Nasza teściowa znowu wpadła bez zapowiedzi. O świcie wtargnęła do naszej sypialni z krzykiem:

newskey24.com 2 dni temu

U nas zagościła teściowa, Barbara Nowak. Wczesnym rankiem wdarła się do naszej sypialni z krzykiem: Wstawaj, Kinga, zobacz, co się dzieje w twojej kuchni! Zerwałam się z łóżka, jeszcze w piżamie, serce waliło jak oszalałe. Pędzę korytarzem, narzucając po drodze stary szlafrok, węszę może coś się pali? A może gaz niezakręcony? W głowie już cały thriller: cegły w ogniu, garnek wybucha, jakaś kolejna katastrofa. Wchodzę do kuchni, a tam karaluchy. Cała gromada rudych potworów biega po stole, po talerzach, po resztkach kolacji, których nie miałam siły posprzątać wieczorem. Teściowa stoi z rękami na biodrach i wierci we mnie wzrokiem, jakbym specjalnie hodowała te robactwo, żeby ją zszokować.
Kinga, u was zawsze tak jest? zaczyna, a głos ledwo drży ze złości, Jak można tak żyć? Masz dzieci, męża, a w kuchni karaluchy jak w jakiejś szopie! Stoję jak rażona piorunem i nie wiem, co odpowiedzieć. No tak, nie posprzątałam po kolacji, bo po pracy ledwo nogi ciągnęłam. Dzieci płakały, mąż, Marek, coś mruczał o piłce nożnej, a ja marzyłam tylko o tym, żeby się przewrócić do łóżka. Kto mógł przypuszczać, iż te nieproszone karaluchy właśnie tej nocy postanowią urządzić sobie paradę? I najważniejsze skąd one się w ogóle wzięły? Przecież nie mieszkamy w jakiejś zrujnowanej chacie, mamy mieszkanie, wszystko jest porządne. No, prawie porządne.
Barbara Nowak, oczywiście, nie zamierza się zamknąć. Za moich czasów, mówi, nie było takich rzeczy! Ja po kolacji wszystko sprzątałam, wycierałam, ani jednej okruszyny nie zostawiałam. A ty co? Dziś młodzież leniwa, tylko w telefonach siedzieć potrafi! Kiwam głową, połykam westchnienie, bo co tu można powiedzieć? Ona przecież nie tylko teściowa to generał w spódnicy, dla niej porządek w kuchni to sprawa honoru. A ja, widocznie, ją zawiodłam. Zaczynam nerwowo sprzątać: chwytam ścierkę, zmywam karaluchy, przecieram stół, talerze, wszystko, co wpadnie mi w ręce. Teściowa stoi nad ramieniem, komentuje: Tu nie przetarłaś! A co to za plama? Czy ty nigdy nie myjesz płytek? Ledwo się powstrzymuję, żeby nie parsknąć. Myślę: No dobra, Barbara Nowak, ty też nie jesteś święta, pewnie i u ciebie czasem okruszki zostawały! Ale milczę, bo wiem z nią się nie wygrasz.
Gdy ja walczę z karaluchami, Marek, mój mąż, w końcu wychodzi z łóżka. Wchodzi do kuchni, widzi ten cyrk, a zamiast pomóc, tylko się uśmiecha: O, Kinga, może otworzyłaś zoo? Rzucam mu takiego spojrzenia, iż momentalnie ucina i idzie zaparzyć herbatę. A teściowa tylko kręci głową: Widzisz, i twój mąż niepoważny. Gdybym ja tak nie dbała o syna, to by się u ciebie całkiem rozpuścił! No dobrze, myślę, teraz zacznie wykład o wychowaniu mężczyzn. I rzeczywiście siada przy stole, już lśniącym od czystości, i zaczyna: Za moich czasów mężczyzn trzymano krótko. A wy, młodzi, dajecie im wolność, i co macie? Karaluchy w kuchni, a oni się śmieją!
Słucham, a w głowie tylko jedna myśl: jak przetrwać do wieczora, żeby Barbara Nowak wróciła do siebie? Nie żebym jej nie lubiła, to dobra kobieta, ale te jej ataki To przecież nie tylko karaluchy, to dla niej dowód, iż jestem złą gospodynią, złą żoną, a może i złą matką. A ja tu myję, ścieram, szoruję, a ona wciąż znajduje coś do przyczepienia. Czy widelec leży nie tak, czy nóż źle umyty. A ja przecież nie jestem z żelaza! Mam dwoje dzieci, pracę, cały czas jak wiewiórka w kole, a tu jeszcze karaluchy postanowiły urządzić wesele. I najważniejsze skąd one? Może od sąsiadów? W kamienicy stare rury, piwnica wilgotna, pewnie się tam lęgną.
W końcu skończyłam sprzątać, kuchnia lśni jak w reklamie środków czystości. Teściowa zdaje się trochę uspokoić, ale i tak rzuca: Trzeba, Kinga, dbać o porządek. To przecież twój dom, twoja rodzina. jeżeli nie ty, to kto? Kiwam głową, uśmiecham się na siłę, a w środku krzyczę: Daj mi święty spokój! Marek, widząc mój stan, w końcu się włącza, zabiera mamę na spacer, żebym choć trochę odsapnęła. A ja siadam przy stole, patrzę na tę idealnie czystą kuchnię i myślę: czy naprawdę jestem tak złą gospodynią? Może Barbara Nowak ma rację i coś robię nie tak? Ale wtedy przypominam sobie, iż rodzina to nie idealna kuchnia, a miłość to nie tylko błyszczące talerze.

Idź do oryginalnego materiału