**Skandal w Zielonowie: cień rodzinnej waśni**
„Wisia, mama dzwoniła, iż z tatą jadą do nas w odwiedziny. Chcą zobaczyć Zosię” – powiedział Krzysiek, wchodząc do pokoju, gdzie jego żona usypiała roczną córeczkę.
Twarz Wiesławy momentalnie się wydłużyła. Ta wiadomość była dla niej jak cios. Relacje z Bronisławą popsuły się po narodzinach Zosi, choć wcześniej były serdeczne. Wiesławę wściekało, iż teściowa wykorzystywała każdą okazję, by po kryjomu karmić jej dziecko byle czym, ignorując prośby młodej matki.
Każda wizyta Bronisławy kończyła się awanturą. Ostatnio, trzy miesiące temu, poczęstowała Zosię czekoladowym ciastem. Wiesława zostawiła córkę z teściową tylko na pięć minut, a ta już skorzystała z jej nieobecności.
„Co ty robisz?!” – warknęła Wiesława, wyrywając Zosię z rąk teściowej. „Ona ma dopiero dziewięć miesięcy! Jakie ciasto?!”
Urażona samowolą Bronisławy, zabrała córkę do łazienki, by umyć jej buzię i rączki upaćkane kremem. Z łazienki słyszała, jak Krzysiek, wchodząc do kuchni, beształ matkę:
„Po co się wpierasz tam, gdzie cię nie proszą?”
„Nic się nie stanie! Ty jadłeś słodycze w dzieciństwie i żyjesz” – broniła się Bronisława.
„Dlaczego nigdy nie słuchasz?” – złościł się Krzysiek. „Dopiero teraz widzę, jaka z ciebie matka była!”
„Nie rozumiem, o co ci chodzi” – burknęła urażona teściowa, krzyżując ręce.
Gdy wróciła na kuchnię z Zosią, Wiesława nie wytrzymała:
„Wynoście się, skoro nie umiecie się zachować!”
Bronisława spojrzała zdziwiona na synową, potem na syna, oczekując wsparcia. Ale milczenie Krysiaka mówiło samo za siebie.
„Ale się rozkrzyczała! U nas na wsi dzieci jadły, co chciały, zanim wymyślili te wasze internetowe bzdury. Z niczego robicie problem!” – rzuciła i ruszyła do wyjścia.
Gdy teściowa wyszła, Wiesława spojrzała na męża z rozpaczą. Wściekłość na Bronisławę kipiała w jej piersi.
„Nie będziemy jej więcej wpuszczać” – odpowiedział Krzysiek na jej nieme pytanie.
Po tamtym incydencie Bronisława sama się nie pokazywała. Dzwoniła do syna, prosiła o zdjęcia Zosi, ale o wizyty nie pytała. Odważyła się dopiero po trzech miesiącach – na pierwsze urodziny wnuczki.
„Znów coś odwali?” – zirytowana zapytała Wiesława.
„Nie, uprawniłem ją wcześniej!” – zapewnił Krzysiek. „Nic nie zrobi.”
Wiesława nieufnie spojrzała na męża. Nie wierzyła, iż uparta Bronisława nagle zacznie słuchać.
Teściowie pojawili się dokładnie dziesięć minut po telefonie. To znaczyło, iż byli pewni, iż wpuszczą ich do wnuczki. Bronisława od progu zawodziła:
„Gdzie moja dziewczynka? Gdzie moja kruszynka? Przyjechaliśmy w prezencie!” – Wepchnęła Wiesławie torbę.
Teść, Stanisław, niósł tort i butelkę szampana. gwałtownie podał je synowi.
„Nie liczyliśmy na gościnę, wszystko przywieźliśmy!” – oznajmiła dumnie Bronisława, sugerując, iż tort i szampan są także dla nich.
Wiesława zrozumiała aluzję. Podała Zosię mężowi i zaczęła nakrywać do stołu w salonie. Krzysiek pomagał, a Bronisława ze Stanisławem i wnuczką zostali w kuchni, by nie przeszkadzać.
„Otwórz szampana, spróbujmy, pięćdziesiąt złotych za niego daliśmy” – szepnęła Bronisława mężowi.
Stanisław gwałtownie poradził sobie z korkiem i podał otwartą butelkę żonie.
„Nalej do kielucha!” – rozkazała. „Widzisz, trzymam dziecko!”
Teść posłusznie spełnił prośbę. Bronisława pociągnęła łyk, cmoknęła i skinęła z aprobatą:
„Smaczne!” – Spojrzała na Zosię na swoich rękach. „Dzidziuś, spróbujmy, póki nikt nie widzi” – szepnęła, podnosząc kieliszek do ust dziewczynki.
„Jak synowa zobaczy, będzie awantura!” – zaśmiał się Stanisław.
Usłyszawszy te słowa, Wiesława zajrzała z salonu. Zobaczywszy, jak Bronisława podaje szampana jej córce, wpadła do kuchni jak burza.
„Co wy myślicie?!” – wrzasnęła, wyrywając kieliszek. „Prosiłam, żebyście nic nie dawali! Jak śmiecie?!” – Zabrala Zosię, a jej głos drżał z wściekłości.
„Oj, daliśmy Krzysiowi w dzieciństwie! Nic się nie stanie” – zaśmiała się Bronisława, widząc nadchodzącą burzę. „To choćby zdrowe czasem…”
„Wynocha!” – Krzysiek wpadł do kuchni na dźwięk krzyku żony. „Dość! Mówiłem, żebyście nic nie dawali mojej córce! Najpierw ciasto, teraz szampan!”
„O co ci chodzi?!” – Stanisław stanął w obronie żony. „Matka dała tylko kropelkę…”
„Ani kropelki, ani łyka więcej nie dasz mojemu dziecku!” – ryknął Krzysiek. „A teraz spadajcie! Co jej dasz następnym razem?”
„Ależ wy lubicie robić z igły widły!” – rzuciła z przekąsem Bronisława. „Ty i Wiesia – w jednym stali domu! Chodź, Staś!”
Minutę później drzwi zatrzasnęły się – teściowie wyszli. Wiesławia, wciąż drżąca, tuliła Zosię.
„Jak chcesz, ale więcej nie wpuszczę tu twoich rodziców! Co się dzieje w głowie Bronisławy?” – wybuchnęła.
„Nie mam nic przeciwko” – wzruszył ramionami Krzysiek.
Po tym zdarzeniu kontakty z teściami się urwały. Bronisława i Stanisław urazili się za wyproszenie, a młodzi rodzice nie mogli wybaczyć im upartej bezmyślności.
**Lekcja? Rodzina to nie zawsze krew. Czasem granice są ważniejsze niż pokrewieństwo.**