Każdego popołudnia, po wyjściu z liceum, Tomek szedł po brukowanych uliczkach z plecakiem zwisającym z jednego ramienia i dzikim kwiatem ostrożnie chronionym między palcami.

polregion.pl 15 godzin temu

Każdego popołudnia, gdy wychodził z gimnazjum, Tomasz szedł brukowanymi uliczkami z plecakiem przewieszonym przez jedno ramię i dzikim kwiatkiem delikatnie trzymanym w dłoni.

Ulice Sandomierza zawsze pachniały świeżym chlebem i wilgotną ziemią po deszczu. To było małe miasteczko, gdzie wszyscy się znali, a plotki roznosiły się szybciej niż wiatr. Wśród tych ulic codziennie przemierzał drogę dwunastoletni chłopiec szczupły, o głębokim spojrzeniu i spokojnym kroku, jak na swój wiek. Nazywał się Tomasz Kowalski, ale wszyscy wołali na niego Tomek.

Jego celem było zawsze to samo miejsce Dom Opieki Jesienne Promienie, stary, kremowy budynek z dużymi oknami i ogrodem pełnym róż. Nie było dnia, żeby po szkole nie przekroczył jego zardzewiałej bramy.

Wchodził powoli, witając się ze wszystkimi: z panią Haliną, która robiła na drutach na ławce przy wejściu; z panem Marianem, który zawsze prosił go o cukierka; i z personelem, który patrzył na niego z czułością. Wiedzieli, iż Tomek nie przychodził z obowiązku, ale z wyboru, którego nie każdy by zrozumiał.

Szedł na pierwsze piętro, na sam koniec korytarza, do pokoju numer 214. Tam czekala już na niego pani Helena Nowak, starsza kobieta o siwych jak śnieg włosach i spojrzeniu raz nieobecnym, raz pełnym życia.

Dzień dobry, pani Heleno mówił, odkładając plecak na krzesło. Przyniosłem pani ulubiony kwiat.
A ty kim jesteś, kochanie? pytała prawie zawsze z łagodnym uśmiechem.
Po prostu przyjacielem odpowiadał.

Pani Helena była kiedyś nauczycielką literatury, elegancką kobietą o silnym charakterze. Ale Alzheimer stopniowo zabierał jej kawałki pamięci. Dla niej dni się powtarzały, a twarze zlewały się w jedno. Mimo to, gdy Tomek był obok, w jej oczach zapalała się iskra.

Przez miesiące czytał jej wiersze Wisławy Szymborskiej i opowiadania Tadeusza Konwickiego. Czasem malował jej paznokcie na brzoskwiniowo, innym razem delikatnie czesał jej włosy, zaplatając je w warkocze, jakby była jego wnuczką. Śmiała się z jego żartów, płakała w ciszy, gdy coś poruszyło jej duszę, albo myliła go z którymś z dawnych adoratorów.

Personel mawiał, iż Tomek miał starą duszę w młodym ciele. Nie przychodził z litości ani przez szkolny obowiązek przychodził, bo chciał.

Ten chłopak ma serce wielkie jak świat mawiała pielęgniarka Krystyna, najdłużej pracująca w domu opieki.

Sekret, którego nikt nie znał

Przez cały czas swoich wizyt Tomek nigdy nie powiedział, iż nie był dla pani Heleny tylko przyjacielem. Był jej wnukiem. Jedynym.

Historia była smutna: gdy Helena zaczęła zapominać, jej jedyny syn, ojciec Tomka, postanowił umieścić ją w domu opieki. Na początku odwiedzał ją często, ale z czasem wizyty stały się rzadsze aż w końcu zupełnie przestał przychodzić. Mówił, iż widok matki w takim stanie sprawiał mu zbyt wielki ból. Tomek nie mógł pojąć, jak można ją zostawić samą.

W domu ojciec unikał tematu. To już nie ta sama kobieta mówił zimno. Lepiej, żeby tam została.

Ale dla Tomka ona wciąż była jego babcią. choćby jeżeli nie pamiętała jego imienia, choćby jeżeli czasem nazywała go Stanisławem albo Janem, wiedział, iż gdzieś głęboko w jej umyśle wciąż była miłość.

Wyznanie

Pewnej zimowej popołudnie, gdy czesał ją przy oknie, Helena spojrzała na niego uważnie. Jej oczy, na moment, zdawały się go rozpoznawać.

Masz oczy mojego syna szepnęła.
Tomek się uśmiechnął.
Może los mi je pożyczył.
Ona zniżyła głos, jakby zdradzała sekret.
Mój syn odszedł, gdy zaczęłam zapominać Powiedział, iż już nie jestem jego matką.

Tomkowi zabolało, ale jej nie zaprzeczył. Ścisnął jej dłoń mocno.
Czasem, gdy pamięć odchodzi, ludzie też odchodzą. Ale nie wszyscy zapominają.

Spojrzała na niego, jakby te słowa dały jej ukojenie, a potem znów zanurzyła się w swoich myślach.

Ostatnie lato

Tego roku Helena zaczęła częściej chorować. Dni, w których była w dobrej formie, stawały się rzadkością, czasem nie mogła choćby wstać z łóżka. Tomek przez cały czas ją odwiedzał, choćby po to, by poczytać jej, gdy spała, albo zostawić kwiaty na stoliku.

Pewnego popołudnia lekarz z domu opieki porozmawiał z nim.
Synu, twoja babcia jest bardzo słaba. Może nie doczekać zimy.
Tomek opuścił głowę, ale nie płakał. Wiedział, iż ten moment nadejdzie.

W jej ostatnie urodziny przyszedł z całym bukietem polnych kwiatów. W pokoju pachniało łąką. Spojrzała na niego i, z jasnością umysłu, której nie okazywała od miesięcy, powiedziała:
Dziękuję, iż o mnie nie zapomniałeś.
To był ostatni dzień, kiedy mogli ze sobą rozmawiać.

Pożegnanie

Helena odeszła cichym świtem. Na jej nocnym stoliku pozostał tylko jeden zwiędły, ale nienaruszony kwiat, jakby trzymał się ostatkiem sił, dopóki ona nie odeszła.

Pogrzeb był skromny. Przyszło kilka osób: kilku dawnych współpracowników, personel domu opieki i Tomek. Jego ojciec pojawił się w ostatniej chwili, poważny, bez łez.

Pielęgniarka Krystyna, wzruszona, podeszła do Tomka.
Synu, dlaczego nigdy nie przestałeś przychodzić?
Tomek spojrzał na nią z zaczerwienionymi oczami.
Bo to była moja babcia. Wszyscy ją opuścili, gdy zachorowała. Ja nie. choćby jeżeli nie wiedziała, kim jestem.

Jego ojciec, który usłyszał te słowa, spuścił głowę ze wstydem. Nic nie powiedział, ale po ceremonii podszedł do Tomka i położył mu dłoń na ramieniu.
Zrobiłeś to, czego ja nie potrafiłem szepnął. Dziękuję.

Epilog

Minęły lata. Tomek dorósł, skończył studia i został pisarzem. Jego pierwsza książka nosiła tytuł Kwiat, który nigdy nie zwiędnął i była dedykowana pamięci pani Heleny.

W dedykacji napisał: Dla mojej babci, która nauczy

Idź do oryginalnego materiału