Spotkanie z bezdomną i jej córką, które odmieniło moje życie

newsempire24.com 8 godzin temu

Był zimny wieczór, gdy ich zauważyłem — kobietę i małą dziewczynkę, siedzących na kawałku kartonu pod starym sklepem spożywczym w centrum Poznania.

Kobieta wyglądała na wyczerpaną, jej dłonie mocno obejmowały dziecko, jakby chroniąc je od przejmującego wiatru. Dziewczynka, może pięć czy sześć lat, tuliła do piersi wysłużonego pluszowego króliczka z jednym okiem. Przed nimi stała plastikowa kubek, w którym samotnie leżało kilka groszy.

Właśnie miałem pełną torbę zakupów, ale coś w ich wyglądzie sprawiło, iż stanąłem jak wryty. Serce ścisnęło mi się z żalu. Po chwili wahania podszedłem.

„Dobry wieczór” — powiedziałem cicho. — „Chcecie coś zjeść? Mam jedzenie w torbie.”

Kobieta podniosła wzrok, jej oczy, pełne zmęczenia, badały mnie z ostrożnością.

„Byłoby bardzo miło” — wyszeptała ledwo słyszalnie.

Wyjąłem z torby kanapkę, jabłko i sok. Kobieta przyjęła je z wdzięcznością, ale moją uwagę przykuła dziewczynka. Nie sięgała od razu po jedzenie. Zamiast tego jej duże, ciekawskie oczy wpatrywały się we mnie uważnie. Nagle zapytała cienkim głosikiem:

„Ty jesteś bogaty?”

Pytanie zaskoczyło mnie. Spojrzałem na swoje ubranie — zwykłe dżinsy, ciepły sweter, nic specjalnego.

„Nie, nie specjalnie” — odparłem zmieszany. — „A dlaczego pytasz?”

Wskazała na moją torbę z zakupami.

„Kupiłeś to wszystko i choćby się nie zastanawiałeś.”

Zamarłem, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Jej słowa, tak proste i szczere, uderzyły mnie prosto w serce. Zanim zdążyłem coś powiedzieć, dodała:

„Mama mówi, iż my zawsze musimy myśleć, zanim coś kupimy. jeżeli weźmiemy jedzenie, może zabraknąć na autobus. A jeżeli pojedziemy autobusem, to może dziś nie zjemy.”

Poczucie ciężaru ścisnęło mi klatkę piersiową. Matka dziewczynki westchnęła cicho, głaszcząc ją po głowie.

„Ona jest za mądra” — powiedziała kobieta z gorzkim uśmiechem. — „Za mądra jak na swój wiek.”

Przysiadłem na kucaki, by być na wysokości oczu dziewczynki.

„Jak masz na imię?”

„Hania” — odpowiedziała, lekko się uśmiechając.

Uśmiechnąłem się w odpowiedzi.

„Haniu, lubisz mandarynki?”

Jej twarz rozpromieniła się.

„Uwielbiam!”

Wyjąłem z torby mandarynkę i podałem jej. Wzięła ją tak delikatnie, jakby to był skarb.

„Mama robiła herbatę z mandarynkami” — powiedziała Hania z dumą. — „Jak mieliśmy kuchnię.”

Przełknąłem ślinę, starając się nie pokazać, jak bardzo mnie to poruszyło.

„Brzmi pysznie” — wykrztusiłem.

Matka Hani poruszyła się niepewnie.

„Przepraszam, nie chcę być natrętna, ale… jeżeli znasz jakieś schronienie… trudno nam znaleźć bezpieczne miejsce na noc.”

Natychmiast skinąłem głową.

„Zobaczę.”

Wyjąłem telefon i zacząłem szukać. Po kilku telefonach udało mi się znaleźć schronisko, gdzie były jeszcze miejsca dla rodzin.

„Dziesięć minut stąd jest schronisko” — powiedziałem. — „Mają tam wolne łóżka i podają kolację.”

Kobieta odetchnęła z ulgą, jej ramiona opadły, jakby zdjęto z nich ciężar.

„Dziękuję. Naprawdę, bardzo dziękuję.”

„Mogę was podwieźć, jeżeli chcecie.”

Zawahała się, ale w końcu kiwnęła głową.

„To byłaby wielka pomoc.”

Spakowaliśmy ich skromne rzeczy — wyświechtany plecak i parę toreb — i ruszyliśmy w stronę mojego samochodu. Po drodze Hania żywo opowiadała o tym, co chciałaby ugotować, gdy znów będą mieli kuchnię.

„Makaron z serem, naleśniki, spaghetti i mamusi herbatę z mandarynkami!”

Jej matka uśmiechnęła się smutno.

„Któregoś dnia, kochanie.”

Gdy dojechaliśmy do schroniska, personel przyjął ich ciepło. Zanim weszły, Hania odwróciła się do mnie, mocno ściskając mandarynkę.

„Zachowam ją” — powiedziała poważnie. — „Na naszą kuchnię.”

Łzy napłynęły mi do oczu, ale się powstrzymałem i tylko kiwnąłem głową.

„To świetny pomysł, Haniu.”

Wracając do domu, nie mogłem przestać myśleć o jej słowach. Dla mnie mandarynka to po prostu owoc, który kupuję bez zastanowienia. Dla Hani była symbolem nadziei, marzeniem o lepszym życiu. I z całego serca życzyłem, żeby kiedyś mogła zaparzyć swoją herbatę z mandarynkami we własnym domu.

Idź do oryginalnego materiału