SERCE ZNOWU BIJE
Kinga urodziła swoją Nikole nie wiadomo od kogo. Mówiąc wprost — „poślizgnęła się” przed ślubem.
Tak, owszem, zalecał się do Kingi jeden przystojniak. Choć o małżeństwie nie wspominał. Za to miał olśniewający uśmiech i dobre maniery.
Kinga prowadzała go pod rękę z dumą mijając „słoneczniki” — babcie siedzące na ławce pod blokiem. Te emerytki zawsze (jak słoneczniki za słońcem) odwracały głowy za każdym przechodniem.
Młody człowiek nie pracował. Wolał fruwać przez życie jak motyl. Kinga go karmiła, poiła, układała do snu. Była gotowa ścielić mu drogę kolorowym dywanikiem.
Ale pewnego dnia zalotnik oświadczył, iż z Kingą jest mu strasznie nudno, iż nie docenia go jako kobieta. I w ogóle, mogłaby go chociaż raz zabrać nad morze, jeżeli go kocha…
Kinga wypłakała oczy przez tydzień. Potem podarła zdjęcia „niedokochanego” i spaliła. Przez miesiąc dziewczyna cierpiała w samotności. Aż poznała Krzysztofa.
…Pewnego ranka Kinga spóźniała się do pracy. Nerwowo tupała na przystanku autobusowym. Nagle obok zatrzymało się taksówka. Kierowca otworzył drzwi i zaproponował podwiezienie. Kinga bez namysłu wskoczyła do samochodu.
W drodze kierowca zagaił rozmowę. Kinga od razu oceniła mężczyznę — po czterdziestce, zadbany, ogolony, w wyprasowanej koszuli. Urzekła ją też jego galanteria. Cały jego wygląd zdradzał troskliwą kobiecą rękę. Kinga uznała, iż to pewnie ręka matki.
Krzysztof (tak się przedstawił) był przeciwieństwem tamtego pierwszego. Kinga bez wahania zostawiła mu swój numer. Chciała kontynuować znajomość. To był jedyny raz, gdy przejechała się taksówką za darmo.
…Zaczęli się spotykać. Krzysztof zasypywał Kingę kwiatami, obdarowywał prezentami, kochał czule.
Pewnej wiosny Kinga i Krzysztof spacerowali po lesie. Było radośnie i lekko. Kinga zbierała przebiśniegi. Krzysztof, widząc jej zapał, też się przyłączył. „Zbiory” były obfite. Kinga usiadła w aucie ze swoim bukiecikiem.
Krzysztof wsiadł za kierownicę, a swój ogromny pęk kwiatów położył delikatnie na tylne siedzenie. Kinga pomyślała od razu: „Dla żony.” Nie odważyła się dopytać. A jeżeli jest żonaty? A Kinga przez pół roku przyzwyczaiła się do uprzejmego Krzysztofa. Wolała słodkie złudzenia. Milczała…
Ale niedługo do Kingi zawitała żona Krzysztofa. Przyszła z dwójką małych dzieci i oświadczyła:
— Proszę, kochana, zajmij się nimi! Tak bardzo kochają tatusia!
Kinga, oszołomiona, tylko wyjąkała:
— Przepraszam, nie wiedziałam, iż Krzysztof jest żonaty. Nie chcę burzyć pani rodziny. Nie będę wić gniazda pod cudzym progiem.
Tego samego wieczora Kinga dała kosza „żonatemu”.
…Następnym wybrankiem okazał się Giorgi.
Był Gruzinem. Ich romans był krótki jak burza. Wpadł w życie Kingi jak huragan i równie gwałtownie zniknął.
Kinga poznała Giorgiego na urodzinach koleżanki. Od razu wziął ją w obroty — spokojną, ufną dziewczynę. Kinga nie opierała się natarczywości charyzmatycznego mężczyzny.
Giorgi podbił jej serce szczodrością, optymizmem, szeroką duszą. Z nim nie było czasu w nudę czy smutki. Zawsze miał w zanadrzu tysiąc pomysłów. Wydawało się, iż nie zna problemów. Kinga byłaby gotowa biec za nim na koniec świata. Ale niestety…
Rok nosił swoją Kingę na rękach. Potem wrócił do Gruzji. Nie zadomowił się w Polsce. Może klimat nie pasował, a może choroba matki…
Kinga poczuła się porzucona i niepotrzebna. Stwierdziła, iż ma dość cierpienia. „Przeżyję sama. Ale bez łez.”
I gdy już pogodziła się z losem samotnej kobiety, okazało się, iż pod jej sercem rośnie nowe życie. Kinga oniemiała! Po pierwsze, kto jest ojcem? Po drugie, jak żyć dalej? Po trzecie, jak nie oszaleć?
…Urodziła się dziewczynka. Kinga nazwała ją Wiktorią. Wiktoria stała się sensem jej życia. Dziewczynka była podobna do Giorgiego — te same loczki, ciemne oczy i natrętny uśmiech. To podobieństwo jakoś Kingę cieszyło. Może dlatego, iż kochała go jak nikogo innego. Patrząc na Nikole, Kinga wspominała beztroskie dni z Giorgim.
Oczywiście, czasem chciało się wyć z bezsilności, z zazdrości o zamężne koleżanki. Ale wychowanie Wiktorii zajmowało cały czas. Nie było chwili na łzy.
…Pierwszego września Wiktoria poszła do szkoły.
W ławce posadzono ją z chłopcem — Dominikiem. Nikola od razu go nie zniosła. A Dominik nazwał ją „kudłatą głuptaską”.
Dzieci nie mogły się znieść. Nauczycielka musiała ich rozdzielić. Ale Dominik i Nikola i tak bili się na przerwach.
Kinga przyszła do szkoły, by wyjaśnić, dlaczego córka wraca podrapana.
Nauczycielka, czując się winna, od razu podała adres Dominika. Mówiąc krótko — niech się pani dogada z jego rodzicami.
Kinga, nie myśląc długo, ruszyła na ratunek Nikoli.
…Drzwi otworzył mężczyzna. Wytarł ręce w ręcznik zawieszony na szyi.
— Do mnie? Proszę wejść. Zaraz zrobię pani kawę. Tylko najpierw nakarmię tego urwisa — rzucił, biegnąc do kuchni.
Kinga rozzuła się i weszła do małego pokoju. Od razu było widać, iż kobieta tu nie bywała. Bałagan, kurz, zapach tytoniu.
„O rety…” — pomyślała.
Wrócił gospodarz z tacą. Dwie filiżanki aromatycznej kawy.
(Ten zapach Kinga zapamięta na całe życie.)
— Czym zasłużyłem na wizytę tak pięknej kobiety? — zapytał.
— Jestem mamą Wiktorii — zaczęła Kinga.
— Aaa… już wiem. Mój Dominik jest zakochany w pani córce — uśmiechnął się.
— I dlatego Nikola ma zadrapania? — zaatakowała Kinga.
— Hmm… Nie rozumiem? — искренне удивился.
— Proszę porozmawiać z synem. Dziękuję za kawę — Kinga wKinga spojrzała na jego dłonie, które trzymały filiżankę, i nagle zrozumiała, iż to one mają być jej bezpieczną przystanią na resztę życia.