Zmuszona do opuszczenia mieszkania, teraz żyję na wsi: historia teściowej

newsempire24.com 3 dni temu

Tak się złożyło, iż na starość zostałam sama. Nie z własnej woli, nie przez złośliwość losu – ale dlatego, iż moja synowa, ta, której kiedyś otworzyłam drzwi swojego domu, wyrzuciła mnie jak niepotrzebny grat. Teraz mieszkam w pochylonym, nieremontowanym domu na odludziu. Bez wodociągu, z piecem, który trzeba palić każdego ranka, z wychodkiem i wiadrami wody ze studni. Wszystko, co miałam – teraz należy do niej.

Nazywam się Bronisława Kowalska. Pochodzę z Łodzi. Mój syn Krzysztof ma trzydzieści dwa lata. Ożenił się pięć lat temu. Ożenił się, jak mi się wydawało, zaślepiony. Przyprowadził do naszego domu jakąś Kingę – dziewczynę z południa, bez mieszkania, bez zawodu, bez wstydu i sumienia. Syn był nią oczarowany, a ja – od pierwszej chwili czułam niepokój. Ale milczałam. Miałam nadzieję, iż to minie.

Po ślubie zaczęliśmy mieszkać we trójkę w moim dwupokojowym mieszkaniu. Oddałam im duży pokój, a sama przeniosłam się do maleńkiej sypialni, gdzie choćby nie można się było porządnie obrócić. Minęło zaledwie kilka miesięcy, a Kinga oznajmiła, iż jest w ciąży. Termin był już spory. Ale oto problem – Krzysztof poznał ją dopiero miesiąc przed rzekomym poczęciem. Policzyłam. Nic się nie zgadza.

— Urodziłam przed czasem — oświadczyła.
— Przed czasem? Z normalną wagą, bez problemów i bez śladu wcześniactwa?

Milczałam. Syn uwierzył. A ja – nie. Już wtedy czułam, iż to nie jego dziecko. Ale co udowodnisz, jeżeli syn jest zaślepiony?

Na początku jeszcze udawała gospodynię – myła podłogi, gotowała. Potem przestała. Ciągnęłam dom sama. A potem zaczęło się to, co ostatecznie wszystko zniszczyło. Kinga zażądała, żebym oddawała im swoją emeryturę „do wspólnego budżetu”. Bez skrępowania, bez owijania w bawełnę. Wprost.

— A jaki jest twój wkład, Kingo? — spytałam. — Ani dnia nie pracowałaś ani przed ślubem, ani po!

Krzysztof stanął w jej obronie. Zażądał, żebym rozliczała się z każdej złotówki wydanej na siebie. Widocznie Kinga dobrze go przygotowała. Wiedziała o wszystkich dodatkach, emeryturach, zasiłkach. Wszystko miała na oku. Nie mogłam choćby kupić sobie leków bez wysłuchania kazania.

W pewnym momencie moja cierpliwość pękła. Kupiłam sobie lodówkę i postawiłam ją w swoim pokoju. Przestałam się składać na jedzenie, przestałam płacić za wszystkich, rozdzieliłam rachunki. Nie byłam zobowiązana utrzymywać leniwą kobietę i jej dziecko. Nie byłam – i koniec.

Wtedy Kinga zrozumiała, iż tak łatwo mnie nie przegoni. Pewnego dnia, gdy mnie nie było, przeszukała moje dokumenty. Znalazła papiery na mieszkanie. A tam – szczegół: po rozwodzie z ojcem Krzysztofa wykupiłam jego udział, ale wszystko przepisałam na syna. Wtedy myślałam – niech mieszkanie będzie jego, przecież mam tylko jego…

Kinga była wniebowzięta. Groziła:

— Wynoś się stąd! Nie masz tu żadnych praw! Pikniesz Krzysztofowi – rozwiodę się i połowę mieszkania zabiorę. Wtedy i ty, i on wylądujecie na bruku!

Co mogłam odpowiedzieć? Rozumiałam, iż syn jest między młotem a kowadłem. Nie chciałam go rozdarty. Spakowałam rzeczy i wyjechałam do starego rodzinnego domu na wsi. Kupiliśmy go dawno z byłym mężem, ale nigdy nie zdążyliśmy go wykończyć. Teraz żyję w tym zapomnianym zakątku świata, gdzie zimą jest zimno, a latem tylko samotny dym z komina przypomina o moim istnieniu.

Krzysztofowi powiedziałam, iż pragnę spokoju, ciszy, natury. Nic nie podejrzewał. A Kinga tylko się ucieszyła – jedno usta mniej. Teraz rzadko widuję syna. Przyjeżdżał kilka razy w pierwszym roku, teraz – ani widu, ani słychu. I wiem – ona mu nie pozwoli.

Żałuję tylko jednego – iż w swoim czasie nie przepisałam mieszkania na siebie. Że uwierzyłam w miłość syna, w uczciwość synowej. A teraz jestem sama – bez dachu nad głową, bez rodziny, bez nadziei. Starość, która miała być spokojna, stała się walką o przetrwanie.

Tak oto jedna kobieta – obca, ale wrosła w nasz dom – odebrała mi wszystko. Mieszkanie. Syna. Szacunek. I teraz każdej nocy modlę się, żeby syn się ocknął. Żeby zrozumiał, kogo wybrał. Ale boję się – iż będzie za późno.

Idź do oryginalnego materiału