Tym razem pytania zadałyśmy Turnusowiczce Izie Roko, artystce i kuratorce pracującej w Turnusie na Wolskiej. Iza zainspirowana pytaniami o komfort z pierwszej turnusowej ankiety opowiada o komforcie w życiu, w sztuce, w Turnusie, a do tego zdradza, wyjaśnia i zachęca do wzięcia udziału w nowym Turnusie.
KOMFORT TO… letni wieczór, gdy na balkonowych kafelkach układasz puzzle. Warszawa już odpoczywa po upalnym dniu, a ty siedzisz w najdziwniejszych, powykręcanych pozycjach na ziemi i poszukujesz kolejnych pasujących elementów układanki. Puzzle, które układasz są idealne – 500 kawałków, różnorodna grafika, bez irytującego rozmytego tła. Czujesz jak twoje nogi i plecy rozciągają się z każdym kolejnym sięganiem po puzzel. W tle słuchasz przyjemnej muzyczki. Nie spieszysz się, nic ci nie przeszkadza, twoje jedyne zmartwienie to „gdzie jest ten puzzel co tutaj pasuje?”. Komfort. Apogeum przyjemności tego momentu to zatopienie podniebienia w budyniu waniliowym pokrytym frużeliną malinową, który sporządziła i przyniosła bliska ci osoba. Jak dzieciak teraz układasz tekturowe kawałki, wcinasz łakocie i wszystko jest dobrze. Komfort.
Już od pewnego czasu układam puzzle. Moja fiksacja rozpoczęła się przez pracę w Turnusie. Raz na zmianie z koleżanką zaczęłyśmy układać jedne puzzle, takie z grafiką safari. Mega się wkręciłyśmy. Kolejno wymieniałyśmy się w obsłudze klientów, aby móc przed zamknięciem ułożyć całość. Niestety nie było to łatwe zadanie i nie dane nam było poczuć tę niesamowitą ulgę. Koleżanka, na szczęście, następnego dnia miała zmianę i z turnusowych legend wiem, iż jej się udało. Ja natomiast w kolejnych dniach kupiłam trzy pudełka (mój chłopak Krzyś kupił mi dwa, a ja sobie jedno). Są to puzzle: Scooby-doo, Jurassic Park i Uśmiechnięte rekiny. Kocham je i kocham je układać z przyjaciółmi. Najbardziej z tymi, co przychodzą i mówią, iż nie lubią puzzli, a potem widzę, iż nie są w stanie mi opowiadać co u nich, bo tak skupieni są na znalezieniu kawałka. Puzzle są super i każdemu polecam.
NIE WYOBRAŻAM SOBIE ŻYCIA BEZ… jazdy na rowerze i spacerów. To trudne pytanie, ale myślę, iż naprawdę trudno by mi było nie wychodzić z domu, kiedy pogoda jest idealna, a ja w pełni sił. Coś jest w tym przypływie dopaminy, kiedy wsiadam na rower czy przechadzam się po zielonych przestrzeniach. Czuję, jak endorfiny zaczynają przepływać w krwioobiegu po całym mym ciele, a skóra reaguje na promienie słońca, jakby miała w swych komórkach chlorofil. Podobno przeprowadzono badanie, z którego wynikło, iż najwięcej i najbujniej się myśli podczas spacerowania. Myślę, iż to prawda.
JEŚLI MOGŁABYŚ ZABRAĆ ZE SOBĄ TYLKO JEDNĄ RZECZ NA BEZLUDNĄ WYSPĘ, TO CO BY TO BYŁO?
Garnek z kluskami z wrocławskiej legendy o Kluskowej Bramie na Ostrowie Tumskim. Było to zaczarowane naczynie wypełnione kluskami, które zostawiła żona mężowi po swojej śmierci. Garnek co noc napełniał się dopóty, dopóki mężczyzna zawsze zostawiał jedną, ostatnią, niezjedzoną kluskę. Myślę, iż taki magiczny rondelek dałby mi nie tyle żywność, co stabilność i poczucie bezpieczeństwa, idące za świadomością ponawiających się, zależnych ode mnie wydarzeń. Uratowałoby mi to na pewno psychikę.
