Muszę Ci wszystko wytłumaczyć, córeczko…

twojacena.pl 1 dzień temu

Muszę ci wszystko wyjaśnić, córeczko…

– Smacznego! – powiedziała Elżbieta, siadając do stołu.
Każdy w rodzinie miał swoje ulubione miejsce. Mąż zawsze siadał twarzą do okna, dwunastoletnia Weronika naprzeciwko, a Elżbieta, jako pani domu, między nimi, plecami do kuchenki i zlewu.

Uwielbiała te wieczorne spotkania, gdy cała rodzina zbierała się przy stole. Rano wszyscy się spieszyli do pracy i szkoły, nie było czasu w rozmowy. Elżbieta z mężem jadali obiad w pracy, a Weronika w domu lub u koleżanki, której babcia piekła pierogi i gotowała barszcz z pasztecikami. Więc tylko przy kolacji mogli spokojnie porozmawiać, omówić różne sprawy.

Elżbieta zawsze marzyła o bliskiej rodzinie. Miała wprawdzie mamę, ojca, potem ojczyma i siostrę, ale czuła się od nich odcięta, jakby nie pasowała. Tak już bywa.

Ojca pamiętała słabo. Nie krzyczał, nie beształ ją, najczęściej milczał, patrząc na nią zimno i obojętnie. Może dlatego się go trochę bała. Mama też nie była rozmowna. Jej usta zawsze były zaciśnięte, nigdy się nie uśmiechała.

Gdy Elżbieta wyszła za mąż, stworzyła własną rodzinę i ustaliła zasady: wspólne niedzielne obiady i kolacje w tygodniu. Nie tylko siedzenie przy jednym stole, ale dzielenie się wiadomościami, rozmowy, plany.

Gdy pierwszy głód został zaspokojony, Elżbieta zapytała:

– Gdzie pojedziemy na wakacje? Trzeba zdecydować i kupić bilety, zarezerwować hotel, bo wszystko przepadnie.

– Może spędzimy urlop u moich rodziców na działce? Tata prosił o pomoc przy ogrodzeniu i dachu – zaproponował Krzysztof.

– Ee… Ja chcę nad morze! – jęknęła niezadowolona dwunastoletnia Weronika.

– Żeby jechać nad morze, trzeba mieć pieniądze, a my jeszcze spłacamy kredyt. Samochód też potrzebuje nowych opon. Na działce zaoszczędzimy. Można gdzieś wybrać się na wycieczkę, na przykład do Nieporętu. Latem tam jest świetnie.

Weronika i tata jednocześnie patrzyli na Elżbietę, czekając na jej propozycję.

– Zgadzam się z tatą. Chociaż morze też by się przydało.

– No właśnie! – ucieszyła się Weronika.

W tym momencie zadzwonił telefon.

– Twój – powiedział Krzysztof, wkładając do ust ostatni kawałek kotleta schabowego.

Elżbieta odłożyła widelec i wyszła do pokoju. Dzwoniła mama.

– Mamo, co się stało?

– Nie przeszkadzam? Elu, musimy pogadać. Przyjedź – krótko oznajmiła mama.

– Teraz? Źle się czujesz? – zaniepokoiła się Elżbieta.

– Wszystko w porządku. Przyjedź. – Mama się rozłączyła.

– Co się dzieje? – zapytał mąż, gdy Elżbieta wróciła do kuchni.

– Mama dzwoniła, prosiła, żebym przyjechała, chce porozmawiać. Czuję, iż to znowu przez Teresę.

– No to jedź. Odwiozę cię.

– Nie, sama. jeżeli coś, to po mnie przyjedziesz?

– Oczywiście.

Elżbieta gwałtownie się spakowała i wyszła. Mieszkali niedaleko od mamy, kilka przystanków autobusem. Przez całą drogę Elżbieta zastanawiała się, o co chodzi tym razem. Mama nigdy nie radziła się jej, a teraz nagle wezwała na rozmowę. Przeczucie podpowiadało, iż nie bez powodu i iż nie będzie to miła pogawędka.

