Kasia i Marek postanowili uczcić rocznicę poznania w przytulnej kawiarni w centrum Warszawy. Wrócili do domu już po północy.
– Wreszcie się zjawiliście! – powitała ich w progu matka Marka, Genowefa, z rękami skrzyżowanymi na piersi. – Gdzie was nosiło? Ja tu sama z wnukami się męczę!
– Mamo, co się stało? – zdziwił się Marek. – Przecież uwielbiasz dzieci Basi.
– Ciężko było z nimi posiedzieć? – dodała Kasia, ściągając płaszcz.
– A wy sobie spacerujecie, a ja tu haruję! – odcięła teściowa. – A gdzie matka tych wnuków?
– Jest zajęta, a wy sobie odpoczywacie! – Genowefa wskazała na kuchnię. – Zmywajcie naczynia! Nasyciliście się – teraz do roboty!
Marek, marszcząc brwi, otworzył laptopa. Nagle jego wzrok znieruchomiał, a dłonie zacisnęły się na klapie. Zobaczył coś, od czego krew ścięła mu się w żyłach.
* * *
Po ślubie Kasia i Marek wynajmowali mieszkanie. Ale niedługo musieli się przeprowadzić do teściowej – brakowało pieniędzy. Rodzice Kasi mieszkali w kawalerce z jej młodszym bratem, więc miejsca dla młodej pary tam nie było. Marek zmienił pracę: zarobki były niższe, ale obiecywali mu awans.
– Kasiu, to tylko tymczasowe – przekonywał Marek. – U mamy pożyjemy, a jeszcze zaoszczędzimy. Jest sama, siostra tylko wpadnie czasem w odwiedziny, czasem wnuki zostawi. Damy radę.
– Mogłabym dorobić, ty też – zaproponowała Kasia.
– Co, harować dzień i noc? – zirytował się Marek. – Ja cały dzień w biurze, potem jeszcze gdzieś biegać? Do domu tylko spać? A kiedy żyć?
– A z twoją mamą pod jednym dachem to będzie życie? – westchnęła Kasia.
– Rozumiesz, nie ma kasy! jeżeli mamie się spodoba, szybciej uzbieramy na swoje mieszkanie.
Kasia milczała. Nie chciało jej się mieszkać z teściową. Widziała bratanków Marka, dzieci jego siostry Basi, tylko raz na weselu. Hałaśliwe, rozpieszczone – wrażenia niezbyt pozytywne. Ale wyboru nie miała.
– No i co w tym złego? – przywitała ich Genowefa. – Lepiej niż obcym płacić za wynajem. Opłaty dzielimy na troje: wy dwie części, ja jedną. Na jedzenie też się zrzucamy. Ja robię zakupy, gotuję. Wy sprzątacie.
– Dobrze, mamo – zgodził się Marek. – Kasia, w porządku?
– Tak… – wyjęczała.
Na początku wszystko szło gładko. Młodzi wracali na gotową kolację, rano czekało na nich śniadanie. Kasia po pracy brała dodatkowe zlecenia w internecie, ale weekendy psuły wizyty bratanków. Basia prawie się nie pojawiała, zostawiając dzieci od piątku do niedzieli.
Sprzątanie przy nich było niemożliwe: maluchy robiły bałagan, wchodziły wszędzie, potrafiły wpaść do sypialni, gdy Kasia z Markiem spali.
– Marek, niech mama zabierze dzieci – prosiła Kasia. – Jeszcze śpimy!
– To tylko dzieci – machnął ręką. – Moi bratankowie, więc i twoi. Wytrzymaj.
– Pracowałam pół nocy!
– Nikt ci nie kazał. Dobra, wstaję. Mam spotkanie z kumplami, jedziemy na ryby. Wrócę wieczorem.
– A ja? Znowu sama zostanę?
– Mama jest w domu. Chcesz spokoju? Daj im swój laptop, niech się bawią.
– Świetny pomysł! Oddaj swój – warknęła Kasia.
– Mam tam dokumenty – odciął się Marek. – A u ciebie co, ważniejsze?
– Mam projekt, dziś deadline! – wykrzyknęła. – Idź, sama się tym zajmę.
Tak było nie raz. Marek wychodził z kolegami: raz na ryby, raz na grilla, raz na piwo. Tego dnia znów wybiegł.
* * *
Genowefa karmiła dzieci.
– Kasia, siadaj – rzuciła. – Naleśników mało, ale tobie wystarczy. Marek mówił, iż dzieci mogą pograć na twoim laptopie.
– To nieprawda! – oburzyła się Kasia. – Nie obiecywałam. Mam tam pracę, dziś deadline.
– Jaka skąpa – prychnęła teściowa. – Przecież to rodzina! Basia swojego nie daje, bo drogi.
– Mam całą tygodniową pracę! – odcięła Kasia. – Zaraz będę nad tym siedzieć.
– Pozmywaj naczynia – rzuciła Genowefa, sięgając po telefon.
Kasia myła naczynia, zła, iż nikt w domu nie sprząta choćby po sobie filiżanki. Teściowa już gadała przez telefon:
– Ewo, oczywiście się spotkamy! Za godzinę w galerii. Kto hałasuje? Wnuki. Nie martw się, Kasia z nimi posiedzi. Niech się wprawia, póki swoich nie ma.
Kasia o mało nie upuściła talerza. Cicho wyszła z kuchni, spakowała się, wzięła laptopa i wyszła. Teściowa milczała – widocznie planowała oznajmić wyjście w ostatniej chwili.
Kasia skierowała się do internetowej kawiarni, gdzie często pracowała. Usadowiwszy się w kącie, zamówiła kawę i zanurzyła się w projekcie. Po pół godzinie zadzwonił Marek:
– Kasia, gdzie jesteś? Co się dzieje?
– Pracuję – spokojnie odparła. – Dziś deadline.
– Mama w panice! Gdzie ty się podziałaś?
– Nie mogę pracować w tym hałasie – odcięła.
– Zrujnowałaś mamie spotkanie z koleżanką!
– Niech zaprosi ją do domu.
– Z tymi urwisami?
– Więc sam z nimi posiedź, a mamę puść. Oni mają matkę!
– Wymyślasz – warknął Marek.
– A może to wy wymyślacie? – odparowała Kasia. – Mama tak gościnnie nas przyjęła, a my za to płacimy. W tym miesiącu zabrakło jej na zakupy, wzięła od nas dodatkowe dwie stówy. Ty tego nie widzisz?
– Jesteś drobiazgowa! – rzucił.
– A ty na co wydajesz kasę? – wybuchnęła Kasia. – Na mamę – ani grosza, wszystko ja. A na kolegów zawsze masz! Dwanaście dni w miesiącu twoi bratankowie jedzą na nasz koszt. Mama kupuje im słodycze, lody, a nam – nic. Najlepszy kawałek – dla nich. Basia zabiera ich z pełnymi torbami. Kiedy wynajmowaliśmy mieszkanie, wydawaliśmy trzy razy mniej! To nazywasz oszczędnością? Chcesz tak żyć? Dostanę kasę za projekt i się wyprowadzam. Jesteś ze mną, czy rozwód?
– Kasia, gdzie jesteś? – głos Marka zadrżał.
– Po co ci to wiedzieć?
– W naszej ulubionej kawiarni na rogu – odparła Kasia, ale tym razem bez cienia uśmiechu.