Pierwszy raz jadłam je u mojego taty. Były nieco inne w smaku niż tradycyjne. Byłam przekonana, iż to kwestia dodania do nich wędzonych śliwek. Nic z tych rzeczy. Były po prostu pieczone. Genialne. I od razu uprzedzam – nie bawcie się w pieczenie jedynie 2 kg owoców. Pozbierajcie naczynia żaroodporne jakie macie w domu, sprawdźcie ile z nich zmieści się w piekarniku, dorzućcie do nich śliwki i pieczcie na potęgę. A, i o ile macie bardzo słodkie i dojrzałe śliwki, pomińcie cukier.
Składniki:
2 kg śliwek (najlepsze będą węgierki)
pół szklanki cukru (lub więcej, do smaku)
(przepis na 4 małe słoiki)
Śliwki myjemy, drylujemy (można je pokroić na mniejsze kawałki, wtedy więcej się zmieści w naczyniu do pieczenia), mieszamy z cukrem i wrzucamy do naczynia żaroodpornego. Pieczemy pod przykryciem 3 godziny w 180 stopniach, od czasu do czasu można je przemieszać. Na drugi dzień pieczemy bez pokrywki około 2 godzin. Śliwki powinny się całkowicie rozpaść, powidła powinny porządnie ściemnieć. Przed przelaniem do słoików spróbujcie czy wyszły wystarczająco słodkie. I pamiętajcie, iż po ostygnięciu jeszcze zgęstnieją. Gorące powidła przekładamy do wyparzonych słoików i zamykamy wyparzonymi zakrętkami, odwracamy do góry dnem.
Podobne przepisy:
Pieczone powidła śliwkowe z kakao
Powidła śliwkowe z cynamonem
Powidła śliwkowe z czekoladą i whisky
Czekowiśnia