Naprawdę? Uległy mąż?! – teściowa w szoku, widząc syna przygotowującego śniadanie

newsempire24.com 7 godzin temu

— Co ty, pod pantoflem?! — teściowa osłupiała, widząc, jak jej syn sam przygotowuje śniadanie.

Wanda Nowak przyjechała do nas po raz pierwszy od ośmiu lat. Od czasu, gdy wzięliśmy ślub z jej synem, Jackem. Mieszkała we wsi pod Lublinem i rzadko odwiedzała miasto — wiek, zdrowie, a do tego gospodarstwo nie pozwalały. A tu nagle sama zaproponowała: „Przyjadę, zobaczę, jak wam się żyje. W końcu dzieci, rodzina, mieszkanie na kredyt — powinnam to wszystko zobaczyć na własne oczy”.

Przyznam, ucieszyłam się. Przez tyle lat — ani wizyty, ani życzeń, choćby zwykłego „jak tam” przez telefon. Miałam nadzieję, iż może odtaja, porozmawiamy, zbliżymy się. Przyjęliśmy ją jak najbliższą: pokazaliśmy pokój, przygotowaliśmy smakołyki, daliśmy mięciutki szlafrok i wygodne kapcie. Staraliśmy się — zarówno ja, jak i Jacek. Choć oboje biegaliśmy między pracą a domem, w końcu gość nie najmlodszy, wymaga uwagi.

Pierwsze dni minęły spokojnie. Bez większych incydentów. Aż nadszedł poranek soboty. W końcu pozwoliłam sobie pospać — byłam zmęczona po tygodniu jak wół roboczy. A Jacek wstał wcześniej. Zawsze był troskliwy, uwielbiał robić niespodzianki. Tego dnia postanowił zrobić nam z jego mamą śniadanie.

W półśnie słyszałam, jak krząta się w kuchni — syczy patelnia, buczy ekspres do kawy, unosi się zapach tostów z masłem. Uśmiechałam się w poduszkę. Mój mężczyzna. Mój troskliwy Jacek. Ale ta sielanka skończyła się w momencie, gdy do kuchni wkroczyła Wanda Nowak.

Jej głos przebił się przez zamknięte drzwi:

— Co to za coś?! Synu, co ty robisz?! Przy kuchence?! W fartuchu?!

— Mamo, chciałem zrobić śniadanie. Jesteś zmęczona po podróży. Kinga śpi — niech się wyśpi. Sam lubię gotować, wiesz…

— Natychmiast zdejmij to świństwo! Facet w kuchni to hańba! Nie po to ciebie wychowałam! Twój ojciec przez całe życie choćby kubka sobie nie umył, a ty tu jajecznicę smażysz jak jaka gospodyni! A Kinga, niech cię Bóg strzeże, czemu w łóżku się wyleguje?! To jej obowiązek, nie twój! Zupełnie pod pantoflem, aż oczy bolą patrzeć!

Leżałam w sypialni, przygryzając kołdrę, i nie wiedziałam — śmiać się czy wyjść i interweniować. Jej słowa wywoływały mdłości. Było mi wstrętnie za Jacka, przykro za siebie i strach, iż ta wizyta zostawi trwały ślad na naszej relacji.

Wyszłam, gdy już traciła oddech. Jacek wciąż trzymał łopatkę, na patelni przypalona jajecznica. A Wanda Nowak trzęsła się z oburzenia, mamrocząc coś o rozpuście, nieodpowiedzialności i „facet ma być facetem”.

Musiałam gwałtownie zaparzyć melisę — inaczej zawał murowany na naszej kuchni. Usiadłam obok, wzięłam ją za rękę i spokojnie, po kobiecemu, wizjoznawczo wyjaśniłam:

— U nas wszystko wygląda inaczej. Jesteśmy partnerami. Ja gotuję, sprzątam, pracuję. Ale Jacek też pomaga. Też gotuje. Bo lubi. Bo się troszczy. Czy to źle?

Ale nie słuchała. Twarz miała kamienną, wzrok pełen potępienia. Milczała, ale po jej minie było jasne: „Zrobiła z chłopa sługę”. A gdy po kilku dniach wyjechała, nie żegnając się nawet, zrozumiałam — nigdy nie zaakceptuje naszego stylu życia.

Później Jacek wyznał, iż dzwoniła do teścia z narzekaniem: „Nasz chłopak teraz żonę obsługuje, biedak, choćby się nie wyśpi — od rana przy kuchence”. A ja pomyślałam: co za straszna rzecz — wychować mężczyznę tak, by bał się okazywać troskę. By jego dobroć uznawano za słabość. By miłość nazywano „hańbą”.

Nie złoszczę się. Szkoda mi. Jej — bo przeżyła życie, w którym kuchnia to kajdany. Jego — bo musiał walczyć o prawo bycia dobrym mężem. I siebie — bo tak bardzo chciałam, byśmy się zaprzyjaźniły.

Ale przynajmniej wiem jedno: mój mężczyzna to nie „podpantoflarz”. To człowiek, który kocha. A jeżeli komuś to nie pasuje — to jego problem, nie mój.

Idź do oryginalnego materiału