Poznaj produkty, których zakupu żałuję i które moim zdaniem nie są warte swojej ceny. Sprawdź, co lepiej omijać szerokim łukiem podczas kolejnych zakupów!
1. Delia – mydło do stylizacji brwi
Obietnice producenta:
Ma zapewnić maksymalne utrwalenie brwi, nadać im pożądany kształt i modny efekt "piórkowy", przy jednoczesnej pielęgnacji dzięki ekstraktowi z żeń-szenia. Formuła nie skleja włosków, a efekt ma utrzymać się przez cały dzień.
Moja opinia:
Może i ładnie rozczesuje brwi, ale jego lekka formuła nie daje sobie rady z ujarzmieniem niesfornych włosków. Po krótkim czasie brwi wyglądają, jakby nie było na nich żadnego produktu. Absolutnie nie daje efektu porównywalnego z laminacją brwi, która jest świetnym zabiegiem na lato, o którym pisaliśmy w naTemat. O wiele lepiej sprawdziły mi się NYX Brow Glue albo Lash Brow Soap – trzymają cały dzień.
2. Beauty Of Joseon – Krem przeciwsłoneczny SPF50+
Obietnice producenta:
Lekki, kremowy filtr przeciwsłoneczny z 30% ekstraktem z ryżu i fermentowanymi ekstraktami zbożowymi. Ma chronić, nawilżać i zapewniać komfortowe, nieklejące wykończenie.
Moja opinia:
Owszem – SPF działa. Moja twarz przetrwała upalną, kilkugodzinną wycieczkę rowerową. Ale poza ochroną nie zauważyłam nic specjalnego. Konsystencja jest dość rzadka, krem delikatnie bieli, a zapach jest nijaki. Jak za 75 zł, oczekiwałam efektu "wow". A dostałam efekt przeciętny – jak w wielu tańszych filtrach.
3. L'Oréal Paris – Volume Million Lashes (brown)
Obietnice producenta:
Tusz ma zapewniać objętość, dokładne rozdzielenie rzęs i naturalny efekt w delikatnym brązowym kolorze.
Moja opinia:
Nigdy nie zrozumiem fenomenu tego tuszu. Szczoteczka ma zbyt gęsto ułożone włoski, przez co trudno nałożyć produkt bez sklejenia rzęs. Wygląda, jakby nabierała za dużo tuszu – tworzy się chaos zamiast efektu. choćby nie jestem w stanie ocenić formuły, bo nie udało mi się poprawnie go nałożyć. Alternatywa? Groszowy tusz Variete – jak pisałam w naTemat cudownie rozdziela i wydłuża rzęsy, a wersja brązowa świetnie wygląda na blondynkach.
4. Hairy Tale Cosmetics – Hairmoji Chill
Obietnice producenta:
Naturalny produkt do włosów mający regenerować, wygładzać i poprawiać ich kondycję.
Moja opinia:
Na moich włosach... nie robi nic. Nie są gładsze, nie mają blasku, nie pachną wyjątkowo. A przecież miała być "mocna regeneracja". Dziwne, bo tania seria Bielenda (ryżowa, octowa, jajeczna) daje u mnie dużo lepsze rezultaty – włosy są miękkie, błyszczące i pachnące.
Jeśli narzekacie na suche włosy, warto sprawdzić metodę OMO – ten sposób na mycie włosów odżywką może odmienić waszą pielęgnację.
5. Pharmaceris – F Coverage-Correction Fluid SPF20 (01 Ivory)
Obietnice producenta:
Delikatny dermokosmetyk do cery problematycznej, intensywnie kryjący, z SPF20. Ma wyrównywać koloryt i dobrze współpracować z wrażliwą skórą.
Moja opinia:
Miał być wybawieniem dla trądzikowej skóry, ale niestety – zupełnie się nie sprawdził. gwałtownie zastyga, roluje się, a kolor "ivory" wcale nie stapia się z cerą. Za tę cenę spodziewałam się czegoś, co przynajmniej nie pogorszy sytuacji. Lepsza alternatywa? Krem BB od AA – tańszy, bardziej naturalny, nie robi krzywdy.