Deszcz prowadzi do szczęścia

twojacena.pl 20 godzin temu

Deszcz na szczęście

Po upalnym lecie nadeszła chłodna, przesłaniająca jesień z przenikliwym wiatrem i nieustającym deszczem.

Zmęczona wiatrem i mżawką, Zosia wpadła do sklepu, żeby złapać oddech od niepogody i przy okazji kupić coś na kolację. W środku było ciepło, sucho i przyjemnie. Powoli przechadzała się między półkami, przyglądając się opakowaniom.

Nabrała pełny koszyk zakupów. W dziale warzywnym wzięła cytrynę i kiść winogron. Wyobraziła sobie, jak siądzie na miękkiej kanapie przed telewizorem, popijając gorącą herbatę z cytryną i podgryzając słodkie winogrona. Może choćby nalałaby sobie kieliszek wina, żeby szybciej się rozgrzać.

Stanęła przed regałami z wędlinami, zastanawiając się, co wybrać. W tej chwili zjadłaby wszystko. Od rana nie miała choćby makowego ziarnka w ustach. Zosia przełknęła ślinę i sięgnęła po kiełbasę — nie trzeba jej było gotować. Wtedy jej dłoń zderzyła się z inną ręką, sięgającą po dokładnie ten sam kawałek.

Odsunęła palce, odwróciła głowę i zobaczyła obok wysokiego, przystojnego mężczyznę. Modna fryzura z delikatnymi siwymi pasemkami przy skroniach, brązowe oczy, pełne usta. Do tego czarne palto. W sam raz jej typ.

— Przepraszam — powiedział, pokazując w uśmiechu idealnie białe zęby.

*Hollywood może się schować. Jak z okładki „Vivy!”. Co taki robi w zwykłym „Biedronce” po kiełbasę?* — pomyślała Zosia. Od jego uśmiechu zrobiło jej się gorąco. Z trudem oderwała wzrok i odeszła od półki. *Gapię się jak sroka w gnat* — beształa się w myślach, idąc do kasy.

W odbiciu na szykownym lusterku przy napojach dostrzegła własną postać i aż się wzdrygnęła. *Boże, co za straszydło. Co on sobie o mnie pomyślał? Ale co za różnica. On i ja — to dwa różne światy*. Wysypała zakupy na taśmę. Ktoś obok położył dokładnie to samo, plus kiełbasę.

Chyba zbyt długo wpatrywała się w cudze produkty, bo nagle usłyszała:

— Mamy podobne gusta, nie sądzisz?

Znowu zobaczyła przystojniaka i jego olśniewający uśmiech.

— Co za gusta? Zwykłe zakupy. Połowa ludzi tutaj ma takie same — burknęła Zosia i odwróciła się, przypominając sobie, iż wygląda jak zmoczony kundel.

— No tak, faktycznie — zgodził się.

*Ja wyglądam, jakby mnie wiatr przyniósł, a on jakby prosto z fryzjera*. Wyobraziła sobie, jak sprężyste muszą być jego włosy w dotyku, po czym natychmiast się opamiętała. *Zobaczyła przystojniaka i ślina cieknie? Odpuść sobie. Nie dla ciebie*.

Spakowała zakupy do torby, zapłaciła i, zmuszając się, by na niego nie spojrzeć, ruszyła do wyjścia. Na zewnątrz podmuch wiatru uderzył ją w twarz, jakby mścił się za ucieczkę pod dach. Zupełnie zapomniała, jaka pogoda panuje na dworze. Za nią otworzyły się drzwi.

— Niezbyt spacerowa aura. Mieszkasz tu blisko? — zapytał przystojniak, który wyszedł za nią.

— A co? — Zosia zrobiła się podejrzliwa.

— Bo jadę samochodem, mógłbym cię podrzucić.

Zosia nie wiedziała, co odpowiedzieć. *Pewnie wie, jak działa na kobiety. Na maniaka nie wygląda* — rozważała. *Ale ile ty w życiu maniaków widziałaś?* — spytał wewnętrzny głos. *To pierwszy* — przyznała. *No i co, nie pojedziesz? Pójdziesz w deszczu prawie przystanek? Nie bądź głupia, zgódź się, zanim odjedzie* — nalegał głos.

*Nawet jeżeli maniaka, to przynajmniej przystojnego.* Ta myśl ją rozbawiła. Zeszli ze schodów, a on otworzył przed nią drzwi od pasażera.

— Proszę. Daj torbę, wstawię z tyłu, będzie wygodniej.

W środku było ciepło, sucho i cicho. Mężczyzna wsiadł za kierownicę, przekręcił kluczyk, silnik zauroZosia wsiadła do samochodu i już wiedziała, iż ten deszcz naprawdę przynosi szczęście.

Idź do oryginalnego materiału