*12 czerwca 2023*
*Dzisiaj wydarzyło się coś, co przewróciło mój świat do góry nogami. Nigdy nie sądziłam, iż moja własna siostra może mi to zrobić…*
– Elżbieto, co ty wyprawiasz?! – Głos Haliny drżał z oburzenia. – Jak mogłaś tak postąpić? Przecież jesteśmy rodziną!
– A czego się spodziewałaś? – warknęła Elżbieta, nie odrywając wzroku od dokumentów rozłożonych na kuchennym stole. – Że będę siedzieć i czekać, aż doprowadzisz ten dom do ruiny?
– Do ruiny? – Halina złapała się za poręcz krzesła. – Trzymałam go w ryzach przez trzydzieści lat! Od śmierci mamy i taty! A ty gdzie byłaś?
– Oczywiście, znowu twoje „gdzie byłaś” – przedrzeźniała Elżbieta, podnosząc na siostrę zimne spojrzenie. – Pracowałam, między innymi. Zarabiałam pieniądze. Nie kurczyłam się jak pasożyt przy rodzicach do czterdziestki.
Halina poczuła, jak ugina się pod nią podłoga. Powoli opadła na krzesło, wpatrując się w papiery.
– To… to naprawdę jest testament? – wyszeptała.
– Tak – krótko odparła Elżbieta. – Mama zostawiła dom mnie. W całości. A ty możesz szukać sobie innego mieszkania.
– Ale jak… Kiedy ona to zrobiła? Przecież w ostatnich miesiącach ledwo panowała nad myślami…
– Właśnie dlatego przyjechałam. Ktoś musiał zająć się jej sprawami, kiedy ty biegałaś po aptekach i szpitalach.
Halina patrzyła na siostrę i nie poznawała jej. Elżbieta zawsze była twarda, ale aż takiej bezwzględności się po niej nie spodziewała.
– Elu, porozmawiajmy jak ludzie – spróbowała złagodzić ton. – Rozumiem, iż masz prawo do swojej części. Ale wyrzucać mnie…
– Nikt cię nie wyrzuca – Elżbieta zebrała dokumenty w staranną stertkę. – Możesz wynająć pokój. Za rozsądną cenę, oczywiście.
– Wynajmować pokój w rodzinnym domu?! – Halina nie wierzyła własnym uszom. – Żartujesz?
– Absolutnie nie. Własność to własność.
Halina wstała i zaczęła chodzić po kuchni. Każdy kąt był przesiąknięty wspomnieniami. Tu stał ulubiony fikus mamy, który podlewała codziennie przez piętnaście lat. Tam – słoiki z przetworami, które robiły wspólnie każdej jesieni.
– Pamiętasz, jak mama mówiła, iż ten dom ma zostać w rodzinie? – spytała cicho. – Że mamy go zachować dla wnuków?
– Wnuków ty nie masz – odcięła się Elżbieta. – Ja mam Adama i Zosię. Im to przypadnie.
– Twoje dzieci choćby na pogrzeb nie przyjechały! A ja opiekowałam się mamą każdego dnia!
– Opiekowałaś się, opiekowałaś – machnęła ręką Elżbieta. – I co z tego? I tak skończyła w szpitalu.
Te słowa przeszyły Halinę jak nóż. Sama miała sobie za złe, iż nie zapobiegła udarowi matki.
– Wiesz przecież, iż zrobiłam, co mogłam…
– Wiem. Ale to nie wystarczyło.
Zadzwonił dzwonek. Elżbieta poszła otworzyć, a Halina została w kuchni, wciąż oszołomiona.
– O, Halina, jesteś tu? – W drzwiach stanęła sąsiadka, ciocia Wanda, z siatką zakupów. – Jak się trzymasz, kochanie?
– Jakoś – skłamała Halina, ocierając łzy.
– Słyszałam, iż Elżbieta przyjechała – rzuciła ciocia Wanda, spoglądając na papiery. – Sprawy spadkowe załatwiacie?
– Tak – sucho odpowiedziała Elżbieta, wracając do kuchni.
– Pamiętam, jak wasza mama zawsze mówiła, iż Halina to jej wierna córka – ciągnęła sąsiadka, nie wyczuwając napięcia. – Została przy niej, nigdzie nie wyjeżdżała…
Elżbieta zacisnęła usta.
– Wandziu, przepraszam, ale mamy rodzinne sprawy do omówienia.
Po wyjściu sąsiadki Elżbieta wyjęła z torby kolejne dokumenty.
– Umowa najmu – oznajmiła rzeczowo. – Możesz zatrzymać większy pokój i kuchnię. Cztery tysiące złotych miesięcznie.
– Cztery tysiące?! – Halina poczerwieniała. – Cała moja emerytura to ledwo pięć!
– Znajdź dodatkową pracę. Albo wprowadź się do mniejszego mieszkania.
– Elżbieto, co się z tobą stało? – Halina opadła na krzesło. – Zawsze byłyśmy blisko. Tak, wyjechałaś do miasta, założyłaś rodzinę, ale nigdy się nie kłóciłyśmy.
– Nie kłóciłyśmy, bo milczałam – odparła Elżbieta. – Milczałam, gdy rodzice utrzymywali cię przez lata. Milczałam, gdy kupili ci mieszkanie, a mnie powiedzieli, iż nie mają pieniędzy.
– Pracowałam! – obruszyła się Halina. – W szkole, w bibliotece!
– Za grosze. I tak żyłaś na ich garnuszku.
Po raz pierwszy Halina ujrzała w oczach siostry nie tylko chłód, ale i starą, głęboką urazę.
– jeżeli uważałaś to za niesprawiedliwe, mogłyśmy porozmawiać…
– Z kim? Z mamą, która widziała w tobie ideał? – Elżbieta wstała i podeszła do okna. – Wiesz, kiedy mama zmieniła testament? W maju, gdy leżałaś w szpitalu.
Halina zamarła.
– Przyjechałaś specjalnie?
– Miałam urlop. Postanowiłam pomóc mamie.
– I namówiłaś ją.
– Nic nie musiałam namawiać – syknęła Elżbieta. – Powiedziałam tylko, jak ciężko sobie radzę. Mama sama zdecydowała.
– Była chora! Miała problemy z pamięcią!
– Ale do notariusza dotarła. I wszystko wyraźnie wyjaśniła.
Halina przyjrzała się siostrze uważnie. Siedziała wyprostowana, ale wzrok zdradzał nerwowość.
– A notariusz nie zapytał, dlaczego zmienia testament na korzyść córki, która mieszka w mieście?
– Jego rolą nie jest rozstrzyganie rodzinnych sporów.
Po wyjściu Elżbiety Halina została sama w pustym domu. Każdy przedmiot nagle stał się obcy.
Nazajutrz ciocia Wanda przyniosła plotkę:
– Sąsiedzi Kowalscy chcą kupić ten dom. Rozmawiali już z Elżbietą.
Halina wzięła album ze zdjęciami. Na jednym stały we trzy przed domem – mama uśmiechnięta, otulająca ramionami córki.
*Nie dam temu domu odejść w obce ręce*. *Nawet jeżeli będę musiała walczyć z własną siostrą.*