Trzecia komnata — tajemnica ukryta przed gośćmi

newsempire24.com 1 godzina temu

“Trzecia komnata – nie dla gości”

— Nie waż się tam wchodzić! — krzyknęła Walentyna Stefanowa, wybiegając z kuchni z mokrymi rękami. — Ile razy mam ci powtarzać?

Dziesięcioletni Szymon zastygł przy uchylonych drzwiach, odwracając się zmieszany w stronę babci. W jego oczach malowało się połączenie zdziwienia i urazy.

— Babciu, a co tam jest takiego? Chciałem tylko zobaczyć…

— Nic tam nie ma! Tylko kurz! — Walentyna gwałtownie podeszła do wnuka, zdecydowanie zatrzasnęła drzwi i przekręciła klucz. — Lepiej idź oglądać bajki albo pobaw się klockami.

Szymon wzruszył ramionami i powlókł się do salonu, ale Walentyna widziała, jak zerkał na tajemnicze drzwi. Westchnęła ciężko, chowając klucz do kieszeni fartucha. Znowu to samo. Za każdym razem, gdy wnuk przyjeżdżał na wakacje, zaczynały się te same pytania.

— Mamo, czemu go straszysz? — Wanda wyszła z łazienki, wycierając włosy ręcznikiem. — To dziecko, wszystko je ciekawi.

— A ciebie nie ciekawi? — odparła ostro Walentyna.

Wanda zatrzymała się, ręcznik zawisł w powietrzu.

— Mnie… mnie tak jest dobrze. Po co rozdrapywać stare rany?

— No właśnie. I Szymonowi też nie trzeba. Niech lepiej bawi się na dworze, zamiast grzebać po cudzych kątach.

Wanda chciała coś odpowiedzieć, ale zamilkła. Znała ten ton matki i wiedziała, iż sprzeciw nie ma sensu. Lepiej zwrócić uwagę syna na coś innego.

Walentyna wróciła do kuchni, włączyła czajnik. Gdy wyjmowała filiżanki, ręce lekko drżały. Minęło dwadzieścia lat, a serce wciąż się ściskało na myśl o tym pokoju. O tym, co w nim zostało.

Po obiedzie Szymon położył się na kanapie z tabletem, a Wanda czytała książkę w fotelu. Walentyna zmywała naczynia, obserwując wnuka kątem oka. Chłopiec był bystry, zbyt bystry.

— Babciu — zagadnął nagle Szymon, nie odrywając wzroku od ekranu — dlaczego macie trzypokojowe mieszkanie, a korzystacie tylko z dwóch pokoi?

Walentyna upuściła talerz do zlewu, który zadźwięczał o metal.

— Skąd wiesz, iż mieszkanie ma trzy pokoje? — spytała ostrożnie.

— No przecież widzę drzwi! Tam twoja sypialnia, tu salon, gdzie śpię, a tam trzecie drzwi. Zawsze zamknięte.

Wanda podniosła wzrok znad książki, patrząc na matkę. Walentyna stała tyłem, ramiona miała napięte.

— To… tam trzymam stare rzeczy — odparła cicho. — Nic dla ciebie ciekawego.

— Mogę zobaczyć? Będę ostrożny.

— Nie wolno! — Walentyna odwróciła się gwałtownie. — I nie proś więcej!

Szymon drgnął, a choćby Wanda uniosła brwi ze zdziwienia.

— Mamo, co się dzieje? — zapytała, wstając. — Nigdy nie krzyczysz na Szymona.

Walentyna oparła się o zlew, przecierając twarz dłonią.

— Przepraszam, wnusiu. Po prostu… jestem dziś zmęczona. Nie gniewaj się na starą babcię.

Szymon skinął głową, ale ciekawość w jego oczach nie zniknęła. Zbyt bystre dziecko.

Wieczorem, gdy chłopiec zasnął, Wanda przysiadła się do matki w kuchni.

— Mamo, może już czas?

— Czas na co?

— No… rozpakować ten pokój. Minęło dwadzieścia lat. Taty nie ma od dawna, a ty wciąż…

— Ani mi się waż! — Walentyna zerwała się tak gwałtownie, iż krzesło się przewróciło. — Nie waż się tam wchodzić!

— Mamo, uspokój się. Myślę tylko, iż to niezdrowe tak żyć. Sama się męczysz.

Walentyna podniosła krzesło, usiadła z powrotem. Dłonie znów drżały.

— Nie męczę się. Po prostu… tak jest bezpieczniej. Wiem, iż wszystko jest na swoim miejscu. Że nikt nie naruszył.

— Ale Szymon rośnie, będzie potrzebował własnego pokoju, gdy przyjeżdża. I co, zawsze ma spać na kanapie?

— Jeszcze zdąży. Na razie jest mały.

Wanda westchnęła. Pamiętała ten pokój. Pamiętała, jak wyglądał dwadzieścia lat temu, gdy ostatni raz tam weszła. Biurko pod oknem, półki z książkami, wąskie łóżko przy ścianie. I wszędzie ślady życia, które skończyło się za wcześnie.

— Pamiętasz, jak się na ciebie wściekał? — szepnęła Wanda. — Gdy sprzątałaś u niego w pokoju? Krzyczał, iż ma swój porządek i żebyś nic nie ruszała.

Walentyna uśmiechnęła się przez łzy.

— Pamiętam. Taki samodzielny. Wszystko robił sam, nie pozwalał pomagać. choćby brudnych naczyń nie wynosiłam, sam je zanosił. Mówił, iż mężczyzna powinien sam po sobie sprzątać.

— Miał tylko siedemnaście lat, mamo.

— Tylko siedemnaście… A wydawał się taki dorosły. Wszystko wiedział, we wszystkim się orientował. Pamiętasz, jak dyskutował z ojcem o polityce? Potrafił godzinę wykładać, cytował fakty, liczby…

Wanda przytaknęła. Pamiętała młodszego brata, jego śmiech, upór, marzenia. Jak szykował się na studia, jak planował przyszłość.

— Czasem śni mi się, iż po prostu wyjechał — szepnęła Walentyna. — Że jutro wróci, otworzy swój pokój i powie: *”Mamo, czemu zamknęłaś drzwi? Zapomniałem kluczy”*.

— Mamo…

— Wiem, wiem, iż to głupie. Ale łatwiej mi tak myśleć. Że jest w długiej służbowej podróży. A gdy wróci, wszystko będzie jak dawniej.

Wanda wzięła matkę za rękę.

— On nie wróci, mamo. A pokój go nie przywróci.

— To co przywróci? — Walentyna łkała. — Co mi pomoże zapomnieć, jak leżał w szpitalu? Jak lekarze kręcili głowami? Jak błagałam Boga, obiecywałam wszystko, byleby żył?

Wanda milczała. Co tu powiedzieć? Wypadek był głupi, absurdalny. Antek przechodził przez ulicę, kierowca nie zauważył go w ciemności. Chłopak przeleżał w szpitalu trzy dni, nie odzyskując przytomności.

— Pamiętasz — Walentyna odezwała się nagle — jak uczył mnie lepić pierogi? Mówił, iż źle zawijam brzegi, iż się rozgotują. Sam pokazywał, taki poważny stał obok, ręce poNastępnego ranka Szymon sam otworzył drzwi do pokoju wujka, a Walentyna zrozumiała, iż największym darem, jaki może ofiarować zmarłemu synowi, jest pozwolić, by jego pamięć żyła w sercach tych, którzy zostali.

Idź do oryginalnego materiału