To ty ponosisz winę, mamo

twojacena.pl 21 godzin temu

**”Sama jesteś winna, mamo”**

Krystyna smażyła kotlety, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Wyszła z kuchni, żeby otworzyć.

– Mamo, to do mnie – zatrzymał ją głos córki. – Ja otworzę.

– Dobrze. Nie wiedziałam…

– No i po co stoisz? Idź smażyć te swoje kotlety – warknęła córka, rzucając matce irytowane spojrzenie spod drzwi wejściowych.

– Dlaczego „swoje”? Kupiłam przecież mięso w Społem…

– Mamo, zamknij drzwi. – Córka przewróciła oczami.

– Mogłaś od razu tak powiedzieć. – Krystyna wróciła do kuchni, lekko przymykając za sobą drzwi. Podeszła do kuchenki, zgasiła gaz pod patelnią. Postała chwilę, zdjęła fartuch i wyszła.

W przedpokoju córka zakładała kurtkę. Obok stał Krzysztof, przyjaciel Ewy, wpatrzony w nią jak w obrazek.

– Witaj, Krzysztof. Gdzie się wybieracie? Zostańcie na kolację.

– Dzień dobry – uśmiechnął się chłopak i niepewnie spojrzał na Ewę.

– Spieszymy się – odparła, choćby nie patrząc na matkę.

– Może jednak zjecie? Wszystko gotowe – powtórzyła Krystyna.
Krzysztof się zawahał.

– Nie! – ostro odcięła się córka. – Idziemy. – Wzięła go pod rękę i otworzyła drzwi. – Mamo, zamkniesz?

Krystyna podeszła do drzwi, ale nie zatrzasnęła ich do końca. Zatrzymała się, słysząc rozmowę na klatce.

– Czemu tak do niej mówisz? Pachnie przepysznie, nie odmówiłbym kotletów.

– Idziemy. Zjemy coś w kawiarni. Mam już dość jej kotletów – burknęła Ewa.

– Jak można mieć dość? Uwielbiam kotlety twojej mamy, mógłbym je jeść codziennie – powiedział Krzysztof.

Co odpowiedziała Ewa, Krystyna nie dosłyszała. Głosy oddalały się, milknąc na schodach.

Zamknęła drzwi i weszła do pokoju. Mąż siedział przed telewizorem.

– Andrzej, chodź na kolację, póki gorące.

– Co? Dobrze. – Wstał z kanapy, minął Krystynę i usiadł przy stole.

– Co dziś mamy? – zapytał tonem, który brzmiał jak rozkaz.

– Ryż z kotletami, sałatka – odparła, zdejmując pokrywkę z patelni.

– Ile razy mam mówić, iż nie jem smażonych kotletów? – mruknął niechętnie.

– Dolałam wody, są prawie gotowane na parze. – Zastygła przy kuchence z pokrywką w ręce.

– No dobrze, dawaj. Ale ostatni raz.

– W naszym wieku odchudzanie to fanaberia – zauważyła, stawiając przed nim talerz.

– Jakim „naszym”? Mam ledwie pięćdziesiąt siedem lat! To wiek mądrości i rozkwitu. – Nadział kotlet na widelec, odgryzł połowę.

– Co się dziś z wami dzieje? Ewka uciekła, ty się wybrzydzasz. Jak przestanę gotować, zobaczymy, jak zaśpiewacie. Myślicie, iż w knajpie lepiej i zdrowiej?

– To nie gotuj. Tobie też by się przydało zrzucić parę kilo. Niedługo w drzwiach się nie zmieścisz. – Skończył pierwszego kotleta i sięgnął po drugiego.

– Jak to? Uważasz, iż jestem gruba? A ja się głowię, czemu nagle zacząłeś o siebie dbać. Nowe dżinsy, skórzana kurtka, czapka z daszkiem. Głowę ogoliłeś, żeby łysiny nie było. Dla kogo się stroisz? Na pewno nie dla mnie. Gruba jestem. No co, masz z kim porównywać? – zapytała z pretensją.

– Daj mi spokojnie zjeść. – Andrzej nabrał ryżu, ale zamiast do ust, opuścił widelec z powrotem na talerz. – Daj keczup – polecił.

Krystyna wyjęła z lodówki butelkę, postawiła ją z mocnym *tup!* przed mężem i wyszła w milczeniu. Jej talerz stał nietknięty.

Zamknęła się w pokoju córki, usiadła na łóżku. Łzy napłynęły do oczu.

*Gotujesz, starasz się, a oni… Wszystko dla nich, a w zamian zero wdzięczności. Mąż się odmładza, patrzy w stronę. Gruba jestem. Córka traktuje mnie jak obsługę. Jestem na emeryturze, więc można mną pomiatać? Pracowałabym, gdyby nie zwolnili. Doświadczeni pracownicy już niepotrzebni, teraz liczy się młodość. A co oni tam wiedzą, młodzi?…*

*Wstaję pierwsza, choć nie pracuję, żeby śniadanie zrobić. Kręcę się cały dzień, choćby się nie położę. Sama sobie winna, rozpuściłam ich. No i wsiedli mi na kark, nogi zwiesili…*

Łzy spłynęły po policzkach, zostawiając błyszczące ślady. Krystyna stłumiła łkanie, gwałtownie otarła twarz dłońmi.

Zawsze myślała, iż mają dobrą rodzinę. Nie idealną, ale nie gorszą niż inni. Córka dobrze studiuje. Mąż nie pije, zarabia. W domu czysto, smacznie. Czego mu jeszcze brakuje?

Podeszła do lustra w drzwiach szafy, przyjrzała się uważnie. *No tak, przytyłam, ale nie jestem gruba. Za to zmarszczki mniej widać na pełnych policzkach. Zawsze lubiłam dobrze zjeść. Gotuję smacznie. A im, jak się okazuje, to nie potrzebne. Kiedy pracowałam, układałam włosy, kręciłam. Teraz spinam z tyłu, żeby nie przeszkadzały. Wygodniej. Mam sprzątać na obcasach i z fryzurą? Chociaż… schudnąć by się przydało. I włosy bym przefarbowała.*

Rano Krystyna nie wstała pierwsza. Leżała, udając, iż śpi. *Jestem emerytką, mam prawo nie skakać o świcie. Niech sami sobie śniadanie robią.*

Zadzwonił budzik. Przewróciła się na bok, twarzą do ściany.

– Co z tobą? Chora? – spytał mąż. W głosie zero współczucia.

– Mhm – mruknęła, wtulając nos w kołdrę.

– Mamo, jesteś chora? – do pokoju weszła Ewa.

– Tak, zjedzcie sami – odparła słabym głosem spod kołdry.

Córka prychnęła niezadowolona i wyszła. niedługo Krystyna usłyszała bulgot czajnika, stuknięcie lodówki, stłumione głosy Ewy i Andrzeja. Przez kołdrę słyszała niewyraźnie, ale nie odsłoniła twarzy. PostKrystyna uśmiechnęła się jednak, gdy po tygodniu wróciła do domu i zobaczyła, jak Andrzej samodzielnie próbuje smażyć kotlety, a Ewa zamiast do knajpy zaprosiła Krzysztofa na domową kolację – może nie idealną, ale ich własną.

Idź do oryginalnego materiału