Praca, rachunki, zakupy, cisza przy stole. Z żoną rozmawialiśmy coraz rzadziej, a jeżeli już, to o tym, co jest do zrobienia. Żadnych spojrzeń, żadnych „jak się czujesz”, żadnego dotyku, który nie był przypadkowy.
Sanatorium miało być naprawą. Dla pleców, dla krążenia, dla snu. Nie dla małżeństwa.
Pierwszego dnia pachniało tam maścią rozgrzewającą i zupą jarzynową. Wszyscy chodzili w dresach, jakbyśmy byli w innym świecie, w którym ludzie przypominają sobie, iż mają ciało. Ja usiadłem w holu, czekając na przydział zabiegów, i wtedy ona podeszła do mnie.
Miała czerwone paznokcie i śmiech, który brzmiał jak obietnica.
Kobieta powiedziała: „Wolne miejsce?”.
Odpowiedziałem: „Proszę”.
Usiadła tak blisko, iż poczułem jej perfumy. Mocne, słodkie, zbyt pewne. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się tak, jak dawno nikt się do mnie nie uśmiechał.
Kobieta powiedziała: „Pan wygląda, jakby pan tu nie pasował. Za poważny pan jest”.
Zaśmiałem się, choć nie było mi do śmiechu. Ale śmiech wyszedł sam, jak odruch ciała, które nagle dostało odrobinę uwagi.
Powiedziałem: „A pani pasuje?”.
Ona odpowiedziała: „Ja pasuję wszędzie, gdzie mnie chcą”.
To zdanie powinno mnie było ostrzec. Zamiast tego poczułem, jak coś we mnie drga. Jakby ktoś dotknął miejsca, o którym zapomniałem.
Zaczęło się niewinnie. „Dzień dobry” na stołówce. „Jak zabiegi?”. „Boli po masażu?”. Potem wspólna kawa w automacie, żart, iż kompot smakuje jak woda po śliwkach. Potem spacer po parku, bo „trzeba się ruszać”.
Mówiłem sobie: to nic. Przecież nie robię nic złego. Rozmawiam. Śmieję się. Czuję się jak człowiek. To choćby nie flirt.
Tylko iż flirt ma to do siebie, iż zaczyna się wtedy, kiedy człowiek chce udawać, iż jeszcze się nie zaczął.
Któregoś wieczoru siedzieliśmy w świetlicy. Telewizor grał cicho, ktoś grał w karty, a ona przyszła i usiadła obok.
Kobieta powiedziała: „Pan się ciągle ogląda za siebie. Jakby pana ktoś gonił”.
Powiedziałem: „Może goni mnie życie”.
Ona nachyliła się i powiedziała: „A może pana goni żona”.
Poczułem ukłucie.
Powiedziałem: „Mam żonę. Dobrą kobietę”.
Ona zaśmiała się krótko.
Kobieta powiedziała: „Dobra kobieta to często taka, która już dawno przestała widzieć mężczyznę. Widzi obowiązki”.
To zdanie trafiło za mocno, bo było niebezpiecznie bliskie prawdy. I dlatego poczułem do niej wdzięczność, jak do kogoś, kto mówi na głos to, czego ja bałem się przyznać choćby sobie.
Następnego dnia czekała na mnie po zabiegu. Jakby to było oczywiste.
Kobieta powiedziała: „Idziemy na spacer. Powietrze leczy”.
Poszedłem.
Wieczorem napisałem do żony krótką wiadomość: „U mnie wszystko ok. Jak u was?”. Odpisała po dwóch godzinach: „Ok. Pamiętaj o lekach”.
I w tej jednej odpowiedzi było wszystko. Żadnego „tęsknię”. Żadnego „uważaj”. Tylko lek.
A ona, w sanatorium, patrzyła na mnie, jakbym był wart więcej niż lista leków.
Po tygodniu zaczęła dotykać mnie „przypadkiem”. Ręką o ramię. Palcami o nadgarstek. Kiedy śmiała się, kładła dłoń na moim kolanie na sekundę za długo.
