Tulum, który przełamał rodzinne przekleństwo

newsempire24.com 10 godzin temu

W tym domu nie mówi się o mojej babci szepnął Jakub, jakby bał się, iż wiatr usłyszy i rozniesie jego słowa.

Był w Krakowie po raz trzeci. Nie dla zwiedzania, nie z kaprysu. Tym razem przyjechał po spuściznę po zeszyt poplamiony syropem i milczeniem.

Matka wręczyła mu go przed śmiercią.
To twoje. Ona chciała, żebyś go dostał. jeżeli pojedziesz jej szukać jedź głodny. Ale nie odpowiedzi. Jedź głodny słodyczy.

Na pierwszej stronie stało:
*Przepis na ptysie. Kiedy Jakub będzie gotowy wybaczyć.*

Nigdy nie słyszał o tym cieście. Ani o swojej babci. Wiedział tylko, iż rodzina wyrzekła się jej z powodu hańby. Ale w zeszycie było więcej niż mąka i cukier. Była tam historia, która domagała się opowiedzenia.

Dotarł na Kazimierz, pod adres wypisany wyblakłym atramentem. Zapukał do żółtego domu z zielonymi oknami. Otworzyła kobieta o siwych oczach i chropawym głosie.
To ty? zapytała.
Kim mam być?
Tym, który przyniósł zeszyt.

Nazywała się Halina. Była córką babci Jakuba. Jego ciotką, o której istnieniu nie miał pojęcia. Wpuściła go do środka. W kuchni wisiały stare fotografie, w tle grało radio, a na kuchence bulgotał garnek.
Ptysie powiedziała, mieszając drewnianą łyżką. Jak moja mama je robiła. Smażone na głębokim tłuszczu, potem zalane lukrem. Chrupiące na zewnątrz, miękkie w środku. Takie jak ona.

Jakub przełknął ślinę.
Dlaczego nikt mi o niej nie mówił?
Bo twój dziadek przysiągł wymazać jej imię. Ale ona nigdy nie wymazała ciebie. Znała cię, zanim się urodziłeś.

Podała mu pożółkły list z jego imieniem na kopercie.
*Drogi Jakubie, wiem, iż ten przepis dotrze do ciebie wcześniej niż moja historia. I dobrze. Przyrządź go. Tylko tak zrozumiesz, iż miłość też się smaży i wybacza.*

Nie zapłakał. Jeszcze nie. Ale coś w nim pękło.
Nauczysz mnie? zapytał cicho.

Godzinami przygotowywali ciasto: mąka, masło, odrobina cytryny. Potem smażyli w gorącym oleju, aż nabrały złocistego koloru, a na końcu moczyli w gęstym lukrze z nutą wanilii.

Gdy Jakub wziął pierwszy kęs, chrupnęło jak zdradzona tajemnica. Słodycz rozlała się po jego ustach, a wraz z nią gula w gardle.
I co teraz? szepnął.
Teraz zabierz to ze sobą. I nigdy nie pozwól, by jej historia umilkła.

Miesiąc później Jakub otworzył małą cukiernię w Poznaniu. *Słodycze Haliny*.
Sprzedawał tylko polskie desery, ale najlepiej szły ptysie.

A na ścianie, obok pieca, wisiała kartka z odręcznym napisem:
*Niektóre spadki to nie pieniądze to przepisy, które uczą kochać to, o czym ci nie mówili.*

Idź do oryginalnego materiału