Gdy choroba rozdziela rodzinę: dramat w domu rodzinnym

newsempire24.com 2 dni temu

Siedzę w kuchni, trzymając w dłoniach filiżankę ostudzonej herbaty. Za oknem szary listopadowy dzień, a w mojej małej kawalerce na obrzeżach Wrocławia rozpętuje się prawdziwa burza. Moja matka, Halina Nowak, znów do mnie przyjechała — z gorączką, kaszlem i wiecznymi narzekaniami. Od kilku lat, gdy tylko poczuje najmniejsze osłabienie, pakuje torbę i jedzie do mnie. I za każdym razem znajduję się w samym środku konfliktu, rozdarta między opieką nad chorą matką, roczną córeczką oraz zirytowanym mężem.

Halina zapewnia, iż w swoim mieszkaniu w sąsiedniej dzielnicy, czuje się okropnie samotna i przestraszona. „A co, jeżeli będzie mi gorzej? Co, jeżeli sobie nie poradzę?” — powtarza, patrząc na mnie z wyrzutem. Ale wiem, iż to nie tylko straha. Gdy tylko zachoruje, zmienia się w kapryśną królową, żądającą uwagi co minutę. A ja mam jeszcze urlop macierzyński, małą Olę, która właśnie uczy się chodzić i domaga się mojej bliskości, oraz męża Krzysztofa, którego cierpliwość topnieje z każdą kolejną wizytą teściowej.

Kiedy Halina jest chora, oczywiście stara się zostawać w swoim pokoju. Ale wirusy nie pytają o pozwolenie — idzie do łazienki, zagląda do kuchni, zostawiając za sobą ślad kaszlu i kichania. Boję się o Olę — co, jeżeli się zarazi? Ale jak wytłumaczyć to matce? „Przecież nie specjalnie, Aniu” — wzdycha Halina. „Staram się uważać.” A potem zaczyna się: „Ugotuj mi zupę, tylko nie za słoną, bo mnie gardło boli. Przynieś herbatę, ale nie gorącą, bo się poparzę. Otwórz okno, duszno… nie, zamknij, zimno!” I za każdym razem, gdy Ola zaczyna płakać, mama marszczy brwi: „Och, jak ona wrzeszczy, nie da się spać.” choćby Krzysztof, który tylko przechodzi obok, słyszy: „Tłucze się jak słoń, drzwiami trzaska, żadnego spokoju!”

Kiedyś było inaczej. Żyliśmy swoim życiem, wychowywaliśmy córeczkę, a do Haliny zaglądaliśmy raz w miesiącu — pogadać, pomóc. Matka była samodzielna — sprzątała, gotowała, a choćby chorowała bez narzekań, prosząc tylko o leki. Ale coś się zmieniło. Halina się zaczęła częściej dzwonić, skarżyć na samotność i zdrowie. „A jeżeli będzie mi naprawdę źle, a was nie będzie?” — mówiła drżącym głosem. „Jestem sama, zupełnie sama.” Próbowałam ją uspokoić: „Mamo, dzwonię codziennie, jesteśmy blisko, wszystko będzie dobrze.” Ale matka nie słuchała, jej lęki rosły jak śnieżna kula.

Pewnego dnia Halina zadzwoniła zapłakana — było jej tak źle, iż musiała wezwać karetkę. Krzysztof był na nocnej zmianie w hucie, więc poleciałam do niej z Olą na rękach. Zabrałam ją wtedy do siebie — doglądaliśmy, dopieszczaliśmy. Ale od tamtego dnia wszystko się zmieniło. Teraz, gdy tylko matka ma gorączkę lub kaszel, staje w naszych drzwiach. Czasem na kilka dni, czasem na tygodnie. Bywały chwile, gdy Halina leżała z wysoką temperaturą, dławiąc się kaszlem, i żądała, żebym siedziała przy niej, podawała leki, słuchała jej narzekań. A Ola w tym czasie płakała w łóżeczku, a ja biegałam między pokojami, czując narastającą w środku rozpacz.

Każda wizyta matki stawała się próbą. Halina mogła się obrazić, jeżeli zupa była „nie taka”, albo nagle oświadczyć, iż wraca do domu, bo „wszyscy ją tu denerwują”. Bałam się o nią — co, jeżeli naprawdę wyjedzie w takim stanie? Ale bardziej bałam się o Olę, o Krzysztofa, o naszą rodzinę, która pękała w szwach. Mój mąż, który z sympatią odnosił się do teściowej, teraz marszczył się na samo jej wspomnienie. „Wykorzystuje nas, Ania” — mówił. „W domu choruje normalnie, a tu przyjeżdża, żebyś za nią skakała.” Widziałam to sama, ale nie umiałam powiedzieć tego matce. „A jeżeli się pokłócimy?” — myślałam. „Jeśli się obrazi i przeprowadzi na drugi koniec miasta? Ale tak dalej być nie może, jestem na krawędzi.”

Krzysztof już choćby nie krył irytacji. „Trzeba z nią porozmawiać” — mówił. „Inaczej rozsiądzie się nam na głowie.” Wiedziałam, iż ma rację, ale serce ściskał strach. Jak znaleźć słowa, żeby nie urazić matki, a jednocześnie obronić swoją rodzinę? Jak wytłumaczyć, iż miłość do niej nie znosi naszego prawa do własnego życia? Patrzyłam na śpiącą Olę, na zmarszczone czoło Krzysztofa i rozumiałam — muszę znaleźć rozwiązanie, bo nasz dom, nasza rodzina, tego nie wytrzymają.

Co powinnam zrobić? Jak zachować spokój w rodzinie, nie tracąc więzi z matką? Ta historia nie dotyczy tylko choroby, ale także granic, miłości, która czasem staje się zbyt ciężkim brzemieniem, i wyboru, który rozdziera serce.

Idź do oryginalnego materiału