Ja mówiłem sobie: to przez cały czas nic. To tylko człowiek, który potrzebuje bliskości.
Ale prawda była taka, iż ja też potrzebowałem. I to było jak głód.
Pewnego wieczoru zaproponowała, żebyśmy usiedli w jej pokoju, bo „w świetlicy hałas”.
Wszedłem. Było tam ciepło, za ciepło. Na stoliku stały dwa kubki herbaty, jakby wszystko było przygotowane.
Kobieta powiedziała: „Niech pan usiądzie. Odpocznie pan”.
Usiadłem. I nagle zrozumiałem, iż ja już nie jestem w niewinnym flirtowaniu. Ja jestem w sytuacji, z której ktoś inny będzie miał dowód.
Ona wyjęła telefon i zrobiła zdjęcie. Szybko. Bez pytania.
Powiedziałem: „Po co?”.
Ona uśmiechnęła się.
Kobieta powiedziała: „Na pamiątkę. Nie bądź pan taki spięty”.
Powinienem wtedy wstać i wyjść. Powinienem powiedzieć „nie”. Ale zostałem, bo wstydziłem się robić scenę. A wstyd to świetna smycz.
Wróciłem do swojego pokoju i nie mogłem zasnąć. Miałem wrażenie, iż coś przekroczyłem, choć jeszcze nie zdradziłem fizycznie. Że zdradziłem już granicę w głowie.
Następnego dnia zaczęło się piekło.
Ona czekała na mnie przy wejściu do jadalni.
Kobieta powiedziała: „Musimy porozmawiać”.
Odpowiedziałem: „O czym?”.
Jej twarz była już inna. Bez śmiechu. Bez miękkości.
Kobieta powiedziała: „O tym, iż ja nie lubię, kiedy mnie się zostawia”.
Zrobiło mi się zimno.
Powiedziałem: „Ale ja nikogo nie zostawiam. My… my tylko rozmawiamy”.
Ona parsknęła.
Kobieta powiedziała: „Nie udawaj. Ja wiem, jak na mnie patrzysz. I teraz będzie tak. Albo jesteś mój tutaj, albo ja robię z tego historię”.
Zamarłem.
Powiedziałem: „Jaką historię?”.
Ona wyjęła telefon. Pokazała mi zdjęcie z jej pokoju. Ja na krześle. Ona obok, nachylona, uśmiechnięta. Kadr wyglądał tak, jakbyśmy byli parą. Jakbyśmy byli czymś więcej niż rozmową.
Kobieta powiedziała: „Wystarczy jeden SMS. Jedno wysłane zdjęcie. Myślisz, iż twoja żona uwierzy w twoje ‘to nic’?”.
Serce zaczęło mi walić.
Powiedziałem: „Nie rób tego. To było głupie. To była rozmowa”.
Ona pochyliła głowę, udając współczucie.
Kobieta powiedziała: „Spokojnie. Ja nie jestem zła. Ja tylko chcę, żebyś mnie traktował poważnie”.
I wtedy zrozumiałem, iż ta „niewinność” była tylko moim usprawiedliwieniem. Dla niej to był plan.
Od tego dnia zaczęła być wszędzie. Na stołówce siadała blisko. Na korytarzu łapała mnie za rękaw. Na spacerze robiła zdjęcia „dla zabawy”. Gdy próbowałem ją ignorować, jej głos robił się twardy.
Kobieta mówiła: „Nie próbuj. Ja znam twoje nazwisko. Wiem, gdzie mieszkasz. Widziałam, jak pisałeś do żony. Nie bądź głupi”.
Nie wiem, kiedy podałem jej nazwisko. Pewnie w jednym z tych „niewinnych” dni, kiedy człowiek cieszy się, iż ktoś go słucha.
W końcu powiedziałem do niej: „Zostaw mnie. Mam rodzinę”.
Ona uśmiechnęła się wtedy najspokojniej na świecie.
Kobieta powiedziała: „Rodzinę masz wtedy, kiedy rodzina cię chce. A ja cię chcę. I ja potrafię walczyć”.
