Niszczycielskie Wątpliwości

twojacena.pl 1 tydzień temu

Wątpliwości, które rujnują

Gosia siedziała w kuchni, oparłszy łokcie o stół, i wpatrywała się w ciemną szybę okna, jakby mogła tam coś dostrzec. Jej oczy były zmęczone, twarz – poszarzała. Nagle drzwi lekko zaskrzypiały i do kuchni weszła teściowa – Halina Janówna.

— Co tak późno siedzisz? — zapytała, sięgając po dzbanek z wodą.

— Myślę, Halino Janówno — szepnęła Gosia ledwie słyszalnie.

Kobieta odkupiła łyk w i już miała wyjść, gdy Gosia nagle podniosła głowę:

— Zostańcie, proszę. Musimy porozmawiać. Tylko drzwi zamknijcie…

Halina Janówna zatrzymała się, wyraźnie zaniepokojona:

— Co się stało?

— Usiądźcie. Ja… Muszę wam powiedzieć o Wojtku…

Teściowa usiadła, trzymając szklankę w dłoni, a Gosia zaczęła mówić. Im dłużej mówiła, tym bardziej bladła matka jej męża. To, co usłyszała, odebrało jej mowę.

— Nie, Gosia, nocą nikogo nie wyrzucam. Rano zabierzesz dziecko. I tak muszę wstawać do pracy – obudzisz mnie.

— A może odłożyć remont? Z Darkiem wyjechalibyśmy latem na działkę, a teraz zimno… No i Wojtek zaraz wróci…

— Nie można. Teraz jest tanio – potem ceny poszybują, a latem nie chcę żyć w kurzu.

— Przecież i tak będzie kurz — zauważyła ostrożnie Gosia.

— Swoje rzeczy też trzeba wynieść. Już mówiłam. Nie udawaj ofiary. Mój syn przyjął cię z dzieckiem – mogłabyś chociaż milczeć.

— Ale to wasz wnuk! — wyrwało się Gosi.

— Naprawdę? A Wojtek ma córkę od tamtej, co na zarobkach. To moja wnuczka. A ten… tego jeszcze trzeba udowodnić.

Gosia zdrętwiała. Słowa teściowej były ciosem poniżej pasa.

— Ma prawie cztery lata. Dopiero teraz o tym mówicie? I gdzie mam iść z dzieckiem?

— Nie wiem — wzruszyła ramionami Halina Janówna. — Mnie to nie obchodzi.

Z Wojtkiem Gosia poznała się pięć lat temu. Nie był przystojniakiem, ale wydawał się solidny. Oboje byli dorośli, bez romantycznych złudzeń. Ona – kucharka w szkole, on – robotnik wyjeżdżający często za granicę. Gdy zaszła w ciążę, od razu zaproponował ślub. Bez wesela, tylko do urzędu.

Mieszkali u jego matki. Halinie Janównie nie podobało się, iż w jej domu pojawiła się obca kobieta, i to w ciąży. Przyzwyczaiła się do ciszy, samotności i porządku. A tu – ktoś śpiewa pod prysznicem, tupie po podłodze, a potem jeszcze niemowlę, które drze się dzień i noc. No i syn rzadziej pomagał w ogródku.

Najgorsze było to, iż nie wierzyła w uczucia Gosi. Uważała, iż wyszła za Wojtka dla wygody. I wątpiła: czy Darek to na pewno jej wnuk?

Teraz postanowiła zrobić remont. I wcześniej oznajmiła: Gosia z dzieckiem ma się wyprowadzić. Ta upierała się – iż nie ma gdzie. Choć ciotka była gotowa ich przyjąć. Teściowa nie ustępowała. Drażniło ją wszystko: od śladów zabawek po zapach kaszki dla niemowląt.

Gdy Wojtek nagle przestał odbierać telefon, Gosia się zaniepokoiła. Nigdy tak nie robił. W nocy nie dzwoniła, ale rano – telefon był wyłączony.

— Nigdy go nie wyłącza — powiedziała Gosia, wchodząc do kuchni. — Coś jest nie tak.

— Śpi pewnie — burknęła teściowa. — Czego się boisz?

— Codziennie piszemy. Nigdy tak nie było.

— Zadzwoń do pracy. No już.

Gosia wykręciła numer. Po chwili zbladła.

— Jest w szpitalu. Zawieźli go… Zrobiło mu się słabo.

— Co?! — Halina Janówna osunęła się na krzesło. — Kto się dowiedział?

— Jego… była żona. Ona wie. Nas choćby nie poinformowali.

— Jadę! — zerwała się teściowa.

— Nie, macie remont. Ja Darka zostawię u ciotki, a sama pojadę. Wszystko się dowiem.

Po trzech tygodniach Gosia wróciła z Wojtkiem. Był w ciężkim stanie – po udarze. Lewa strona słabo słuchała, ale żartował, mówił, starał się.

Gosia nie odstępowała go na krok. Szukała specjalistów, organizowała rehabilitację, spała po trzy godziny, pędziła na zabiegi, zastrzyki, ćwiczenia. Żyła tylko po to, by Wojtek wrócił do zdrowia.

Pewnego wieczoru, gdy teściowa zmywała naczynia, Gosia cicho powiedziała:

— Powiem wam wszystko. Tylko nie mówcie mu.

I wyznała prawdę: Wojtek pojechał do byłej żony zobaczyć się z córką. Otworzył mu obcy mężczyzna. A dziecko – jego żywa kopia. Jasnowłosy chłopiec z dołkiem w policzku. Potem sama Ewa przyznała: to jego syn, tylko wcześniej bała się zostać sama, a Wojtek się „nadał”.

Wojtek usiadł na ławce i serce nie wytrzymało.

— Więc to znaczy… — westchnęła teściowa — iż wnuczka to wcale nie wnuczka?

— Właśnie tak.

Po tej rozmowie Halina Janówna zaczęła inaczej patrzeć na Gosię. Widziała, jak żyje dla męża, jak wstaje w nocy, masuje mu rękę, pilnuje diety, konsultuje się z lekarzami. Gdzie ta „obca”, co „wyszła dla wygody”?

Pewnego dnia, gdy Gosia znów siedziała przy laptopie, teściowa odwróciła się:

— Powiedz mi szczerze. Darek to syn Wojtka?

Gosia nie od razu odpowiedziała. W końcu podniosła głowę:

— Prawda była przy was cały czas. Zaczęliśmy się spotykać na waszych oczach. Może nie kochałam go od pierwszego wejrzenia, ale wybrałam Wojtka. I nie zdradziłam. Naprawdę potrzebujecie testów, żeby to zrozumieć?

Halina Janówna nie wytrzymała – rozpłakała się. Potem podeszła i przytuliła Gosię.

— Wybacz mi. Głupia starucha. Nie widziałam, kto przede mną.

Gosia też miała łzy w oczach:

— Wy mi zateż wybaczcie. Nie jestem aniołem. Ale jesteśmy rodziną. Prawda?

W tej chwili do kuchni wszedł Wojtek.

— O co chodzi? Co się stało?

— Ze szczęścia, synku — uśmiechnęła się matka. — Bo u nas wszystko dobrze.

— No, kobiety… — pokiwał głową Wojtek. — Źle – płaczecie. Dobrze – też…

— Ale z nami nie ma nudy! — przytuliła go Gosia, a te— A najważniejsze, iż razem — mruknęła Halina Janówna, nalewając wszystkim herbatę.

Idź do oryginalnego materiału