Już od paru miesięcy pracuję w Turnusie. Moja przygoda z dziewczynami (Kamilą i Marceliną) rozpoczęła się, kiedy pomagałam im przy cateringu na dwudniowej konferencji. Pamiętam te dni, kiedy na kilku stołach przykrytych białymi obrusami, pomiędzy bukiecikami bzów, stawiałyśmy polskie pyszności. Myślałam sobie wtedy, iż nikt z uczestników nie spodziewał się takiego cudownego widoku. Bankietowe stoły zabrały światło wydarzenia. Podczas każdej konferencyjnej przerwy, ludzie gromadzili się przy turnusowym bufecie, rozmawiali, śmiali i podjadali ciasteczka z maszynki. Zaczęłam wtedy rozumieć filozofię Turnusu.
Potem podjęłam pracę w kawiarni, a z czasem w galerii, przez co moje rozpoznanie w tej koncepcji podejścia do międzyludzkich spotkań i zabawy stawało się coraz silniejsze. Z każdym uśmiechem, pogłaskaniem czworonoga, wypitym trunkiem i z dźwiękiem stąpających butów po schodach do galerii widziałam, jak ludzie czują się dobrze i bezpiecznie w tym miejscu. Wszyscy chcą być jego częścią. Każda wystawa w galerii Turnus wiąże się z tym spojrzeniem na towarzyskość. choćby ta ostatnia – Gap się śmiało, Wiktorii Kieniksman i Mikołaja Sobotki jest również o tym, jak sztuka, zabawa i gadanie głupot przy piwie mogą stać się początkiem artystycznego romansu. Turnus to filozofia.
Mam wykształcenie teoretyczno-artystyczne. Najpierw przeżyłam trzy lata na Historii Sztuki na UJ, gdzie przetrwałam miesiące nauki średniowiecza i rozróżniania obrazów caravaggionistów. Teraz niedawno skończyłam Badania Artystyczne i Studia Kuratorskie na ASP w Warszawie. I mimo tych lat edukacji, mało mnie nauczono rozpoznania we współczesnej fotografii. Myślę jednak, iż zawsze miałyśmy jakiś cichy, niezobowiązujący i owiany nieśmiałością romans. Iścił się on, kiedy przeglądałam albumy fotograficzne mojej przyjaciółki Oli i kiedy dostawałam gęsiej skórki, gdy patrzyłam na fotografie np. Ren Hanga. Bardzo prawdopodobne, iż ten niepewny flirt nie miałby przyszłości, gdyby nie zajęcia z doktorą Mariką Kuźmicz, która uświadomiła mi wagę znaczenia aparatu w historii i wyostrzyła moją wrażliwość na zdjęcia. Teraz czuję, iż moje resztki nieśmiałości w tej relacji mogą zniknąć, bo w moim drugim domu otwieramy Turnus Butik. Ta świątynia komfortu i bezpieczeństwa stanie się również miejscem spotkania z młodą fotografią, gdzie wszelkie nerwowości czy niepewności przeminą. Będziemy tam przedstawiać zdjęcia najróżniejszych osób fotografujących, zgłoszone na podstawie open calla. Wszystkie prace będą na sprzedaż, więc będzie to okazja dla tych zza aparatu do „zawiśnięcia” na czyjejś ścianie, a dla odbiorczyń i odbiorców do zaspokojenia swojego zachwytu i rozwijania relacji z fotografią. Zapraszamy wszystkich do Turnus Butiku – zarówno do przesyłania zgłoszeń, jak i odwiedzania nas na miejscu.
Wszystkie informacje na temat open calla Turnus Butik znajdziecie na Facebooku i Instagramie Turnusu. Zgłoszenia prosimy przesyłać na maila [email protected].