Wracałem do pokoju jak skazaniec.
Wtedy popełniłem błąd, który dobił wszystko.
Zadzwoniła żona.
Żona powiedziała: „Czemu nie odbierasz?”.
Usłyszałem w jej głosie coś ostrego. Jakby ktoś już coś zasiał.
Ja powiedziałem: „Byłem na zabiegach. Wszystko dobrze”.
W tym momencie ona stanęła obok mnie. Moja sanatoryjna znajoma. I celowo, głośno, powiedziała:
Kobieta powiedziała: „Kochanie, idziesz?”.
Żona zamilkła. A potem zapytała lodowato:
Żona powiedziała: „Kto to był?”.
Zacząłem się jąkać.
Powiedziałem: „To… koleżanka. Taka… z zabiegów”.
Żona odpowiedziała: „Koleżanka mówi do ciebie ‘kochanie’?”.
Nie wiedziałem, co powiedzieć. I ta jedna sekunda ciszy, moje zawahanie, było dla niej odpowiedzią.
Żona powiedziała: „Wrócisz, pogadamy”.
Rozłączyła się.
A ja poczułem, iż ktoś właśnie wyciął mi kawałek życia.
Po powrocie do domu czekała na mnie walizka. Nie moja. Walizka żony. Stała w przedpokoju jak znak, iż ktoś już się spakował emocjonalnie.
Żona stała przy oknie. Nie podeszła. Nie przytuliła. Nie spojrzała na mnie tak, jak patrzyła kiedyś.
Żona powiedziała: „Dostałam zdjęcia”.
Zamarłem.
Powiedziałem: „Jakie zdjęcia?”.
Żona odpowiedziała: „Nie udawaj. Z sanatorium. Z tą kobietą. W jej pokoju. Na spacerach. I wiadomości. Takie, iż można to czytać tylko w jeden sposób”.
Próbowałem zaprzeczać, tłumaczyć, mówić: „to był flirt, nic więcej”.
Ale słowo „tylko” brzmiało żałośnie.
Żona spojrzała na mnie z bólem, który nie był krzykiem. To był ból wycofany, dojrzały. Ból kogoś, kto już nie chce walczyć.
Żona powiedziała: „Najgorsze nie jest to, czy dotknąłeś. Najgorsze jest to, iż wpuściłeś obcą kobietę między nas. A potem pozwoliłeś jej mówić do ciebie ‘kochanie’, kiedy ja stałam po drugiej stronie telefonu”.
Wtedy zrozumiałem, iż ja nie musiałem zdradzić ciałem, żeby zdradzić zaufanie.
Powiedziałem: „To była pomyłka. Ja nie chciałem”.
Żona odpowiedziała: „A ona chciała. I ty jej to dałeś. Uwagę. Czas. Miejsce w twojej głowie”.
Usiadłem na krześle. Nie miałem już nic do obrony.
Żona powiedziała: „Nie wiem, czy jeszcze potrafię ci uwierzyć”.
A ja, pierwszy raz naprawdę, poczułem strach nie przed tamtą kobietą, tylko przed pustką, którą sam sobie zbudowałem.
Bo to nie ona rozbiła moje małżeństwo.
Ona tylko weszła w pęknięcie, które już było.
Tyle iż ja, łudząc się „niewinnością”, sam rozsunąłem je szerzej.
I teraz stałem w domu, w którym wszystko było na swoim miejscu, poza mną.





![Koniec ery na hybrydy? Teraz króluje trend quiet luxury zamiast hybrydowego manicure'u. Sprawdź stylizacje! [21.12.2025]](https://d-pt.ppstatic.pl/kadry/k/r/1/f7/ec/64e5e58d6e636_p.jpg)




![Ale pofrunął! Zobacz znakomity skok Tomasiaka [WIDEO]](https://sf-administracja.wpcdn.pl/storage2/featured_original/69480bd25282f0_50427114.jpg)




