Cienie prawdy: kres pewnej miłości

twojacena.pl 5 dni temu

Cienie prawdy: koniec pewnej miłości

Wiktor Nowak wrócił do mieszkania po długim dniu w biurze na obrzeżach Krakowa.
– Cześć, jestem w domu! – zawołał, wchodząc do kuchni, gdzie unosił się zapach jedzenia.
– Co za okazja? – zdziwił się, widząc na stole starannie ułożone dania.
– Żadna okazja – odparła żona, Bogusława, ale w jej głosie przebijała się dziwna nuta. – Po prostu nie chciało mi się gotować, zamówiłam sushi.
– Sushi – to lubię! – ożywił się Wiktor, zrzucając marynarkę.
– To siadaj, zjemy razem – powiedziała Bogusława, ale natychmiast wyszła z kuchni.

Po chwili wróciła z kartką papieru i w milczeniu podała ją mężowi.
– Co to? – zapytał Wiktor, ale gdy spojrzał na kartkę, zastygł jak rażony piorunem.

***

– Dzień dobry, jestem kurier – rozległ się głos w domofonie, a na ekranie pojawił się młody chłopak w jaskrawej uniformie. – Wczoraj płatność za zamówienie nie przeszła.

– Pomylił się pan – spokojnie odparła Bogusława. – Ja nic nie zamawiałam.

– Przepraszam, proszę spojrzeć na paragon – kurier przysunął do kamery pomięty pasek papieru, wskazując palcem adres. – Wczoraj sam dostarczałem zamówienie. Adres: Księżycowa 12. Pan płacił kartą, ale transakcja się nie udała. Mam kopię paragonu, proszę spojrzeć.

Chłopak wyglądał na zdezorientowanego, przepraszał po niemal każdym słowie. Widać było, iż jest nowy – nie tylko w dostawach, ale w ogóle w pracy. Bogusława sceptycznie zmrużyła oczy, otworzyła drzwi i spojrzała na kuriera. Na jego chudych ramionach wisiał ogromny plecak termiczny, czyniąc go podobnym do wróbla dźwigającego zbyt ciężki ładunek. Ledwo powstrzymała uśmiech, ale uwagę jej przykuł paragon.

Na kartce widniało: „Kod błędu: 55. Nieprawidłowy PIN”.

– Mówiłam, iż się pan pomylił – powtórzyła. – Wczoraj nikogo nie było w domu i nic nie zamawialiśmy.

– Przepraszam – kurier zaczerwienił się. – Płaciła inna pani… jakaś kobieta.

– Tym bardziej – roześmiała się Bogusława. – To na pewno nie ja.

Kurier podał drugi paragon, gdzie widniał adres i szczegóły zamówienia. Bogusława przeleciała wzrokiem: kuchnia japońska, nakrycie dla dwojga, płatność kartą. Nic niezwykłego, poza jednym – Wiktor nie znosił sushi. Na dole widniało imię zamawiającego: Wiktor.

Bogusława poczuła, jak krew napływa jej do skroni. W tym mieszkaniu mieszkał tylko jeden mężczyzna – jej mąż. Ale kobieta? Ona, w wieku 43 lat, już nie pasowała do tego określenia. Może kurier z grzeczności wszystkich tak nazywał? Ale coś tu się nie zgadzało.

– Zapłacę – niespodziewanie powiedziała. – Gdzie jest pański terminal?

Chłopak spojrzał na nią zaskoczony. Spodziewał się łez albo krzyków – tak zachowywała się jego matka, gdy dowiedziała się o zdradzie ojca. Ale Bogusława była spokojna jak stal. Odprowadzając kuriera, nagle wybuchła śmiechem. Śmiech przerodził się w histerię, a z oczu popłynęły łzy. Głęboko westchnęła, otarła twarz i sięgnęła po telefon.

– Wiktor, cześć, do której dzisiaj pracujesz? – zapytała, starając się brzmieć beztrosko.

– Cześć. Do siódmej, chyba iż szef znowu nie zwoła swojej ulubionej narady – odpowiedział. – A co?

– Chciałabym, żebyśmy zjedli razem kolację.

– Odwołałaś plany?

– Tak, zostaję w domu. Pomyślałam, iż fajnie by było spędzić czas we dwoje.

– Chętnie, ale nie wiem, kiedy się wyrobię.

– Nic nie szkodzi, zdecydujemy później. Nie chce mi się gotować, zamówię coś, dobrze?

– Zgoda.

Bogusława odłożyła słuchawkę i otworzyła szafę. Jej wzrok zatrzymał się na czarnej sukience z złotym połyskiem, którą założyła na ostatnią firmową imprezę. „Skoro już świętować, to porządnie” – pomyślała z gorzką ironią.

Wróciła do przedpokoju, spojrzała na paragon, sięgnęła po telefon i zamówiła te same sushi co poprzedniego dnia, z dopiskiem „nakrycie dla dwojga”.

Wieczorem ten sam kurier, jeszcze bardziej zakłopotany, dostarczył zamówienie. Upewniwszy się, iż płatność przeszła, gwałtownie się oddalił, uznając, iż ta rodzina skrywa zbyt dziwne tajemnice.

Godzinę później wrócił Wiktor. Bogusława powitała go uśmiechem, ale jej oczy zdradzały napięcie. Zauważyła, jak stara się być idealnym mężem – tak bywało zawsze po jego „spóźnieniach” czy nagłych wyjazdach służbowych.

– Sushi? – zdziwił się Wiktor, patrząc na stół.

– Tak, wczoraj widziałam reklamę dostawy u mamy – odparła Bogusława niedbale. – Zachciało mi się. Wiem, iż nie lubisz, ale dla ciebie upiekłam kurczaka.

– Czemu nie, spróbuję – powiedział. – W pracy raz zamawiali, w sumie było w porządku.

– Zmiany są dobre, prawda, Wiktor? – zapytała z lekkim uśmieszkiem. – Idź umyj ręce, jestem głodna.

Wiktor się zaniepokoił. Jej spokój, te sushi, ta sama restauracja – w zależności nie wierzył. Ale skąd mogła wiedzieć o wczorajszym wieczorze z inną kobietą?

Usiadł przy stole, rzucając żonie podejrzliwe spojrzenie. Bogusława, wbrew jego oczekiwaniom, nie krzyczała ani nie wyrzucała mu. Zamiast tego nagle zapytała:
– Jak ona się nazywa? – Jej głos był równy, niemal obojętny, gdy nabijała rolę na widelec.

Wiktor się zakrztusił. Zaprzeczać nie miał sensu.
– Anna – wydukał.

– Ładne imię – równie spokojnie odparła Bogusława. – Dawno jesteście razem?

– Boga… – zaczął, nie wiedząc, co powiedzieć.

– Wiktor, bez wymówek – przerwała. – Opowiedz mi o niej. Chcę wiedzieć, czy to coś poważnego, a nie tylko parę wieczorów.

– Poważnego? – zbił się z tropu. – Żartujesz? Dlaczego jesteś taka spokojna? O co tu chodzi?

– Nie ma tu żadnej zagadki – roześ„Nie ma tu żadnej zagadki” – roześmiała się, a w jej głosie zadźwięczało wyzwolenie, gdy zrozumiała, iż już nic nie musi udawać.

Idź do oryginalnego materiału