Zwyczajny dzień, a jednak rozstanie

twojacena.pl 3 tygodni temu

Zwykły dzień – i rozwód

Grażyna postawiła czajnik na kuchence i machinalnie przetarła blat, choć był czysty. Poranna rutyna. Władysław już poszedł do pracy, nie żegnając się, jak to miał w zwyczaju przez ostatnie miesiące. Tylko trzasnął drzwiami i tyle. Kiedyś zawsze wpadał do kuchni, całował ją w policzek, mówił coś czulego. A teraz? Teraz żyli jak obcy ludzie pod jednym dachem.

Czajnik zaczął gwizdać. Grażyna nalała wrzątku do ulubionego kubka z różami, tego samego, który Władek podarował jej na pierwszą rocznicę ślubu. Trzydzieści dwa lata temu. Boże, jak gwałtownie leci czas…

— Mamo, gdzie mój niebieski sweter? — do kuchni wpadła Kinga, starsza córka. W wieku dwudziestu ośmiu lat wciąż mieszkała z rodzicami, oszczędzając na wynajmie. — Prosiłam wczoraj, żebyś go uprała!

— Suszy się na balkonie. Kinga, może jednak czas, żebyś zamieszkała sama? Jesteś już dorosła…

— Mamo, nie zaczynaj! I tak boli mnie głowa od rana. — Kinga nalała sobie kawy z turki, którą Grażyna przygotowała wcześniej. — A tak w ogóle, tata ostatnio dziwnie się zachowuje. Wczoraj cały wieczór szeptał się z kimś przez telefon, a jak tylko weszłam, od razu się rozłączył.

Grażyna drgnęła. Też to zauważyła. I to nie tylko wczoraj.

— Pewnie coś ważnego w pracy — skłamała córce i sama przed sobą.

— No co ty, mamo! Jaka praca o jedenastej wieczorem? Przecież nie jest chirurgiem. — Kinga wzruszyła ramionami i pobiegła się zbierać.

Grażyna została sama ze swoimi myślami. Władek rzeczywiście stał się dziwny. Kiedyś opowiadał jej o wszystkim: o pracy, o kolegach, o planach na weekend. Teraz milczał, jakby wody w usta nabrał. A telefon chował jak uczeń z pałą w dzienniczku.

Wieczorem postanowiła przygotować jego ulubione kotlety. Może przy kolacji porozmawiają szczerze, jak kiedyś. Kinga poszła do koleżanki, w domu nikogo nie było. Najlepszy czas na szczerą rozmowę.

Władysław wrócił późno, koło dziewiątej. Grażyna już się zdążyła nakręcić, dzwoniła kilka razy, ale nie odbierał.

— Gdzie byłeś? Martwiłam się! — powitała męża w przedpokoju.

— Zatrzymali mnie w pracy. Pilny raport. — choćby na nią nie spojrzał, od razu poszedł do łazienki.

— Władek, zrobiłam kotlety, twoje ulubione. Zjemy razem kolację?

— Nie mam ochoty. Jestem zmęczony. — Jego głos zza drzwi brzmiał głucho.

Grażyna postała chwilę w korytarzu, wróciła do kuchni. Kotlety stygły na patelni. Usiadła przy stole, nalała sobie herbaty i rozpłakała się. Cicho, żeby mąż nie usłyszał.

Kiedy Władysław wyszedł z łazienki, minął kuchnię, choćby nie zajrzał. Grażyna usłyszała, jak zaskoczył zamek w sypialni. Zamknął się. Po raz pierwszy od trzydziestu dwóch lat małżeństwa.

Noc spędziła na kanapie w salonie, rozmyślając. O czym? O tym, kiedy wszystko się zmieniło. O tym, dlaczego stali się sobie obcy. O tym, iż może czas na jakieś radykalne decyzje.

Rano Władysław wyszedł do pracy wcześniej niż zwykle. Grażyna choćby nie słyszała, jak się zbierał. Obudził ją dopiero odgłos zatrzaskiwanych drzwi.

— Mamo, co się stało? Dlaczego spałaś na kanapie? — Kinga stała w progu salonu w szlafroku, z potarganymi włosami i śpiącą twarzą.

— Tak jakoś… bolał mnie kręgosłup. Na miękkim lepiej. — Grażyna wstała, zaczęła składać koc.

— Mamo, nie kłam. Przecież widzę, iż coś jest nie tak. Pokłóciliście się z tatą?

— Kinga, to nie twoja sprawa. Idź zjeść śniadanie.

— Jak to nie moja? Ja tu mieszkam! I widzę, co się dzieje! — Córka usiadła obok matki. — Mamo, powiedz. Może jakoś pomogę.

Grażyna spojrzała na córkę. Dorosła, pracuje, zarabia. Może rzeczywiście warto z kimś porozmawiać?

— My z tatą… staliśmy się obcy, Kinga. On się przede mną chowa, nie rozmawia. A ja nie wiem, co robić.

— A próbowałaś z nim poważnie porozmawiać?

— Próbowałam. Albo milczy, albo zmienia temat.

— Może ma kogoś? — Kinga powiedziała to cicho, ale Grażyna usłyszała.

Ta myśl też jej przychodziła do głowy, ale gwałtownie ją odpędzała. Władek nie jest taki. To człowiek rodziny, porządny. Chociaż… Chociaż ludzie się zmieniają.

— Nie mów głupot — machnęła ręką Grażyna.

— Mamo, jestem dorosła. Wiem, iż między mężczyzną a kobietą różne rzeczy mogą się zdarzyć. Zwłaszcza po tylu latach małżeństwa.

Grażyna wstała, poszła do kuchni przygotować śniadanie. Kinga podążyła za nią.

— Wiesz co ci powiem, mamo? jeżeli tata zmienił się tak, iż choćby z tobą nie rozmawia, może czas pomyśleć o… no wiesz, o rozwodzie.

— Kinga! — Grażyna odwróciła się gwałtownie. — Jak możesz mówić coś takiego?

— A co? Żyć z człowiekiem, który cię ignoruje? Który udaje, iż cię nie ma? To nie życie, tylko męka!

— Jesteśmy razem trzydzieści dwa lata!

— I co z tego? jeżeli te lata nic dla niego nie znaczą, po co mają coś znaczyć dla ciebie?

Grażyna zamyśliła się. Córka miała rację. Po co trzymać się czegoś, czego już nie ma? Ale jak strasznie jest zmieniać całe życie w pięćdziesiątym czwartym roku…

Wieczorem Grażyna podjęła decyzję. Zaczekała, aż Władysław wróci, i od razu podeszła do niego.

— Władek, musimy porozmawiać.

— O czym? — choćby nie podniósł wzroku znad telefonu.

— O nas. O naszym małżeństwie. O tym, co się między nami dzieje.

— Nic się nie dzieje. — Spróbował przejść obok, ale Grażyna zastąpiła mu drogę.

— Stój! Rozmawiam z tobą!

Władysław w końcu na nią spojrzał. W jego oczach było zmęczenie i coś jeszcze. Irytacja? A może wina?

— Grażyna, nie teraz. Jestem zmęczony.

— Władek, zawsze jesteś zmęczony, gdy chodzi o naszą rozmowę. Ale ja już nie mogę tak żyć! Staliśmy się obcyGrażyna spojrzała przez okno na pierwszy śnieg tej zimy i uśmiechnęła się do swojej nowej, wolnej przyszłości.

Idź do oryginalnego materiału