Niech ten wieczór będzie ostatnim, niech odejdzie pięknie. Niech spojrzy na swoją ukochaną, niech życzenia długiego życia przelotą mu przez pysk. A potem zwija się w kłębek przy jej oknie i zanurzy w marzeniach, by już nigdy nie wrócić
Przeżył trzy zimy z rzędu i to nie przesada. Na ulicy taka wytrwałość to niemal cud: niewielu podwórkowych kotów trzyma się tak długo.
Urodził się w zwykłym domu przy ulicy Świętokrzyskiej w Warszawie, u matkikotki, która ufała ludziom. Los jednak gwałtownie się odmienił.
Właściciele zginęli w wypadku, a ich dorosły syn, Michał, który nie cierpiał kotów, a jeszcze bardziej jego groźnego psastrażnika, postanowił pozbyć się zbędnych lokatorów. Bez namysłu wyrzucił całą kocią rodzinę na podwórko.
Pierwszej zimy nie przeżyła żadna ani matka, ani bracia, ani siostry. Niektórzy zginęli z głodu, inni zmarli na mrozie, jeszcze inni zostali zaatakowani przez psy albo potrąceni samochodami. Przeżył jedynie rudy kociak.
Znalazł go sprzątacz z kamienicy. Znalazł to mocne słowo po prostu dostrzegł mały rudawy kłęsek, odciął go od matki, włożył do piwnicy i postawił przy gorących rurach. Tam go karmił przez całą zimę.
Tak przeżył.
Nikt nie nadał mu imienia. Przez wybite okno piwnicy wyciskał się na zewnątrz, uczył się ulicznej sztuki przetrwania omijać psy, ukrywać się przed ludźmi, łowić jedzenie w koszach na śmieci, oszukać głód.
Drugą zimę przeżył już sam. Starego sprzątacza zwolniono za pijackie głośności, a nowy, surowy woźny nie karmił, ale przynajmniej nie wytrzaskał okna. To wystarczyło znów przetrwał w piwnicy, nauczył się walczyć o jedzenie i o życie.
Trzecia zima okazała się najokrutniejsza. Wszystkie okna piwnic zamknięto szybami. Gdzie się schować przed lodowymi nocami?
Musiał znaleźć nowe schronienie. Piwnice były zamknięte. W jednym podwórku natknął się na zapomniany dół przy dawnej sieci ciepłowniczej. Gorące rury wypływały na powierzchnię ziemi, a dół był ukryty w gęstych krzakach, o którym nikt nie wiedział.
Tam posypał miejsce szmatami, starymi kawałkami ubrań, stworzył swego rodzaju gniazdo. Nad nim ciągnęły się balkony, śnieg padał rzadziej, ale ciepła rura topiła go, a wilgoć i przenikliwy wiatr wdzierały się aż po kości
Zima przeszła, ale wyszedł z niej półduch: szczupły jak szkielet, futro w strzępach, oczy permanentnie czujne. Na ulicznych miarach starość przychodzi wcześnie już wtedy był stary. Karmienie ograniczało się do żałobnych okruchów.
Potem ktoś odkrył ten dół. Przed pierwszymi jesiennymi deszczami zauważono tę brzydką dziurę i postanowiono ją zasypać.
Wrócił, jak zawsze, na nocleg przy rurze i zobaczył świeżo wykopaną ziemię. Usiadł naprzeciw małego wzgórza i patrzył długo. To był, w istocie, jego wyrok. Zrozumiał od razu: takiego miejsca już nie znajdzie. A te, co istnieją, są zajęte przez inne koty.
Rozłożył się w mokrej kupie opadłych liści, drżał z zimna, ale wciąż trzymał się. I właśnie w tym stanie, na krawędzi, zakochał się.
Tak, nie żartuję zakochał się.
Nie pozwalał sobie na nadzieję. Była niewiarygodnie piękna: zadbana kotka zamieszkała w mieszkaniu na parterze przy ulicy Krakowskiej. Lubiła siedzieć przy oknie i patrzeć na świat. A on siedział pod nią, patrząc w górę. W środku, pośród zimna, coś się rozgrzewało.
Pewnego dnia odważył się: wspiął się na drzewo, przeskoczył na szeroki metalowy daszek pod oknem. Właściciele tej kotki niegdyś zamienili go w zimowy schowek na jedzenie, a teraz stał pusty. Odtąd częściej tam zaglądał, siadał, patrzył na kotkę za szybą i wzdychał.
Nie prosił nic. Po prostu podziwiał. Czasem kotka zeskakiwała do misek z jedzeniem, a on wciągał ślinę nie z zazdrości, ale z czystej zwierzęcej pustki wewnątrz.
