**Szczęście w zasięgu ręki**
Patrzyłam dziś w lustro i widziałam to samo: podłużną twarz, duży, ostry nos, cienkie usta i te zimne, szarozielone oczy. Dlaczego musiałam być taka brzydka? Jedynie włosy mi się podobały – czarne, gęste, z grzywką opadającą aż na powieki.
– Jesteś podobna do ojca. A on był przystojny, inaczej bym się w nim nie zakochała. Tatarskie korzenie – tłumaczyła mama. – Jak dorośniesz, zrozumiesz, iż masz wyrafinowaną urodę. Nie każdy to doceni.
Ojca nie pamiętałam. Odszedł, gdy miałam niecałe dwa lata. Za to doskonale pamiętałam wujka Romka – wesołego gadułę o czerwonej twarzy. Podrzucał mnie do sufitu i śmiał się. Zawsze przynosił cukierki, pierniki lub jakąś tanią zabawkę. Uwielbiałam siadać mu na kolanach i wdychać jego zapach – drogie papierosy i koniak, jak później mówiła mama. Przy nim wydawała się szczęśliwa. Ten zapach wciąż pamiętałam, uważałam go za woń prawdziwego mężczyzny.
Gdy podrosłam, spytałam, dlaczego się nie pobrali.
– Był żonaty. Miał syna – w głosie mamy choćby po latach słychać było smutek.
Później pojawił się wujek Wiesiek. Ale to ja go przepędziłam. Pachniał skarpetami i benzyną. Niski, chuderlawy, z ziemniaczanym nosem i opadającą dolną wargą, przez co jego usta zawsze były półotwarte. Smutne oczy z opadającymi kącikami. Rzadko się uśmiechał. Zawsze przychodził z butelką wina lub wódki oraz czekoladą.
– Jaka kolacja bez wina? Na rozluźnienie po ciężkim dniu – tłumaczył, widząc moje niezadowolenie.
Mama na początku piła niewiele, ale w końcu się uzależniła. Sama kupowała butelkę na wieczór. jeżeli wujek nie przychodził, piła w kuchni i płakała. Nie byłam już dzieckiem – wiedziałam, iż jeżeli tak dalej pójdzie, wszystko się rozpadnie.
Pewnego dnia, gdy mamy nie było, usiadłam naprzeciwko wujka i zapytałam wprost:
– Wujku Wiesiu, pan jest żonaty?
Zamarł, gwałtownie mrugając.
– Skąd wiesz?
– Niech pan idzie do żony. Teraz – powiedziałam ostro.
– Co ty sobie pozwalasz, smarkulo? Przyszedłem do matki, nie do ciebie.
– A więc i do mnie. A pan mi się nie podoba. Albo pan wyjdzie, albo powiem żonie – spojrzałam na niego spod zmarszczonych brwi.
Nie wiem, czy się przestraszył, ale więcej go nie widziałam. Mama płakała, piła i czekała.
– Koniec. jeżeli nie przestaniesz, odejdę z domu, słyszysz? – zagroziłam, zabierając butelkę i wylewając zawartość do zlewu.
Oskarżała mnie, iż przez mnie nie ułożyła sobie życia. Ale przestała pić. Kiedyś była piękną, rudowłosą kobietą, która przyciągała mężczyzn. Z wiekiem uroda zbladła, włosy przerzedziły się i posiwiały. Mężczyźni przestali przychodzić, ku mojej uldze.
Po maturze poszłam do szkoły pedagogicznej.
– Z twoją urodą to idealne – powiedziała pewnego dnia mama z przekąsem.
Poznałam Darka na studenckim festiwalu. Od razu zaczął się mną opiekować. Było z nim łatwo, ciekawie i bezpiecznie. Nie śpieszył się, nie próbował całować. Przyzwyczaiłam się, iż zawsze był obok.
Na drugim roku, zawstydzony, oświadczył się. Odpowiedziałam, iż jeszcze za wcześnie, jesteśmy studentami, z czego będziemy żyć?
– Głupia jesteś. Z twoją urodą i charakterem ciężko ci będzie znaleźć męża. Zgódź się, bo zostaniesz starą panną – wzdychała mama. – Spokojny, nie pije, z dobrej rodziny… Czego chcesz więcej?
I się zgodziłam. Po cichej ceremonii zamieszkaliśmy u Darka, w małym mieszkaniu z mikrokuchnią, wąskim przedpokojem i cienkimi ścianami. Jego ojciec dwa lata wcześniej zmarł na zawał, więc Darek nie chciał zostawiać matki samej.
Nocami nie mogłam się zrelaksować, wiedząc, iż za ścianą śpi teściowa i wszystko słyszy. Wszystko robiliśmy gwałtownie i cicho. W takich warunkach choćby myśleć nie mogłam o dziecku. Rano wstydliwie unikałam wzroku.
Teściowa rządziła na naszej ciasnej kuchni i wszystkim to pasowało. Gdy próbowałam pomóc, mówiła, iż dwóm osobom tam ciasno, iż jeszcze się naczysz gotować, a na razie niech jej sprawia euforia opieka nad synem i synową.
Pieniędzy brakowało – dwie stypendia i emerytura matki ledwo starczały. Darek dorywczo pracował jako ochroniarz w magazynie, dwie noce, potem dwa dni wolnego. Marzyłam, iż po studiach wyjedziemy do Warszawy, jak większość. Ale on odmówił. Nie chciał zostawiać matki.
Nawet gdy teściowa wyjeżdżała na kilka dni do siostry, nic się nie zmieniało – wszystko w pośpiechu i ciszy.
– Weźmy kredyt na mieszkanie – prosiłam. – Przyjeżdżaj do matki, ale żyjmy osobno.
– I całą wypłatę oddawać bankowi? Z czego żyć? Poczekajmy, aż stanI wtedy zrozumiałam, iż prawdziwe szczęście nie jest tam, gdzie nas nie ma, ale tam, gdzie jesteśmy naprawdę potrzebni.