To nie była spontaniczna decyzja. To była misja. Mam na imię Michał i mam problem – jestem uzależniony od kebabów. Ale nie tych z rozmrożoną bułą i mięsem, które smakuje jak wspomnienie po kurczaku. Mówię o takich prawdziwych, z pazurem, z serem ciągnącym się jak telenowela brazylijska i mięsem soczystym jak sceny z „365 dni”. I tak, siedzę sporo na TikToku. I jak algorytm mi wypluł trzy miejsca w Warszawie, które ludzie pokazują z taką ekscytacją, jakby właśnie przeżyli objawienie, to wiedziałem – jadę. Tendur, Efes i Sapko – trzech bossów ulicznej kuchni, o których mówi cała gastro sekcja internetu. Musiałem ich skonfrontować na własne kubki smakowe.