Ustalił, iż jeżeli los zabierze go tej zimą, niech to będzie przy jej oknie. Zwija się w kłębek, patrzy na nią i odchodzi nie w strachu, a w cieple.
choćby uśmiechał się, wyobrażając tę scenę: chudy rudy kot, cicho umierający na ukochanym parapecie.
Pewnego dnia właścicielka go zauważyła i krzyknęła, machając rękami. Kot uciekł. Ale potem wrócił. I znowu.
Mężczyzna właściciel domu zobaczył i nie wypędził go. Spojrzał kotu w oczy i w nich ujrzał wszystko: nadzieję, ból, zmęczenie i uwielbienie dla ich domowej piękności. Nie mógł go wyrzucić.
Zamiast tego po cichu podrzucał pod okno kawałek mięsa, kotlet, kiełbasę. Kot jadł. Pewnego razu mężczyzna podszedł do szyby, a rudy, lekko drżąc, podniósł łapę, przycisnął ją do szkła i wydał miauk.
Domowa kotka spojrzała najpierw na człowieka, potem na rudego. W jej spojrzeniu było zdziwienie.
Wiesz, szepnął mężczyzna. Ona nie chce drugiego kota. Prosiłem o kociaka odmówiła.
On spuścił ręce. Rudek wszystko pojął i nie obraził się. Dom nie jest dla takich jak on. Dom jest dla rasowych, czystych, młodych, kochających.
Tamtego wieczoru było wyjątkowo zimno. Przemoknął, zmarzł i nagle zrozumiał: już nie ma sensu. Nie w liściach, nie w szukaniu kąta, nie w niekończącym się przetrwaniu.
Gdy koniec nieuchronny, niech będzie przy oknie, skąd patrzy jego małe cudowne serce.
I postanowił: niech ta noc będzie ostatnia.
Chciał spotkać koniec godnie. Ostatni raz spojrzeć na tę, do której serce ciągnęło się cicho, wydać ciepły miauk, jakby życzenie długiego życia i szczęścia, i potem zniknąć. Najpierw chciał dokończyć to, co zostawił mu mężczyzna, a kiedy kotka położy się w swoim przytulnym, ciepłym gniazdku, zwija się w kłębek przy oknie i odchodzi tam, gdzie nie ma ani zimna, ani głodu, tylko sen, z którego nie trzeba się budzić.
Niespodziewanie spadł śnieg, a kotka z przyjemnością obserwowała, jak białe płatki wirują za szybą i osiadają na rudym kocie siedzącym na dworze. Rozbawiała ją ta zabawa. Jej oczy cieszyły się tańcem płatków. Nie mogła pojąć, iż ta piękność powoli zabija tego, kto patrzy na nią przez lodowatą szybę. Nie znała mrozu, nie wiedziała, co to znaczy zamarzać od środka.
A rudy w międzyczasie twardniał. Zjedzona kiełbasa dawała mu ostatnie iskierki ciepła, ale topniały wraz z jego siłami. Wiatr palił, mróz wdzierał się w kości, a siedzenie prostym stawało się trudne. Wciąż patrzył na nią, ale już rozumiał: tak długo nie wytrzyma.
Przygotowywał się do pożegnania, jakby to było najważniejsze wydarzenie jego życia. Chciał odejść pięknie: jeszcze raz spojrzeć na ukochaną, cicho wydać ciepły miauk, w myślach życzenia długich lat i słonecznej przyszłości. Plan był prosty: zjeść ostatni przysmak od mężczyzny, czekać, aż kotka wróci do domu, a potem, zwinięty w mały kulisty kłębek przy zimnym szkle, wkroczyć w sny do miejsca, z którego nie wraca się.
Rozpoczął się śnieżycowy bieg, a kotka na ciepłym parapecie patrzyła oczarowana na powolny taniec płatków. Lubiła, jak białe płatki opadają na rudą grzbiet adoratora za oknem. To było piękne widowisko, prawie gra. Nie wiedziała, iż pod tym wzorem kryje się śmierć. Nie pojęła, iż śnieg to mróz, wiatr to ból, a głód to tortura. Nigdy nie znała ulicy.
A rudy, siedząc na dworze, powoli zamierał. Kiełbasa zjedzona godzinę wcześniej pozostawiła w ciele ostatnie słabe ciepło, ale ono gasło. Każdy oddech stawał się cięższy, łapki drżały, ogon zamarzał. Wciąż patrzył na nią, ale ciało już traciło siłę.
