Zwykły dzień, a jednak rozwód

newskey24.com 3 tygodni temu

Zwykły dzień – i rozwód

Anna postawiła czajnik na gazie i odruchowo przetarła blat, choć był czysty. Poranna rutyna. Marek już wyszedł do pracy, nie żegnając się, jak to ostatnio bywało. Tylko trzasnął drzwiami – i tyle. Kiedyś zawsze wpadał do kuchni, całował w policzek, mówił coś czulego. A teraz… Teraz żyli jak obcy ludzie pod jednym dachem.

Czajnik zagwizdał. Anna nalała wrzątku do ulubionego kubka z różami – tego samego, który dostała od Marka na pierwszą rocznicę ślubu. Trzydzieści dwa lata temu. Boże, jak ten czas leci…

— Mamo, gdzie moja niebieska bluza? — do kuchni wpadła Kinga, starsza córka. Mając dwadzieścia osiem lat, wciąż mieszkała z rodzicami, oszczędzając na wynajmie. — Prosiłam wczoraj, żeby ją wyprać!

— Wisi na balkonie. Kinga, może jednak czas się usamodzielnić? Jesteś już dorosła…

— Mamo, nie zaczynaj! I tak mam dziś migrenę. — Kinga nalała sobie kawy z tureckiej, którą Anna przygotowała wcześniej. — Aha, tato ostatnio dziwnie się zachowuje. Wczoraj wieczorem szeptał przez telefon, a jak weszłam, natychmiast się rozłączył.

Anna drgnęła. Też to zauważyła. I nie tylko wczoraj.

— Pewnie coś ważnego w pracy — skłamała, choć wiedziała, iż córka nie kupuje tej wymówki.

— Daj spokój, mamo! Jaka praca o jedenastej w nocy? Przecież nie jest chirurgiem. — Kinga wzruszyła ramionami i wybiegła się ubierać.

Anna została sama z myślami. Marek naprawdę się zmienił. Kiedyś opowiadał jej o wszystkim: o kłopotach w biurze, o kolegach, o planach na weekend. Teraz milczał jak zaklęty. A telefon chował jak uczeń ściągę przed nauczycielem.

Wieczorem postanowiła przygotować jego ulubione pulpety. Może podczas kolacji wreszcie porozmawiają, jak dawniej. Kinga poszła do koleżanki, w domu byli sami. Idealny moment na szczerą rozmowę.

Marek wrócił późno, koło dziewiątej. Anna już zdążyła się nagłowić, kilka razy dzwoniła, ale nie odbierał.

— Gdzie byłeś? Martwiłam się! — spotkała go w przedpokoju.

— Zatrzymali mnie w biurze. Pilny raport. — choćby na nią nie spojrzał, od razu skierował się do łazienki.

— Marku, zrobiłam pulpety, twoje ulubione. Zjemy razem?

— Nie chce mi się. Jestem wykończony. — Jego głos dobiegał stłumiony przez zamknięte drzwi.

Anna stała przez chwilę na korytarzu, wróciła do kuchni. Pulpety stygły na patelni. Usiadła przy stole, nalała herbaty i rozpłakała się. Cicho, by mąż nie usłyszał.

Gdy Marek wyszedł z łazienki, minął kuchnię bez słowa. Anna usłyszała, jak zaskoczył zamek w sypialni. Zamknął się. Po raz pierwszy od trzydziestu dwóch lat małżeństwa.

Tej nocy leżała na kanapie w salonie i rozmyślała. O tym, kiedy to się zaczęło. O tym, dlaczego stali się sobie obcy. O tym, iż może nadszedł czas na radykalne zmiany.

Rano Marek wyszedł do pracy wcześniej niż zwykle. Anna choćby nie słyszała, jak się zbierał. Obudził ją dopiero trzask drzwi wejściowych.

— Mamo, co się stało? Dlaczego spałaś w salonie? — Kinga stała w progu w szlafroku, z potarganymi włosami i zaspaną twarzą.

— Tak jakoś… bolał mnie kręgosłup. Na miękkim lepiej. — Anna wstała, zaczęła składać koc.

— Mamo, nie kłam. Nie jestem ślepa. Pokłóciliście się z tatą?

— Kinga, to nie twoja sprawa. Idź zjedz śniadanie.

— Jak to nie moja? Mieszkam tu! I widzę, co się dzieje! — Córka przysiadła obok. — Mamo, powiedz mi. Może czemuś pomogę.

Anna spojrzała na córkę. Dorosła, pracuje, zarabia. Może warto się komuś zwierzyć?

— Z tatą… staliśmy się obcy, Kinga. Unika mnie, nie rozmawia. A ja nie wiem, co robić.

— A próbowałaś z nim poważnie porozmawiać?

— Próbowałam. Albo milczy, albo zmienia temat.

— Może ma kogoś? — Kinga wyszeptała to tak cicho, iż Anna ledwo dosłyszała.

Ta myśl też jej przychodziła do głowy, ale zawsze ją odpychała. Marek nie jest taki. To porządny człowiek, rodzinny. Chociaż… ludzie się zmieniają.

— Nie mów głupot — odparła, choć bez przekonania.

— Mamo, jestem dorosła. Wiem, iż między mężczyzną a kobietą może się różnie potoczyć. Zwłaszcza po tylu latach.

Anna wstała, poszła do kuchni przygotować śniadanie. Kinga podążyła za nią.

— Wiesz co ci powiem, mamo? jeżeli tato zmienił się tak, iż choćby z tobą nie rozmawia, może pomyśl o… no wiesz, o rozwodzie.

— Kinga! — Anna odwróciła się gwałtownie. — Jak możesz coś takiego mówić?!

— A co? Żyć z kimś, kto cię ignoruje? Kto udaje, iż nie istniejesz? To nie życie, tylko udręka!

— Jesteśmy razem trzydzieści dwa lata!

— I co z tego? jeżeli te lata nic dla niego nie znaczą, po co tobie?

Anna zamyśliła się. Córka miała rację. Po co trzymać się czegoś, czego już nie ma? Ale czy można zaczynać wszystko od nowa w pięćdziesiąt cztery lata?

Wieczorem Anna postanowiła działać. Czekała na powrót Marka i od razu podeszła do niego.

— Marku, musimy porozmawiać.

— O czym? — choćby nie podniósł wzroku znad telefonu.

— O nas. O naszym małżeństwie. O tym, co się między nami dzieje.

— Nic się nie dzieje. — Próbował przejść obok, ale Anna zastąpiła mu drogę.

— Stój! Rozmawiam z tobą!

Marek w końcu na nią spojrzał. W jego oczach zmęczenie i coś jeszcze. Irytacja? A może poczucie winy?

— Anka, nie teraz. Jestem padnięty.

— Marku, zawsze jesteś zmęczony, kiedy chcemy porozmawiać! Ale ja już tak nie mogę! Staliśmy się obcy! Unikasz mnie, nie rozmawiasz ze mną, śpisz osobno…

— A czego chcesz ode mnie usłyszeć? — Marek nagle wybuchnął. — Że wszystko gra? Że jesteśmy szczęśliwą rodziną? Przecież nie mamy już nic wspólnego! Zawsze masz pretensje, ciągle czegoś chcesz, nigdy nie jesteś zadowolona!

— Ja nie jestem zadowolona?! —Anna spojrzała na niego przez łzy i powiedziała cicho: „Tak, Marku, już nigdy nie będę zadowolona – bo to małżeństwo skończyło się dawno temu, a dziś po prostu to przyznaliśmy.”

Idź do oryginalnego materiału