Zrozumiała, iż jej szczęście jest bezgraniczne

polregion.pl 3 dni temu

Zrozumiała, iż jej szczęście jest nieskończone

Mirosława postanowiła spędzić weekend w rodzinnej wsi, odwiedzając starzejącą się matkę i siostrę. Mieszka w wojewódzkim mieście, pracuje jako kardiolog w szpitalu, rzadko udaje jej się wyrwać w rodzinne strony.

Mirosława ma czterdzieści pięć lat, jest przystojną kobietą, dawno rozwiodła się i wychowała córkę. Ta skończyła już studia, wyszła za kolegę z roku i wyjechała do jego rodzinnej miejscowości. Z mężem żyli siedem lat, ale okazali się zbyt różni. Rozstali się za obopólną zgodą.

Dobrze, iż mam trzy dni wolnego cieszyła się Mirosława. Trzeba wstąpić do supermarketu, kupić coś dla mamy i siostry.

Mirosława pochodzi ze wsi, od dziecka marzyła, by zostać lekarzem i jak najszybciej wyjechać z domu. Szczerze mówiąc, życie na wsi bywa nudne, choć nazwa tej wsi to Radosna. Ale w Radosnej nie było nic radosnego wieś podupadała. Mieszkańcy rozjechali się za pracą, młodzież ucieka do miasta.

Jesienią i zimą w wiosce robi się szczególnie smutno. Trochę jaśniej staje się wiosną, gdy zaczynają się prace polowe. Zieloność i słońce sprawiają, iż życie w Radosnej naprawdę staje się trochę radośniejsze.

Teraz był koniec czerwca. Mirosława jechała autobusem z miasta, patrzyła przez okno na płynące za szybą pola i łąki. Na duszy było jej radośnie prawie dwa miesiące nie widziała rodziny, praca…

Mama nie najlepiej się czuje, dobrze, iż Brygida mieszka z nią w domu. To prawdziwe szczęście, bo inaczej musiałabym częściej tu przyjeżdżać, a droga nie jest krótka trzy godziny autobusem myślała Mirosława, wpatrzona w krajobraz za oknem.

Młodsza siostra Brygida nigdzie się nie wyprowadziła, wyszła za miejscowego chłopaka i tak już zostało. Ojciec zmarł dawno, więc Brygida z mężem mieszkali u matki. Tadeusz okazał się złotą rączką wyremontował dom, dobudował część dla siebie i osobne wejście, by nie przeszkadzać teściowej. Brygida urodziła bliźniaków, którzy też już wyjechali ze wsi i uczą się w technikum.

W przeciwieństwie do mnie, Brygidka zawsze chciała żyć na wsi, a ja miałam tylko jeden cel: uciec z tej euforii zwierzała się przyjaciółce Wandzie, którą choćby kiedyś przywiozła do wsi. Ta zachwycała się świeżym wiatrem i widokami.

Rozumiem, Wanda, jako mieszczuch pierwszy raz byłaś na wsi, więc wszystko cię zachwyca. A gdybyś tu mieszkała, gdy jesienią leje, błoto, wiosną roztopy… Nie wiem, czy wtedy byłabyś taka zachwycona śmiała się Mirosława.

Tym razem droga minęła niepostrzeżenie, bo Mirosława zdrzemnęła się. Ocknęła się, gdy autobus minął już dużą wieś. niedługo w oddali ukazała się Radosna. Kierowca skręcił z głównej drogi, teraz trzęśli się po wiejskiej ścieżce.

Wysiadając, Mirosława rozejrzała się.

Nic się nie zmienia uśmiechnęła się i ruszyła w stronę domu.

Słońce przyjemnie grzało, powietrze było rześkie, ptaki śpiewały. Mirosława miała świetny humor w końcu rodzinne strony.

Witaj, Mireczko usłyszała starczy głos. Przed nią stała babcia Leokadia, sąsiadka matki. Do mamusi przyjechałaś?

Dzień dobry, babciu Leosiu. Tak, odwiedzić, stęskniłam się.

Dobrze, mamusia ostatnio o tobie wspominała, czeka… No to idź, a ja do sklepu, drobiazgi kupić, emeryturę przynieśli.

A jak zdrowie?

Jak u starej, dziecko, jak u starej babcia Leokadia pomachała ręką i poszła dalej.

Mirosława weszła w bramę rodzinnego domu. Nikogo nie było w podwórku. W drzwiach powitał ją kot Burek, ocierając się o nogi.

Cześć, mój kochany, cześć, maluszku pogłaskała go, a Burek mruczał z zadowolenia.

Maluszek, co? Brygida wyjrzała z kuchni. Pysiek już do miski nie mieści, beczka prawdziwa zaśmiała się. Cześć, siostrzyczko. Objęły się. Witaj, żabo podróżniczko. Czekałyśmy z mamą. Jesteś głodna?

A jakże, i z drogi jestem.

Jeść w domu czy na dworze?

Naturalnie na dworze, takie słońce, ciepło… Gdzie indziej zjadłabym taki obiad?

Ja też lubię na powietrzu. Zaraz nakryję.

A gdzie mama?

W ogrodzie. O, już idzie, patrz, jagody ci niesie. Trochę truskawek nazbierała. Trzeba przecież córkę uraczyć zaśmiała się Brygida.

Cześć, mamusiu Mirosława podbiegła, zabierając miskę z jagodami. Jak się masz, stęskniłam się.

Witaj, Mireczko, witaj, córeczko matka była szczęśliwa, obie córki przy niej. Obiad na werandzie? No to siadajmy.

Przy stole Mirosława dowiedziała się wszystkich wiejskich nowin, wesołych i smutnych. We wsi zostało już głównie starsze pokolenie.

A gdzie Twój Tadeusz?

Na budowie zarabia. Teraz tak się pracuje. Dwie tygodnie temu wyjechał, miesiąc tam, miesiąc w domu. Dobre pieniądze przywozi, widzisz, choćby samochód kupiliśmy machnęła ręką.

No tak, Tadeusz się stara. Tobie się udało, nie tak jak mnie uśmiechnęła się.

Bo ty nie tam szukałaś męża. Trzeba było miejscowego, jak ja. A tobie miejskiego trzeba było zaśmiała się Brygida. Matka przytaknęła.

Gdy tak siedziały, na podwórko weszła listonoszka Grażyna z awizem dla Brygidy.

Brygida, znowu coś zamówiłaś? Odbiór na poczcie.

Dzięki, Grażynko, wpadnę. Siadaj, herbatę naleję.

Nie, nie mam czasu.

Grażynka, a mogę ja za Brygidę odebrać? Z jej dowodem zapytała Mirosława.

No… Dobrze, zadzwonię Krystynie, iż ty przyjdziesz. Wszyscy cię na poczcie znają.

Mireczka, a po co ci poczta? zdziwiła się Brygida.

Mówiłaś, iż nie masz czasu, a ja z chęcią przejdę się po wsi. Dawaj dowód, już tu za długo siedzimy. Poczta na końMirosława wróciła z poczty rozpromieniona, trzymając w ręce nie tylko list siostry, ale i bilet do nowego życia, bo właśnie wtedy, w tej małej wiosce pod błękitnym niebem, zrozumiała, iż prawdziwe szczęście nigdy nie było daleko wystarczyło tylko odważyć się je odnaleźć.

Idź do oryginalnego materiału