Kotka dalej obserwowała swojego tajemniczego adoratora, a on już nie mógł utrzymać się wyprostowany. Plecy drżały, oczy zamykały się. Spojrzał na nią po raz ostatni. Przycisnął martwy nos do lodowatej szyby, nie czekając, aż ona wyjdzie i zwija się w mały ciasny kulisty kłębek.
Jego ciało drżało. Zimno gryzie każdą kość. Próbował oddychać w bok, by choć odrobinę ciepła wywołać, i wydawało się to pomagać. ale mróz był silniejszy. Pochłaniał życie powoli, ale zdecydowanie.
Nagle poczuł, iż nie jest już zimno. Senna, miękka i rozciągająca się mgła okryła go jak koc. Nie chciał walczyć. Koniec już blisko.
Otworzył oczy po raz ostatni i zobaczył ją. Tę samą, dla której wspinał się na daszek, tę, dzięki której żył przez te dni. Jak pięknie pomyślał co może być lepszego? Jaka lekka śmierć
Głowa opadła, oczy zamknęły się. Wydawało mu się, iż okno się otwiera, a delikatne ręce unoszą go, głaszcząc, szepcząc coś kojącego. Obok była ona kotka, której serce biło w jego rytmie, i razem idą do ciepłej miski pełnej jedzenia.
Co za piękny sen przemykało w jego myślach.
Kotka wciąż patrzyła na biały puch, który spływał na rudego. Miauknęła cicho, pytająco, chciała, by się poruszył. Pukała łapką w szybę. Brak reakcji. Miauknęła głośniej. W końcu uderzyła łapą w szybę, jakby krzycząc: Dlaczego nie odpowiadasz?!
Lód już ściskał jego ciało. Nie słyszał. Tonął w ciszy.
Śnieg przekształcił go w biały pagórek, jakby zasłona.
Co ona tam krzyczy? syczała z gniewem żona mężczyzny. Na śnieg patrzy?
Mężczyzna podniósł głowę od kanapy, spojrzał na okno. Kotka stała i wściekle waliła łapą w szybę. Wtedy go coś olśniło. Przypomniał sobie jej oczy. I jego rudego.
Zerwał się z miejsca, ruszył do okna. Zaczął szarpać zamknięcia.
Co robisz?! krzyczała żona. Czy ty masz rozum?! Zamknij natychmiast!
ale nie słyszał. Kotka pomagała skakała, miauczała.
Okno się otworzyło, wpadł śnieg i wiatr.
Zamknij!! wołała żona, ale mężczyzna nie słuchał. Szukał, znalazł w rogu mały, zasypany kopczyk.
Chwycił zamrożone, lekkie jak pustka ciało i zaniósł do łazienki. Kotka pobiegła za nim, żona za nimi.
Łazienka wypełniła się parą i rozbryzgami. Mężczyzna mył zimnego, oblodzonego rudego kota ciepłą wodą. Kotka siedziała na krawędzi, wpatrywała się w twarz pana i płakała kocim jękiem.
Robię, co mogę szeptał, masując małe pieczątki na brzuchu, próbując tchnąć życie w pysk kota. Żona stała w progu, milcząco patrząc.
Wspominał, błagając:
Proszę wróć
Kotka krzyczała razem z nim.
Nagle rudy usłyszał daleki, jakby z innego świata, głos wzywający go z powrotem. Zastanawiał się: Po co? Tam jest tak spokojnie. Po co wracać tam, gdzie ból?
Ale usłyszał jej głos tej, dla której codziennie zbierał siły. Która dała mu powód do życia.
Nie może być ona tak blisko? Muszę zobaczyć choć jedno spojrzenie
Oczy otworzyły się powoli, jakby powieki ważyły tonę. Podniosł je i zobaczył mężczyznę z czerwoną od emocji twarzą, obok nią żywą, radosną kotkę. Obie pełne szczęścia.
Jedz! krzyknął pan, przytulając mokrego rudego do siebie.
Kotka spadła na podłogę, podskakiwała, jakby tańczyła, i radośnie miauczała.
Co robisz?! odwróOd tej chwili Łukasz i jego nowy przyjaciel, Любимый, stali się nieodłączną częścią tego domu, a każdy poranek zaczynał się od wspólnego spojrzenia przez okno na rozświetlone warszawskie niebo.


![Dzień Kultur Europejskich w Starym Ogólniaku. Młodzież zaprezentowała różne kraje [zdjęcia]](https://tkn24.pl/wp-content/uploads/2025/11/Dzien-Kultur-Europejskich-w-Starym-Ogolniaku.-Mlodziez-zaprezentowala-rozne-kraje-11.jpg)