Mama otworzyła drzwi, i Elżbieta od razu zauważyła, iż jest wyraźnie zdenerwowana i przygnębiona.

– Chodź do kuchni. Herbaty się napijesz? – spytała mama.

– Właśnie wstałam od stołu – machnęła ręką Elżbieta.

Kuchnia u mamy była ciasna. Stół jednym bokiem stał przy lodówce, nie dało się usiąść naprzeciwko. Więc siedziały pod kątem. Gdy mama zbierała myśli, Elżbieta przyglądała się jej napiętej twarzy z drobnymi zmarszczkami. Czy tylko jej się wydawało, iż od ostatniego spotkania przybyło ich jeszcze więcej? Mama nerwowo kręciła w palcach jakąś wstążkę. Elżbieta przykryła jej dłonie swoją.

– Mamo, uspokój się. O czym chciałaś porozmawiać? – spytała łagodnie.

– Teresa zadzwoniła… – zaczęła ostrożnie mama.

– A nie mówiłam – nie wytrzymała Elżbieta.

Mama spojrzała na starszą córkę z wyrzutem.

– Co się stało tym razem? Nie przeciągaj – przynagliła ją Elżbieta.

– Pieniędzy prosiła.

– Tak? Ile?

– Pięćdziesiąt tysięcy.

– Po co jej? Wyszła za tego bogatego Francuza. Pamiętasz, jak się tym przechwalała przy tym samym stole?

– Coś tam z jego biznesem nie wyszło. Jest winien dużą sumę. Albo go oszukali, albo okradli. Nie zrozumiałam. Pieniądze są pilnie potrzebne, inaczej go zabiją.

– Wielka strata – uśmiechnęła się krzywo Elżbieta.

– Ela… – zgromiła ją mama.

– Dobrze, już nic nie mówię. Skąd my mamy takie pieniądze? Zapomniała, jak tu żyjemy? Chwaliła się, iż jej Philippe jest bogaty, iż jego ojciec ma poważny interes. Jego ojciec nie może pomóc synowi? Tam pewnie pełno krewnych. Zawsze podejrzewałam, iż coś z nim nie halo.

– Teresa powiedziała, iż Philippe sprzedał swój dom, mieszkają u jego rodziców. Ojciec już częściowo spłacił jego dług, ale brakuje jeszcze pięćdziesięciu tysięcy.

– Franków? Euro? – zaśmiała się ironicznie Elżbieta.

– Złotych. Już podjęłam decyzję. Sprzedam mieszkanie. Ale boję się, iż sama nie dam rady. Dlatego cię wezwałam, żebyś pomogła mi z sprzedażą.

– Mamo, co ty mówisz? Sprzedać mieszkanie, i to w pośpiechu! Zrozumiałabym, gdyby Tereska wpadła w tarapaty, ale ty chcesz sprzedać mieszkanie, żeby pomóc Philippe’owi. A sama gdzie będziesz mieszkać?

– Myślałam, iż się do was wprowadzę, jeżeli przyjmiecie – cicho powiedziała mama i rozpłakała się.

Elżbieta siedziała, nie wiedząc, co powiedzieć. Teresa zupełnie straciła rozum, jeżeli zwaliła na mamę taki ciężar. O czym ona w ogóle myśli?

– Mamo, nie płacz, coś wymyślimy. Może Teresa powinna wrócić tutaj, dopóki Philippe nie rozwiąże swoich problemów? Na bilet jakoś dla niej uzbieram.

– Nie może. Czeka dziecko – wyszeptała mama przez łzy.

– ZElżbieta westchnęła głęboko, uświadamiając sobie, iż czasem najtrudniej jest kochać tych, którzy nigdy nie nauczyli się kochać nas.

Idź do oryginalnego materiału