Zbrodnia z widokiem z okna
Jadwiga nie mogła usiedzieć w miejscu — krążyła po mieszkaniu jak zwierzę w klatce. Jej niepokoiło zachowanie męża. Ostatnimi czasy Krzysztof stał się niezwykle uważny: pomagał w domu, gotował smaczne obiady, przynosił kwiaty. Wszystkie te oznaki troskliwości budziły w niej podejrzenia. “Z pewnością coś przeskrobał”, myślała Jadwiga, podchodząc do okna. Jej wzrok mimochodem opadł w dół — i serce ścisnęło się w piersi. Odskoczyła gwałtownie. “Czyżby był zdolny do czegoś takiego?” — wyszeptała, nie mogąc uwierzyć własnym oczom.
W tej samej chwili za plecami rozległ się kobiecy głos. To była jego żona — Elżbieta.
Krzysztof stał przy oknie, obserwując, jak Jadwiga, ich sąsiadka, wyprowadza swojego małego pieska, Burka. Elżbieta podeszła, również wyjrzała przez okno i natychmiast się zaniepokoiła.
— O czym tak rozmyślasz? — spytała z lodowatym chłodem w głosie.
— O pracy — westchnął, unikając jej wzroku. — Jeden z pracowników narozrabiał, teraz muszę wszystko poprawiać.
Spojrzała na męża uważnie. Coś w jego tonie i wyrazie twarzy zdradzało kłamstwo. Ale tylko skinęła głową i odeszła do kuchni.
Krzysztof czuł, jak w nim narasta irytacja. Elżbieta ostatnio coraz bardziej działała mu na nerwy: stała się drażliwa, drobiazgowa. Zaczął szukać ciepła gdzie indziej. I znalazł — w Jadwidze. Była cicha, uśmiechnięta, mieszkała sama piętro wyżej.
Tamtego wieczora w pracy wyłączyli prąd i odesłano go wcześniej do domu. Poleżał chwilę, potem wyszedł na spacer. Jadwiga akurat była na podwórku. Nie wytrzymał — podszedł, zaczęli rozmawiać. Skończyło się w kawiarni. A potem — w jej mieszkaniu.
Rano obudził się z poczuciem winy. W domu wisiało ich ślubne zdjęcie — on i Elżbieta, młodzi, zakochani. Przypomniał sobie, jak przysięgał jej wierność. “Na zawsze” — to słowo teraz brzmiało jak szyderstwo.
Przygotował obiad — zapiekankę, ulubioną potrawę Elżbiety. Gdy wróciła z pracy, zmęczona, ale zadowolona, pochwaliła go, choćby pocałowała. A on stał z wymuszonym uśmiechem i w myślach przewracał ostatnie wydarzenia.
Kilka dni później miał wolne. Unikał Jadwigi, czuł się brudny. Ale ciągnęło go do niej jak magnes. Gdy Elżbieta wyszła do pracy, znów znalazł się w mieszkaniu sąsiadki.
Elżbieta zaczęła dostrzegać zmiany. Krzysztof stał się nadmiernie pomocny, ale i zdystansowany. Czuła, iż coś ukrywa. I pewnego dnia, widząc, jak ukradkiem zerka na Jadwigę przez okno, wszystko stało się jasne.
Awantura wybuchła w kuchni.
— Śpisz z nią? — wyrzuciła z siebie, wskazując palcem w stronę okna.
Krzysztof zastygł. Potem zaczął wykrztuszać bezsensowne wymówki, ale było już za późno. Wyrzuciła go bez wahania.
— Idź do niej! Wygodnie ci się ustawiłeś, piętro wyżej. Wyprowadź się!
Próbował coś tłumaczyć, ale Elżbieta już nie słuchała. Wyszedł, pakując rzeczy, i niedługo jego głos rozległ się na klatce schodowej:
— Jadziu… Wpuścisz mnie? Wyrzuciła mnie…
Jadwiga, widocznie zaskoczona takim obrotem spraw, po chwili wahania otworzyła drzwi.
A po policzkach Elżbiety płynęły łzy. Nie z bólu — z rozczarowania. Myślała, iż przynajmniej spróbuje walczyć, ale odszedł od razu. Bez słowa. Bez próby ratowania. Bez wstydu.
I postanowiła: “Lepiej już być samą, niż z kimś, kto tak łatwo zdradza”. A jutro… kupi sobie kota. Albo psa. One przynajmniej są wierniejsze niż większość ludzi.