— Muszę ci wszystko wyjaśnić, córeczko…
— Smacznego! — powiedziała Ewa, siadając do stołu.
Każdy w rodzinie miał swoje ulubione miejsce. Mąż zawsze siadał twarzą do okna, dwunastoletnia Zosia naprzeciwko, a Ewa, jako gospodyni domu, między nimi, plecami do pieca i zlewu.
Uwielbiała te wieczorne chwile, gdy cała rodzina zbierała się przy stole. Rano wszyscy się spieszyli — ona i mąż do pracy, Zosia do szkoły. Obiady jadali osobno, a Zosia często wpadała do koleżanki, u której babcia piekła pierogi i gotowała barszcz z uszkami. Tylko wieczorem mogli usiąść razem, bez pośpiechu, porozmawiać, coś zaplanować.
Ewa zawsze marzyła o szczęśliwej rodzinie. Miała wprawdzie mamę, ojczyma i młodszą siostrę, ale czuła się jakby na uboczu. Tak już bywa.
Ojca prawie nie pamiętała. Nie krzyczał, nie beształ, ale patrzył na nią chłodno, jakby była obca. Może dlatego się go trochę bała. Mama też nie była gadatliwa — zawsze miała zaciśnięte usta, rzadko się uśmiechała.
Kiedy wyszła za mąż i założyła własną rodzinę, wprowadziła zasadę — wspólne posiłki w weekendy i kolacje w tygodniu. Nie tylko siedzenie przy stole, ale prawdziwe rozmowy, dzielenie się tym, co ważne.
Gdy już zaspokoili głód, Ewa zapytała:
— Gdzie pojedziemy na wakacje? Czas się zdecydować, zarezerwować noclegi, bo wszystko zajmą.
— Może u rodziców na działce? Tata prosił, żebym pomógł z płotem i dachem — zaproponował Krzysztof.
— Eee… Ja chcę nad morze! — jęknęła niezadowolona Zosia.
— Na morze też trzeba mieć oszczędności, a my jeszcze spłacamy kredyt. Opony w samochodzie też do wymiany. Na działce zaoszczędzimy. Możemy gdzieś wyskoczyć, np. do Zakopanego. W lecie jest tam super.
Zosia i Krzysztof spojrzeli na Ewę, czekając na jej decyzję.
— Zgadzam się z tatą. Choć nad morze też bym pojechała.
— No właśnie! — ucieszyła się Zosia.
Wtedy zadzwonił telefon.
— Twój — mruknął Krzysztof, wkładając do ust ostatni kawałek kotleta.
Ewa odłożyła widelec i wyszła do pokoju. Dzwoniła mama.
— Mamo, co się stało?
— Nie przeszkadzam? Ewuniu, musimy porozmawiać. Przyjedź — krótko powiedziała matka.
— Teraz? Źle się czujesz? — zaniepokoiła się Ewa.
— Wszystko w porządku. Tylko przyjedź. — Mama się rozłączyła.
— O co chodzi? — spytał mąż, gdy Ewa wróciła do kuchni.
— Mama prosiła, żebym przyjechała. Coś pilnego. Coś mi się wydaje, iż znowu chodzi o Alicję.
— No to trzeba jechać. Zawiozę cię.
— Nie, sama. jeżeli coś, przyjedziesz po mnie?
— Jasne.
Ewa gwałtownie się spakowała i wyszła. Mieszkali niedaleko, kilka przystanków autobusem. Przez całą drogę zastanawiała się, o co mogło chodzić. Mama nigdy nie prosiła o pilne spotkania. Przeczucie podpowiadało, iż nie o drobiazg tu chodzi.
Gdy mama otworzyła drzwi, Ewa od razu zauważyła, iż jest wyraźnie zdenerwowana.
— Chodź do kuchni. Herbaty? — zapytała.
— Właśnie jadłam — machnęła ręką Ewa.
Kuchnia była ciasna. Stół stał tak, iż nie dało się usiąść naprzeciwko, więc siedziały pod kątem. Mama nerwowo kręciła w palcach jakąś wstążkę. Ewa położyła dłoń na jej dłoniach.
— Mamo, uspokój się. O co chodzi? — spytała łagodnie.
— Alicja dzwoniła… — zaczęła ostrożnie mama.
— A nie mówiłam — mruknęła Ewa.
Mama spojrzała na nią z wyrzutem.
— No i co tym razem? Mów wreszcie.
— Pieniędzy potrzebuje.
— Ile?
— Sto tysięcy złotych.
— Po co jej? Wyszła za tego bogatego Turka, pamiętasz, jak się nim chwaliła?
— Coś z jego biznesem. Jest winien dużą sumę. Albo go oszukali, albo okradli. Nie zrozumiałam. Potrzebuje na szybko, inaczej mu grozi niebezpieczeństwo.
— Niech się martwi — prychnęła Ewa.
— Ewuniu… — upomniała ją mama.
— Dobrze, już milczę. Skąd my mamy tyle pieniędzy? Zapomniała, jak tu żyjemy? Przecież mówiła, iż jej Said jest bogaty, iż jego ojciec ma poważny interes. Jego rodzina nie może pomóc?
— Alicja powiedziała, iż Said sprzedał dom, mieszkają u jego rodziców. Ojciec już trochę pomógł, ale brakuje jeszcze stu tysięcy.
— I co, myślisz o sprzedaży mieszkania? — spojrzała na nią ostro Ewa.
— Tak. Ale sama nie dam rady. Dlatego cię wezwałam, żebyś pomogła mi to ogarnąć.
— Mamo, co ty mówisz? Sprzedać mieszkanie, i to w pośpiechu! Zrozumiałabym, gdyby Alicja była w tarapatach, ale chcesz to zrobić dla niego? A sama gdzie będziesz mieszkać?
— Myślałam… iż mogłabym u was na trochę — szepnęła mama, a łzy zaczęły jej płynąć po twarzy.
Ewa siedziała w milczeniu, nie wiedząc, co powiedzieć. Alicja zupełnie straciła rozum, skoro zwaliła ten ciężar na mamę.
— Mamo, nie płacz, coś wymyślimy. Może Alicja powinna wrócić do Polski, dopóki Said nie ogarnie swoich problemów? Na bilet jakoś się zbierze.
— Nie może… Jest w ciąży — wyznała mama przez łzy.
— Znowu?! I to w takim momencie! — Ewa załamała ręce.
— Już podjęłam decyzję. Nie mogę jej odmówić. Nie proszę cię o radę, tylko o pomoc w sprzedaży.
— Mamo, zdajesz sobie sprawę, ile to formalności? Wypisanie się, znalezienie kupca, przeprowadzka. jeżeli sprzedamy w pośpiechu, dostaniemy mniej, niż warte jest twoje mieszkanie. Musimy to przemyśleć. Pogadam z Krzysztofem, co możemy zrobić. Nie martw się, bo doprowadzisz się do zawału.
W drodze do domu Ewa przeklinała w myślach siostrę. Zawsze dostawała, co chciała. Mama rozpieszczała ją od dziecka, i wyrosła na egoistkę, która myśli tylko o sobie. Pewnie i tam jakoś by sobie poradzili, ale wciągnęli w to matkę.
Oczywiście, w razie czego zabierze mamę do siebie, bez dyskusji. Zosia będzie musiała dzielić pokój z babcią, co jej sięPo latach Ewa zrozumiała, iż najważniejsza jest rodzina i iż czasem warto wybaczyć, by samemu być szczęśliwym.