Obiektywna interpretacja pogody nie jest możliwa. W przypadkowych dyskusjach o zmianach klimatycznych zawsze znajdzie się ktoś, kto lubi upał. Mimo wszystko, trudno dłużej temu zaprzeczać – jest gorąco. Będzie jeszcze cieplej. Niestety, od rozpoznania sytuacji, w której znaleźliśmy się jako ludzkość, do zmian systemowych jest bardzo daleko. Nie udajemy nawet, iż staramy się wspólnie realizować cel, jakim jest zatrzymanie globalnego ocieplenia. Wyciskamy kapitalizm, jak tylko się da, pod dyktando „dominujących narracji”.
Żyjemy w intensywnych czasach. Nieustanne poczucie bycia zalewaną negatywnymi komunikatami i obrazami, w połączeniu z upałem wzmagają poczucie kakofonii współczesności. Być może z tego powodu coraz chętniej zatapiamy się w nostalgicznych wspomnieniach przyrody, jaką znamy z przeszłości i wspólnie tęsknimy za natutą okresu naszego dzieciństwa lub tą, której nie możemy sami pamiętać – ale jaka wydaje nam się tożsama z doświadczeniami naszych przodków. Te mityczne archetypy natury odradzają się współcześnie ze szczególną witalnością. Susza i inne katastrofy klimatyczne są bowiem bezpośrednio powiązane z różnorodnymi kryzysami ekonomicznymi i społecznymi, z jakimi przyszło nam sobie radzić. Równocześnie, we współczesnych dyskusjach coraz częściej pojawia się przekonanie, iż najpiękniejsze, co mogła zaoferować nam Matka Ziemia jest już za nami. Raj został utracony przez działania poprzednich pokoleń. Nam zostały jedynie wysychające koryta rzek, płonące lasy, morza zakwitające algami i klimatyzowane centra handlowe – i to też tylko dopóki wystarczy nam prądu. Tęsknota za utraconą naturą zdaje się być wspólnym mianownikiem, który jednoczy nas od prawa do lewa – jedni przygotowują się na przetrwanie nieuchronnej katastrofy i zbierają zapasy, inni idą na grzyby czy uprawiają warzywa na własnych działkach, a jeszcze inni podlewają hektolitrami wody idealne, przydomowe murawy chronione tujami. To, co łączy te postawy, to ludzka potrzeba współistnienia z przyrodą – tą nieokiełznaną i dziką lub trochę bardziej ugrzecznioną, podmiejską wersją – semi-naturą.
Ilustracja pochodzi z cyklu obrazów mojego autorstwa, które roboczo nazywam Performance, który nigdy się nie wydarzył (2016). Wydaje mi się, iż mogłaby to być jedna z moich najlepszych prac. Wizualne kompozycje miały towarzyszyć czytanemu na głos opowiadaniu. Praca nigdy nie miała publicznej prezentacji, ponieważ wydarzenie, w ramach którego miałam czytać swój tekst, nigdy się nie odbyło.
Rozwijające się równolegle w wielu społeczeństwach i kulturach jednocześnie przekonanie, iż w odległej przeszłości człowiek i natura pozostawały ze sobą w harmonii – ludzkość żyła prosto, ale jednocześnie w stanie spełnienia, a niewielkie potrzeby człowieka i jego ograniczone pragnienia były zaspokajane przez środowisko – wzmaga społeczne poczucie nostalgii. W moim przekonaniu, jest to zjawisko niepokojące. Powidoki natury, które zapisały się w naszej pamięci, mieszają się z wyobrażeniami środowiska, jakie znamy z analiz, filmów i innych opowiadań. Jednakże trudne czasy wzmacniają ideologiczne narracje, a nostalgiczna reprezentacja przyrody ma kilka wspólnego z tym, jak faktycznie wyglądała ona w przeszłości. Utracona natura, do której się współcześnie odwołujemy, staje się więc jedynie ideą – odmienianą przez wszystkie przypadki i interpretacje, utopią. Projekcja mitu nie odbywa się w odległej przyszłości, ale w przeszłości. Wyobrażamy sobie bowiem, iż w pewnym momencie rozwoju ludzkości istniała możliwość szczęśliwego życia. Wystarczy cofnąć się do tego okresu – zatrzymać rozwój, zawrócić.
Podobne tendencje widoczne są w różnorodnych aspektach współczesności, gdzie groteskowych rozmiarów konsumpcja miesza się z desperacko radykalnymi gestami jednostek. Nostalgiczne praktyki, skupione wokół pojęcia natury, popularne są także w sztuce i kulturze. Podobnie jak w wypadku innych, abstrakcyjnych koncepcji – takich jak np. wiecznego pokoju – odezwy powrotu do natury przodków są bliższe spełnionej utopii niż mają faktyczne przełożenie na język debaty publicznej. Wspomnienia, na których opiera się sztuka, w rzeczywistości należą przecież do kogoś innego, wyrastają na tęsknych westchnieniach naszych przodków. jeżeli jednak spojrzeć na sztukę nie, jako na narzędzie upiękrzania rzeczywistości – zamieniania każdej możliwej chwili w doświadczenie, tworzenia momentów wspólnotowych idylli zapisanych jako migawki na naszych socialach – może wówczas bylibyśmy w stanie odejść od nostalgicznego uwikłania. Sztuka współczesna wyrażająca ducha czasów, a nie konkretnej sytuacji, miejsca czy wspomnień stałaby się czymś więcej niż narracją, której zadaniem jest przedstawienie faktów lub pojęć dotyczących omawianej sprawy w taki sposób, aby odbiorca podzielił z autorem czy autorką ich interpretację.
Nie oznacza to, iż mamy przestać wyobrażać sobie utopie, ale wymyślić to pojęcie na nowo – w oderwaniu od tego, co mielibyśmy utracić. Przestać tkwić w niemożliwych do zrealizowania wyobrażeniach o idealnym społeczeństwie, które pozostaje z naturą w niezachwianej harmonii i jednocześnie odrzucić dominujące narracje oparte na perwersyjnym pragnieniu stworzenia kapitalistycznej utopii, do której mają dostęp najlepsi z nas, a przyroda staje się tu surowcem lub resortem. Możliwe, iż wówczas utopia przestałaby spełniać funkcję wolnej wyobraźni, a stałaby się narzędziem, które pozwala na szukanie rozwiązań w ramach, istniejących współcześnie, możliwości. Narzędziem, które z czystej potrzeby przetrwania nakazuje wyobrażać sobie nową rzeczywistość – w oddaleniu od nostalgicznego poszukiwania utopii przeszłości – będącą kwestią najpilniejszych potrzeb społecznych, które mamy szansę rozwiązać dzisiaj.