Smycz różnic w opiniach

twojacena.pl 3 godzin temu

„Spacerek niezgody”

Daniel, wstawaj i wyprowadź Borysa, ja nie jestem robotem! Andrzej Nowak uderzył dłonią w kuchenny stół, aż zabrzęczały kubki z niedopitą kawą. W kuchni unosił się zapach przypieczonych tostów, świeżo zaparzonej małej czarnej i delikatnej woni psa. Za oknem kwietniowe słońce zalewało betonowe podwórko, gdzie dzieci już ganiały po placu zabaw. Borys, kudłaty golden retriever z porypaną zabawką w pysku, leżał przy drzwiach, smutno patrząc na smycz wiszącą na haczyku. Jego brązowe oczy błagały, ale rodzina była zajęta awanturą.

Daniel, piętnastoletni syn, wgapiał się w telefon, z którego dobiegały odgłosy strzelaniny i piski opon. Jego bezprzewodowe słuchawki zwisały na szyi, a czarna bluza z napisem „Game Over” była usiana okruchami z wczorajszych chipsów.

Tato, ja wczoraj go wyprowadzałem! burknął, nie odrywając wzroku od ekranu. Niech Jadzia idzie, ona zawsze się wymiguje!

Jadzia, dziewiętnastoletnia studentka, siedziała przy stole, wpatrzona w laptop. Jej ciemne włosy były zebrane w niedbały kucyk, a pod oczami miała cienie po nocnej nauce do egzaminu z socjologii. Na sobie miała rozciągniętą koszulkę z logo uczelni.

Ja?! prychnęła, odrywając wzrok od ekranu. Daniel, to ty uparłeś się na Borysa, to ty go wyprowadzaj! Mam jutro kolokwium, nie mogę co pięć minut biegać z psem!

Agnieszka, ich matka, weszła do kuchni, wycierając ręce w fartuch wyszyty słonecznikami. Jej blond włosy były potargane po sprzątaniu, a głos drżał ze zmęczenia i irytacji.

Przestańcie wrzeszczeć! powiedziała, stawiając patelnię na gazie, gdzie skwierczał już olej. Andrzej, obiecałeś, iż rano pójdziesz z Borysem! A wy, dzieciaki, kompletnie rozpuściliście się wzięliście psa i rzuciliście na mnie!

Andrzej, czterdziestopięcioletni inżynier, odłożył lokalną gazetę, w której czytał o strajku w hucie. Jego brwi ściągnęły się, a poranna szczecina lśniła w słońcu.

Ja?! Aga, ja wyjeżdżam do pracy o szóstej! warknął. To Daniel błagał o Borysa, niech teraz się martwi!

Borys, jakby wyczuwając burzę, zaskomlał i upuścił zabawkę porypaną gumową kaczkę. Jego ogon lekko drgnął, ale kuchnia stała się polem bitwy, na którym pies był nie tylko zwierzęciem, ale symbolem rodzinnego chaosu.

Wieczorem kłótnia wybuchła z nową siłą. Agnieszka gotowała obiad: kotlety skwierczały na patelni, ziemniaki bulgotały w garnku, a w powietrzu unosił się zapach smażonej cebuli i kopru. Borys leżał przy drzwiach, jego smutne oczy śledziły smycz, której nikt nie ruszał. Daniel grał na konsoli w salonie, wrzaski z wyścigów zagłuszały telewizor, gdzie Andrzej oglądał wiadomości o piłce nożnej. Jadzia pisała esej w swoim pokoju, słuchawki tłumiły hałas, a na biurku walRodzina w końcu znalazła równowagę, a Borys, merdając ogonem w rytm ich nowej harmonii, udowodnił, iż choćby największe kłótnie można naprawić odrobiną śmiechu i wspólnym spacerem.

Idź do oryginalnego materiału