cóż, zobaczymy! Od tamtego dnia postanowiłam: dość bycia cieniem w jego świecie. Znalazłam pracę na pół etatu, żeby zacząć budować swoje życie — bez jego „opieki”. Niech wie, iż nie tylko przetrwam, ale stanę się silniejsza, niż sobie wyobrażał.
Z Markiem jesteśmy małżeństwem od ośmiu lat. Zawsze był „głową” rodziny: zarabiał, podejmował decyzje, mówił mi, co mam robić. Pracowałam jako recepcjonistka w salonie kosmetycznym, ale po ślubie nalegał, żebym zrezygnowała: „Po co się męczyć? Ja cię utrzymam.” Zgodziłam się, myśląc, iż to troska. Z czasem zrozumiałam jednak, iż to nie troska, a kontrola. Decydował, co ubiorę, z kim się spotkam, choćby jak ugotuję obiad. Stałam się gospodynią domową, która żyje dla jego aprobaty. Aż w końcu, po kolejnej kłótni, powiedział to: „Beze mnie jesteś nikim”. Te słowa paliły jak rozżarzony żelazny pręt.
Kłótnia wybuchła przez błahostkę — chciałam wyjechać do przyjaciółki na weekend, a on zabronił: „Musisz być w domu, Kasia, kto ugotuje obiad?” Oburzyłam się: „Marek, nie jestem twoją służącą!” Wtedy padły te słowa. Stałam jak rażona piorunem, a on po prostu wyszedł, jakby nic się nie stało. Dla mnie jednak to był moment przełomowy. Całą noc nie spałam, rozmyślając. Czy ma rację? Naprawdę nie dam sobie rady bez niego? Wtedy obudziła się we mnie złość. Nie, Marku, udowodnię ci, iż się mylisz.
Następnego dnia zaczęłam działać. Zadzwoniłam do przyjaciółki Ewy, która pracuje w kawiarni, i spytałam, czy nie mają wolnego etatu. Zdziwiła się: „Kasia, ty od lat nie pracowałaś! Po co ci to?” Odpowiedziałam: „Żeby udowodnić, iż potrafię.” W ciągu tygodnia zatrudniłam się jako kelnerka na pół etatu. Praca niełatwa — noszenie tac, uśmiech do wymagających klientów — ale to moje pieniądze, moja niezależność. Kiedy dostałam pierwszą wypłatę, choć niewielką, omal nie rozpłakałam się z dumy. Ja, Katarzyna, która według męża „do niczego się nie nadaje”, zarobiłam własne pieniądze!
Marek, gdy się dowiedział, tylko prychnął: „I co, będziesz teraz tac nosić? Śmieszne.” Śmieszne? Uśmiechnęłam się: „Zobaczymy, komu będzie śmieszno, kiedy stanę na nogi.” Myślał, iż po tygodniu zrezygnuję, ale trzymam się. Choć praca wyczerpuje, każdego dnia czuję się mocniejsza. Zaczęłam odkładać pieniądze — na razie mało, ale to mój „fundusz wolności”. Planuję zapisać się na kurs, może na manicurzystkę albo księgową. Jeszcze nie zdecydowałam, ale wiem jedno — nie wrócę do życia, w którym Marek decyduje, kim jestem.
Mama, gdy się dowiedziała, pokręciła głową: „Kasia, po co ci to? Pogódźcie się.” Pogodzić? Z kimś, kto uważa mnie za nic? Ewa przeciwnie — wsparła mnie: „Brawo, Kasia! Pokaż mu, iż nie jesteś jego cieniem!” Jej słowa dodały mi sił. Choć przyznaję, czasem nachodzą mnie wątpliwości. Wieczorami, gdy wracam zmęczona, a Marek demonstratywnie milczy, myślę: a może ma rację? Może nie dam rady? Wtedy przypominam sobie jego słowa i wiem — muszę. Nie dla niego, ale dla siebie.
Minęły dwa miesiące i już widzę zmiany. Schudłam, bo nie mam czasu podjadać słodyczy z nudów. Nauczyłam się mówić „nie” — nie tylko klientom, ale i Markowi. Gdy ostatnio rzucił: „Kasia, zrób mi obiad, jestem głodny”, odpowiedziałam: „Marku, wracam z pracy, zamówmy pizzę.” Był w szoku, ale nie odezwał się. Chyba zaczyna rozumieć, iż już nie jestem tą samą osobą. A ja zaczynam rozumieć, kim naprawdę jestem.
Czasem marzę, by przeprosił, powiedział: „Kasia, myliłem się.” Ale Marek nie należy do tych, którzy przyznają się do błędów. Czeka, aż „opamiętam się” i wrócę do roli posłusznej żony. Ale nie wrócę. Ta pół etatu to dopiero początek. Chcę własne mieszkanie, karierę, życie. jeżeli myśli, iż bez niego przepadnę, niech patrzy, jak szybuję. A jeżeli odejdzie? Wiem już, iż przetrwam. Bo jestem Katarzyna — silniejsza, niż mógł sobie wyobrazić.