Zdrada przy filiżance herbaty: Opowieść

twojacena.pl 3 dni temu

Zdrada przy filiżance herbaty: Historia Zofii

Zofia wracała do domu z pracy, a w sercu czuła lekkość – dziś pozwolono im wyjść wcześniej. Ulicy podwarszawskiego Piaseczna tchnęły wiosennym ciepłem, a ona zastanawiała się, jak spędzić niespodziewanie wolny wieczór.

„Może zajrzę do Haliny?” – przemknęło jej przez myśl. „Dawno się nie widziałyśmy.”

Decyzja przyszła natychmiast. Zofia wpadła do cukierni po sernik z rabarbarem i pół godziny później stała już pod drzwiami przyjaciółki.

„Cześć!” – Halina szeroko otworzyła drzwi, a w jej oczach błysnęła dziwna iskra.
„A ja do ciebie w gości!” – uśmiechnęła się Zofia, podając pudełko z ciastem.
„Wejdź, mam dla ciebie niespodziankę” – nagle powiedziała Halina, a w jej głosie zadrżała dziwna nuta.
„Jaką niespodziankę?” – Zofia zaniemówiła, ale mimo to weszła do kuchni. Tam stanęła jak wryta, widząc to, co Halina nazwała „prezentem”.

„Przyjaciółki niezamężne nie mają miejsca w domu zamężnej kobiety” – mawiała Zofii jej babcia. „Trzymaj je z daleka, nie otwieraj duszy, bo łez się napłaczesz.”

Zofia zawsze słuchała mądrości babci, a i przyjaciółek miała niewiele. Jedne rozmyły się w wirze lat, z innymi drogi rozeszły się po kłótniach. Tylko Halina pozostała wierną towarzyszką. Ich przyjaźń, zahartowana jeszcze w podstawówce, trwała niemal czterdzieści lat. Dzieliły razem euforii i smutki: Zofia z mężem Wojciechem wychowali dwójkę synów, wysłali ich na studia do Krakowa, a Halina cieszyła się sukcesami córki Ani i marzyła o jej szczęśliwej przyszłości.

„Moje szczęście się nie spełniło, ale niech już chociaż Ani się uda” – wzdychała Halina.
„Nie mów tak” – pocieszała Zofia. „Ania to rozsądna dziewczyna, wszystko jej się ułoży. I tobie narzekać nie wypada: córka wspaniała, mieszkanie przytulne. No, z mężem nie wyszło – to oczywiście trudne.”
„Trudne, iż tyle lat znosiłam jego wybryki, wszystko wybaczałam” – odpowiadała gorzko Halina. „Myślałam, iż się opamięta, a on tylko gorzej się stawał.”

Zofia znała historię przyjaciółki jak własną. Mąż Haliny, Krzysztof, całe życie uganiał się za kobietami. Gdy ona sama ciągnęła córkę, pomagała rodzicom i harowała na dwóch etatach, on bawił się adoracją innych. Czasem udawało mu się ukrywać romanse, ale częściej kończyło się awanturami. Krzysztof przysięgał, iż się zmieni dla rodziny, a Halina znowu wierzyła. Tak minęło dwadzieścia lat, aż trzy lata temu nie odszedł do młodszej kochanki.

„Ania już dorosła, wszystko zrozumie, a my z tobą jesteśmy sobie obcy, więc po co przedłużać?” – rzucił wtedy.

Gdy Halina próbowała otrząsnąć się po rozwodzie, Krzysztof zabrał wszystkie ich oszczędności. Mieszkanie należało do jej rodziców, więc nie miał prawa rościć do niego pretensji. Pieniądze uznał za „słuszne odszkodowanie” za wspólne lata. W te czarne dni Zofia była jedyną, która podtrzymywała przyjaciółkę na duchu.

„Mamo, przecież sama powtarzałaś słowa babci, iż niezamężne przyjaciółki nie powinny przychodzić do zamężnych” – przypominała Zofii starsza córka, Ewa.
„Nie wymyślaj” – machnęła ręką Zofia. „Z Haliną jesteśmy jak siostry, nie mogę jej teraz zostawić.”
„No co ty, mamo, żartujemy tylko” – wtrącił młodszy syn, Tomek. „Tylko iż ty nas tymi babcinymi przysłowiami zamęczasz, a sama Halinę prawie codziennie do nas sprowadzasz.”
„Co za bzdury?” – oburzyła się Zofia. „Czy naprawdę myślicie, iż Halina będzie odbierać wam ojca albo burzyć naszą rodzinę? Ona i Ania są dla nas jak własna krew, przestańcie pleść głupoty!”
„No żartujemy, żartujemy” – śmiała się Ewa. „Ciocia Hala to jak rodzona ciotka, jakież tam romanse w waszym wieku?”

Zofia nie zwracała uwagi na docinki dzieci. W młodości naprawdę słuchała rad babci, ale Wojciech nigdy nie dawał powodów do podejrzeń. Spokojny, solidny, całe życie pracował dla rodziny, a weekendy spędzał w domu, czytając gazetę lub majsterkując. Kiedyś przyjaźnił się z Krzysztofem, ale po rozwodzie Haliny kontakt się urwał. Zofia i Wojciech stanęli po stronie przyjaciółki, a Krzysztof sam odciął się, rozpoczynając nowe życie.

„Halinie samej ciężko, trzeba ją zapraszać na święta” – często mówiła Zofia, a Wojciech przytakiwał.
„Hala ma cieknący kran, sprawdź, co tam jest” – prosiła męża, a on bez słowa szedł naprawiać.
„W sobotę Hala prosiła o pomoc z samochodem” – ciągnęła Zofia. „Trzeba przewieźć meble z działki, a obcego wynajmować nie chce.”

Wojciech milcząco wykonywał prośby: naprawiał, woził, pomagał. Halina w podzięce przysyłała warzywa z ogródka, piekła ciasta, a wszystko wydawało się naturalne.

„Jesteś naiwna” – kręciła głową koleżanka z pracy, Marysia. „Naprawdę tak ślepo ufasz przyjaciółce i mężowi, iż zostawiasz ich samych?”
„Nie gadaj głupot” – śmiała się Zofia. „Z Haliną jesteśmy jak siostry, była świadkiem na naszym ślubie. Z Wojtkiem prawie trzydzieści lat razem i nigdy nie było powodu do podejrzeń. W młodości to były namiętności, a w naszym wieku już nie ma czasu w romanse.”
„No cóż, życie bywa zaskakujące” – wątpiąco odpowiadała Marysia.

Zofia naprawdę nie miała wątpliwości co do najbliższych. Myśl, iż między nimi mogłoby być coś więcej, wydawała jej się absurdalna. Ale tego dnia, gdy bez zapowiedzi zajrzała do Haliny, jej świat runął. W kuchni, w wygodnym szlafroku, nad talerzem żurku siedział Wojciech.

„Co to ma znaczyć?” – głos Zofii zadrżał. „Przecież miałeś być na rybach! Halina znowu czegoś potrzebowała?”

Halina podeszła bliżej, jej twarz była stanowcza.
„Posłuchaj, Zosiu, porozmawiajmy szczerze. Może i lepiej, iż zobaczyłaś prawdę. Męczyło nas ukHalina westchnęła ciężko i spojrzała w oczy Zofii, mówiąc cicho: „Wojtek i ja zakochaliśmy się w sobie, choć nigdy nie chcieliśmy cię zranić.”

Idź do oryginalnego materiału