Szpieg

aleksandra.jursza.net 3 dni temu

Dzień dobereł!

Południowokoreański „Szpieg” Yoon Jong Bina premierę miał w Cannes 2018 roku. Pomimo tego, iż adekwatnie nie grał o wielkie nagrody, to nie można zaprzeczyć, iż to bardzo dobry film. W dodatku opowiadający o prawdziwej historii człowieka, który był tak zajebisty, iż każden system go nie lubił. Ale po kolei i może bez spojlerów.

– Program nuklearny przyśpieszono po upadku Bloku Wschodniego w 1989 roku. Mieści się w Akademii Nauk w Pjongjangu. Nadzorują go naukowcy z Uniwersytetu Kim Chaek. Więc teraz, cztery lata później, pytacie, czy Północ pracuje nad bronią jądrową? Nie pracują nad nią. Oni już ją mają.

Taką kwestię wypowiedział profesor Kim Jang Hyeok (Park Jin Young), który współpracował zarówno z Pekinem, jak i Północą, a teraz rozmawia z Południem. Średnio chętnie, bo po prostu wzięli go z zaskoczenia w ramach jakiejś durnej imprezy dla jajogłowych. Skutkiem tego wszystkiego Czarna Wenus – Park Seok Young (Hwang Jung Min) musi zinfiltrować Północ, by się dowiedzieć, jak ona stoi ze swoimi planami. Zadanie jest trudne, a w jego trakcie dowiaduje się, iż zarówno Północ, jak i Południe knują wspólnie w sprawie wyborów prezydenckich na Południu…

– To pierwszy raz, kiedy adaptuję prawdziwą historię – mówił reżyser Jong Bin. – Ale, co jest najbardziej inne, to to, iż starałem się opowiedzieć tę historię w inny sposób, niż zwykłe filmy szpiegowskie lub akcji. Nie chciałem, aby widzowie mogli przewidzieć, jak potoczy się fabuła ze sceny na scenę.

Pierwsze 45 minut zleciało mi jak z bicza strzelił. Ale to nie jest skutek akcji; raczej tego, iż film buduje napięcie przez inne elementy. Nasi bohaterowie uprawiają bardzo niebezpieczną i trudną grę – co się czuje, bo to z ekranu aż wypływa. Reżyser postawił na zbliżenia twarzy, co dodatkowo wzmaga nastrój. Kręcił on poszczególne sceny na dwa razy, iż tak powiem. Najpierw normalnie, scenę dialogową, a potem osobno – zbliżenia na twarze i to daje bardzo dobry efekt. Dodatkowym atutem jest to, iż twórcy udało się zgromadzić aktorów, między którymi jest chemia. Choć, po prawdzie, kobiety tu grają rolę raczej tła, czyli adekwatnie żadną. Natomiast oko i tak ma czym się cieszyć.

Korea Północna jest zamknięta i z tego powodu kręcenie filmów w niej jest nieprawdopodobne. Tak było i w latach 90′, tak jest teraz – nawet, jeżeli reżim tamtejszego „raju” twierdzi co innego. Tak czy siak, twórcy nie chcieli ryzykować i zagrali innymi sposobami, by odtworzyć Pjongjang.

Trochę użyli CGI (lekko może widać), ale w większości były to prawdziwe lokacje, zbudowane dekoracje. Żeby jednak zadbać o najdrobniejsze szczegóły, trzeba było skonsultować się z uciekinierami z Północy. Tak czy siak, efekt przeszedł chyba najśmielsze oczekiwania, bo jeden z aktorów stwierdził „czułem się jak w Pjongjangu”, a ja zadawałam sobie pytanie „jak oni to zrobili”. Bo rzeczywiście, Pjongjang wyglądał niesamowicie realistycznie.

Co więcej, gra psychologiczna prowadzona jest do samego końca i rzeczywiście odbiorca nie bardzo wie, czy Czarnej Wenus się uda. Przyznam, iż miałam momenty pełne napięcia i szczerze mówiąc, podziwiam gościa. Trzeba mieć prawdziwe jaja ze stali, żeby nie dać się przyłapać w takich warunkach.

Oprócz tych elementów warto zwrócić uwagę na muzykę. Tak, to ona dodawała smaczku do scen, a odpowiedzialny za nią jest Cho Young Wuk. Może nie jest wybitna, ale robi to, co powinna robić muzyka w każdym dobrym filmie.

Z końcówki filmu dowiadujemy się paru ciekawych rzeczy o Czarnej Wenus, jednak to był stan na 2018. Co się z tym tematem w tej chwili dzieje – nie wiem, nie znalazłam na ten temat żadnych informacji w sieci, więc.

I choć film zbudowano na dialogach – a więc praktycznie jest bez akcji – to ja go polecam. To nie tylko gra psychologiczna, to również niezwykle interesująca historia. A ci, którzy mało wiedzą o Koreach, mają dodatkowy walor edukacyjny, bo tak: zadbano choćby o to, by urzędnik państwowy miał psa popularnej rasy na Północy. Także jest co podziwiać.

Na płytce znajdują się trailery, prezentacja postaci, fotosy, pozdrowienia od aktorów i krótka historia o tym, skąd taki film i w jaki sposób został on stworzony. Te wszystkie materiały są ledwie kilkuminutowe, więc nie do końca zaspokajają ciekawość. Ale może to tylko moje filmowe zboczenie.

Recenzja możliwa była dzięki prezentowi od NuclearPunk – dziękuję serdecznie za dobry i bardzo interesujący film!

Idź do oryginalnego materiału