Tuż przed rozstaniem

newsempire24.com 1 dzień temu

Jeden krok od rozwodu

Halina stała przy oknie i patrzyła, jak Wojtek krąży po podwórku swoim nowym samochodem. Sąsiadka Zofia Marianna już po raz trzeci wychylała się z klatki schodowej – pewnie hałas silnika przeszkadzał jej w oglądaniu serialu. A Wojtek wciąż jeździł w sposób dziecinny, jakby dostał wymarzoną zabawkę.

— Tato, mogę przejechać się? — zapytała czternastoletnia Weronika, zaglądając przez ramię mamy.

— Zapytaj go sama — odpowiedziała sucho Halina, odchodząc od okna.

Weronika zmarszczyła brwi.

— Mamo, co znowu jest nie tak? Przecież kupił samochód dla rodziny!

— Dla rodziny… — Halina gorzko się uśmiechnęła. — Wiesz, ile ta piękność kosztuje? A na domek letniskowy nie mamy pieniędzy, na twój wyjazd na obóz też zbieramy grosz do grosza.

— Ale przecież samochód jest nam potrzebny! — Weronika usiadła na kanapie, podkurczając nogi. — Pamiętasz, jak jeździłyśmy do babci autobusami? Trzy przesiadki, tłok…

Halina oparła się o ścianę i zamknęła oczy. Tak, pamiętała. Ale pamiętała też, jak przez pół roku kłócili się o zakup samochodu. Ona proponowała coś skromniejszego, używany. On upierał się: „Albo porządny wóz, albo żaden”. I efekt – kredyt na pięć lat, przez który teraz muszą liczyć każdą złotówkę.

Drzwi wejściowe zatrzasnęły się, rozległy się radosne kroki.

— Moje dziewczyny! — Wojtek wpadł do pokoju, promieniejąc z zachwytu. — Weroniczko, jedziesz na przejażdżkę? A ty, Halinko?

— Nie jestem Halinką — odcięła się żona.

Wojtek zatrzymał się, jego uśmiech przygasł.

— Co znowu jest nie tak?

— Wszystko! — Halina odwróciła się do niego. — Kupiłeś samochód, nie pytając mnie o zdanie! Wziąłeś kredyt, który będziemy spłacać do emerytury!

— Przecież rozmawialiśmy…

— Rozmawialiśmy o kupnie auta, nie tego wozu za sto tysięcy!

Weronika wzdrygnęła się i cicho wymknęła z pokoju. Przywykła już do rodzicielskich sprzączek, ale za każdym razem miała nadzieję, iż tym razem się uda.

— Wóz?! — Wojtek zaczerwienił się. — To japońska maszyna, niezawodna, bezpieczna! Dla mojej rodziny wybieram tylko najlepsze!

— A spytać rodziny – to już za dużo? — Halina usiadła w fotelu, czując, jak narasta w niej znajome zmęczenie. — Wojtek, przecież ustalaliśmy budżet…

— Ustalaliśmy, ustalaliśmy! — Przeszedł się po pokoju, wymachując rękami. — I co z tego? Będziemy jeździć na targ autobusem, ziemniaki w torbach dźwigać? Zapomniałaś, jak bolały cię plecy?

Halina przypomniała sobie tamten dzień. Rzeczywiście przywieźli sporo warzyw od jej rodziców i musiała dźwigać ciężkie torby od przystanku. Plecy bolały ją trzy dni. Ale teraz to wyglądało na błahostkę wobec przyszłych zobowiązań.

— Wiesz co — wstała — porozmawiamy jutro. Jak się uspokoisz.

— Nie uspokoję się! — krzyknął za nią Wojtek. — Bo mam rację! A ty… ty zawsze jesteś niezadowolona!

Drzwi sypialni zatrzasnęły się. Wojtek został sam w salonie, patrząc na kluczyki od nowego auta w swojej dłoni.

Rano Halina obudziła się wcześnie, jak zwykle. Wojtek jeszcze spał, rozwalony na kanapie – pewnie nocował w salonie. Poszła do kuchni, postawiła czajnik. Za oknem mżył deszcz, szare niebo wisiało nisko, jak jej nastrój.

— Mamo — zajrzała do kuchni Weronika — czy mogę dziś nie iść do szkoły?

— Dlaczego?

— Boli mnie głowa.

Halina przyjrzała się córce. Weronika rzeczywiście wyglądała blado, pod oczami miała cienie.

— Przez nas z tatą?

Dziewczynka skinęła głową, nie podnosząc wzroku.

— Weroniu — Halina przytuliła córkę — po prostu… dorośli czasem się nie dogadują. To nie znaczy, iż cię nie kochamy.

— A rozwodzić się nie myślicie?

Pytanie padło tak prosto, po dziecięcemu, iż Halinie zabrakło tchu.

— Skąd takie myśli?

— U Kasi Wojciechowskiej rodzice się rozwiedli. Teď się ciągle kłócili o pieniądze.

Halina puściła córkę i odwróciła się do okna. Rozwód. Przecież sama o tym myślała, szczególnie ostatnimi miesiącami. Kiedy Wojtek podejmował decyzje bez niej. Kiedy czuła, iż żyją równoległym życiem pod jednym dachem.

— Mamo?

— Idź się przygotuj do szkoły. Głowa przejdzie.

Weronika westchnęła i wyszła. Halina stała przy oknie, trzymając w dłoniach wystygłą filiżankę herbaty.

— Dzień dobry — w drzwiach kuchni stanął Wojtek. Wyglądał na zmęczonego i nieszczęśliwego.

— Dzień — odpowiedziała krótko Halina.

— Słuchaj, może porozmawiamy normalnie? — Usiadł przy stole, przetarł twarz dłońmi. — Wiem, iż wczoraj przesadziłem…

— Nie przesadziłeś, tylko kupiłeś auto bez mojej zgody.

— Halinko, ale przecież jest nam potrzebne! No i zarabiam…

— A ja co, w domu siedz— Nie siedzisz, ale ja też pracuję — odpowiedziała Halina, odwracając się do okna, gdzie deszcz wciąż śpiewał swój monotonny szelest, a na parapecie drżała kropla wody, jak łza zawieszona między przeszłością a przyszłością.

Idź do oryginalnego materiału